Recenzja filmu

Czarny Jezus (2020)
Luca Lucchesi

O zarażaniu nadzieją

Dokumentalista działa zgodnie ze słuszną dewizą, która głosi, iż nie ma jedynej słusznej racji, gdy trudności leżą po obu stronach. Przypatruje się więc mieszkańcom Siculiany żyjącym tam od
O zarażaniu nadzieją
W Siculianie, miasteczku na południu Włoch, wszystko kręci się wokół Jezusa. Lokalny kult cudownego krucyfiksu sprawia, że syn boży to odmieniana przez przypadki (w kościele, na targu, w kuchni) gwiazda, wszechmocny dobrodziej, łączący pokolenia cudotwórca i cierpiący za ludzkie grzechy przyjaciel, do którego w każdej chwili można zagadać. W słonecznej mieścinie ukrzyżowany Chrystus co roku peregrynuje ze świątyni, niesiony przez wybrańców między odrapanymi kamienicami. Podczas gdy czarna drewniana rzeźba otaczana jest powszechną miłością, czarni z krwi i kości nie są tu mile widziani. Szczególną niechęć wzbudzają lokatorzy uruchomionego w 2014 r. ośrodka dla uchodźców. Choć modlą się do tego samego boga, w tym samym czasie oprotestowywani są na antyuchodźczych manifestacjach tuż za rogiem.

Ile w tej niechęci słuszności, ile sprzeczności, a ile egoizmu? Do sedna sprawy próbuje dotrzeć debiutujący w pełnym metrażu Luca Lucchesi. Jego dokument, napisany z Hellą Wenders – siostrzenicą produkującego film Wima Wendersa – to ciekawy przypadek wybijającej się ponad publicystyczne banały, mieniącej się odcieniami szarości, bacznej na różne obyczajowe i życiowe uwarunkowania obserwacji. Dokumentalista działa zgodnie ze słuszną dewizą, która głosi, iż nie ma jedynej słusznej racji, gdy trudności leżą po obu stronach. Przypatruje się więc mieszkańcom Siculiany żyjącym tam od pokoleń i oddaje głos skrzywdzonym przez los uchodźcom. Nikogo nie pozbawia twarzy, z każdym pozwala empatyzować. Społeczny przekrój sycylijskiego miasta mieni się płciami, metrykami i kolorami skóry. Twórca łączy różne perspektywy i wrażliwości. Z ciekawością bada wielowiekową tradycję kulturowego tygla, z jakiego wyrosła nadmorska gmina, i równocześnie dziwi się uprzedzeniom adresowanym do mocno zagubionych, próbujących asymilować się chłopaków z Ghany. Przysłuchuje się starzejącemu się miastu biedniejących, przeżywających kryzys bezrobocia, pozbawianych przyszłości tubylców, i zaskakuje go marnowany potencjał zawieszonych w oczekiwaniu na dokumenty i status, gotowych wlać w to społeczeństwo nową krew uchodźców. Notuje lęki przed zdominowaniem przez obcą kulturę i równocześnie ukazuje wspólnotę religijnych doświadczeń Europejczyków i Afrykanów skupionych wokół tego samego "Czarnego Jezusa".

To problemy w zachodnim świecie niemal powszechne. Tytułowa figura, choć stanowi reprezentację tamtejszej egzotyki, koncentruje fascynujące paradoksy i wybiórczości myślenia znane również z innych szerokości geograficznych. Z urodzonym w Palestynie bogiem-uchodźcą na ustach i bogiem, który dał człowiekowi do dysponowania swoją własną ziemię, ludzie nieraz ośmieszają ewangeliczne przykazanie miłości dla słabszych. Lucchesi bada źródła imigranckich lęków i wychodzące na jaw podwójne standardy chrześcijańskiej kultury. Do badania wystarczy mu sama proza życia: uliczne rozmowy i brane mimochodem świadectwa. Zadziwia baczne oko i ucho reżysera, gdy udaje mu się np. sięgnąć samych językowych uprzedzeń ("Jezus jest czarny od wszystkich naszych grzechów. Wcześniej był biały") czy pokazać toksyczność zero-jedynkowego myślenia.

Nieobecny na ekranie dokumentalista nie ulega przy tym pochopnemu osądowi i zamiast sięgać po informacyjną bieżączkę, niejako zawiesza w czasie i miejscu tę niełatwą opowieść. Jego kamera zamiast surowo oceniać, cierpliwie czeka na spotkanie przełamujące ksenofobiczną, rasistowską niechęć. Zaprasza do komunikacji. Z pomocą zafascynowanych włoską kulturą czterech uchodźców, którzy sami z siebie postanawiają zakwestionować obojętność Sycylijczyków, dowodzi, że współdziałanie może być pierwszym krokiem do pozbycia się lęków – dyktowanych przez zastaną kulturę, rodzicielską i ogólnospołeczną presję czy własne przyzwyczajenia. Lucchesi widzi nadzieję na dialog i solidarność – i skutecznie tą nadzieją nas zaraża.
1 10
Moja ocena:
7
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?