Recenzja wyd. DVD filmu

Ludożerca (1980)
Joe D'Amato
Tisa Farrow
Saverio Vallone

Kanibalistyczna rozpacz

Rozgłos "Ludożercy" zdecydowanie przerósł jego rzeczywiste walory.
Grupa przyjaciół spędza wakacje w Grecji i postanawia zwiedzić jedną z mniej odwiedzanych wysepek, która jednak po przybyciu na miejsce okazuje się być całkowicie opuszczona, zupełnie jakby wszyscy mieszkańcy uciekli gdzieś w pośpiechu. Zaniepokojonych turystów z ukrycia obserwuje kanibal, tylko czekając na odpowiednią okazję, by zaatakować...

Rok po premierze ubóstwianego w kręgach wielbicieli krwawego kina "Mrocznego instynktu"Joego D'Amato(pseudonimAristide Massaccesiego) światło dzienne ujrzał kolejny horror włoskiego filmowca, który z upływem lat również zyskał sobie tytuł kultowego oraz ikonowego dla reżysera. Fabuła"Ludożercy"jest do bólu sztampowa, lecz to nie ona ma przyciągać widzów przed ekran, a graficzne sceny gore, zrealizowane za pomocą niezwykle sugestywnych rekwizytów i charakteryzacji. Dosłowna brutalność filmu w Wielkiej Brytanii zapewniła mu miejsce na niesławnej liście "Video Nasties", zawierającej pozycje, których rozprowadzanie zostało zakazane ze względu na ich "nieodpowiednią" treść. Po seansie bez trudu można się domyślić, które motywy mogły na początku lat 80. zbulwersować odbiorców, jednak trudno oprzeć się wrażeniu, że natężenie przedstawionego tutaj bestialstwa nie jest godne ogromu sławy, jaki je otacza.

To wychwalane pod niebiosa dzieło, znane głównie z krwawych scenek,o dziwo uderza bardziej klimatem niż soczystymi momentami. Mimo iż już na wstępie tasak zostaje wbity w czaszkę niczego niespodziewającej się ofiary (zapewne po to, by zachęcić do dalszego seansu widzów nastawionych na brutalne widowisko), na dosadniejszą dawkę gore musimy zaczekać nieco dłużej, niż można się było początkowo spodziewać. Jeśli tylko jest się w stanie przełknąć zalatujące turystyczną gorączką ujęcia greckich widoczków, lekką, niepasującą do charakteru filmu muzykę, sztywne dialogi i parę niepotrzebnych dłużyzn, to naprawdę da się odczuć atmosferę grozy, jaka czeka na bohaterów na małej wysepce. W pierwszej połowie obrazu jedynie sekwencja podróży łodzią do celu może być trochę męcząca, w szczególności ze wzgledu na jej długość i brak konkretnej akcji, jednak po tym, gdy wszyscy wreszcie schodzą na ląd, który później okazuje się dla nich zgubny, możemy wyraźnie odczuć zagrożenie... I w końcu zaczyna się coś dziać.

Ulice świecą pustkami, nikt nie odpowiada na wołania, jedyny telegraf na wyspie jest zniszczony... Nawet największego lekkoducha zaniepokoiłaby ta sytuacja, pewnie sprawiając, że chciałby jak najszybciej opuścić upiorne miejsce, lecz postaci w "Ludożercy"z jakiegoś powodu postanawiają samodzielnie zbadać sprawę i odkryć, co jest grane. Po znalezieniu zeżartych zwłok w jednym z opuszczonych domów wszyscy w popłochu pędzą do portu, ale jest już za późno - niezakotwiczona porządnie łódź odpłynęła, pozostaje więc liczyć na szczęście, że fale popchną ją z powrotem do brzegu. Tymczasem zbliża się zmrok i trzeba znaleźć jakieś przytulne mieszkanko, gdzie można by spędzić noc w oczekiwaniu na... No właśnie - protagoniści chyba sami nie wiedzą, na co. Pobyt bohaterów w nieznanej, ciemnej kamienicy w trakcie szalejącej na zewnątrz burzy z piorunami jest najbardziej nastrojową częścią filmu, podczas której napięcie sięga wyżyn. Nie ma wątpliwości, że coś jest zdrowo na rzeczy, a nocna pora dodatkowo sugeruje, że wkrótce zacznie się jatka.D'Amatopostawił tutaj na budowanie napięcia poprzez stopniowe, oszczędne dozowanie informacji na temat natury zagrożenia oraz czasami wręcz ślimacze popychanie akcji do przodu, co jednak wbrew pozorom nie nuży niemiłosiernie, tylko jeszcze podjudza w nas ciekawość i niepokój, rozładowane w końcu przez pojawienie się tytułowego ludożercy...

W rolę kanibala wyśmienicie wcielił sięGeorge Eastman, który jest też współautorem scenariusza i jednym z producentów obrazu. Jego charakteryzacja nie mogła wyglądać lepiej - cechuje ją sugestywny minimalizm, ograniczający się do spieczonej słońcem skóry, przerzedzonych włosów i sczerniałych zębów. Aktor wykazał się dużym zrozumieniem tego, jak powinien prezentować się uosabiany przez niego krwiożerczy potwór, zatem dobrze poprowadzony przez reżysera stworzył niezwykle groteskową, przerażającą swoją toporną, prawie nieistniejącą ekspresją figurę, która niewątpliwie może wystąpić w koszmarach co wrażliwszych odbiorców.Eastmannie współpracował zD'Amatotylko przy niniejszej produkcji- napisał scenariusze do kilku jego filmów i zagrał w nich główne role. Między innymiwcielił się w antagonistę w pseudosequelu "Ludożercy", "Z piekła rodem"("Rosso sangue", znanym także pod tytułem "Antropophagus 2"), orazw podobnym fabularnie dziele pornograficznym, "Porno Holocaust".

Po horrorze kanibalistycznym wyreżyserowanym przez twórcę "Mrocznego instynktu"można się spodziewać prawdziwego "gore fest", którego nie zapomnimy na długo po seansie, zwłaszcza jeśli dodać do tego etykietkę legendy, jaką fani obrazu nie omieszkali mu doczepić. Nie da się zaprzeczyć, że jest parę zgoła krwawych, pamiętnych, znakomicie zrealizowanych scenek, jak wyciąganie płodu z wijącej się kobiety i zatapianie w nim zębów na oczach przerażonego ojca dziecka (jako embrion "wystąpił" obdarty ze skóry królik) czy przeżuwanie przez kanibala swoich własnych jelit (ukazane również na plakacie). Jednak czy film,nawet biorąc pod uwagę rok produkcji,rzeczywiście dorasta do tytułu kultowego przedstawiciela twórczościD'Amato? Trudno jest nie zauważyć, że obraz nie jest aż tak odważny, jak to sugeruje jego sława, przez co raczej nie da się go postawić na równi z "Mrocznym instynktem", który zresztą przewyższa gonie tylko pod względem gore, lecz także fabuły i charakterystyki postaci. "Ludożercę"ogląda się dobrze dzięki zacnej atmosferze (pomimo całej masy niedociągnięć), ale pierwotnym celem filmu było wywoływanie wzmożonego zainteresowania widza ostrymi scenami... Niestety, następuje to nieco zbyt rzadko.

"Ludożerca"bez wątpienia jest pozycją, która zadowoli pasjonatów włoskiego kina grozy. ChociażD'Amatow swojej bogatej karierze nie nakręcił wiele pełnokrwistych horrorów gore, to głównie dzięki nim jest znany zagranicznemu widzowi, co już samo w sobie świadczy o wysokiej jakości jego pracy w gatunku.W filmie jest kilka solidnych momentów, wciąż zyskujących sobie uznanie publiki rozkochanej w fikcyjnej brutalności, i nie można odmówić im wyśmienitego wykonania oraz względnego realizmu. Szkopuł tkwi jednak w niedostatku tych kluczowych dla nurtu kanibalistycznego scen... Niedostatku tak dotkliwym, że wniosek nasuwa się sam - rozgłos obrazu zdecydowanie przerósł jego rzeczywiste walory.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Kultowy w pewnych kręgach horror Joe'ego D'Amato zyskał sobie przede wszystkim sławę, trafiając na listę... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones