Recenzja filmu

Mając 17 lat (2016)
André Téchiné

Seventeen again

Nowy film André Téchiné rozpoczyna się niczym jakiś zaginiony nowofalowy klasyk. Szybkie, roztrzęsione ujęcia natury – skąpane w słońcu drzewa, ośnieżone górskie zbocza – mają w sobie coś
Nowy film André Téchiné rozpoczyna się niczym jakiś zaginiony nowofalowy klasyk. Szybkie, roztrzęsione ujęcia natury – skąpane w słońcu drzewa, ośnieżone górskie zbocza – mają w sobie coś niezwykle świeżego i zmysłowego. Idealnie rymują się z tytułem, który przywołuje wiek siedemnastu lat. Młodzieńczo żywotna czołówka w mgnieniu oka dobiega jednak końca, a reżyser przerzuca się na tryb zwyczajowego francuskiego kina obyczajowego. Ktoś złośliwy powiedziałby, że Téchiné wrzuca autopilota. 

Oczywiście, jak większość francuskich reżyserów, Téchiné ma wielką łatwość w operowaniu tą formą. Potrafi brawurowo kreślić obyczajowe tło. Życie wygląda u niego faktycznie jak życie: sceny rozegrane w domach rodzinnych czy na szkolnych korytarzach mają w sobie gęstość i autentyzm nieosiągalne dla operujących w podobnych rejestrach telenoweli. Tym razem twórca proponuje historię niejednoznacznej więzi między dwoma kolegami z licealnej klasy.

Damien (Kacey Mottet Klein) pochodzi z bogatego domu; na ścianie sypialni ma plakat z Davidem Bowiem, a w uchu niebieski kolczyk. Może nie bryluje na WF-ie, za to z pasją recytuje wiersze Baudelaire'a na lekcjach francuskiego. Thomas (Corentin Fila) z kolei jest adoptowanym chłopakiem afrykańskiego pochodzenia. Podróż do szkoły i z powrotem codziennie zajmuje mu 3 godziny, a po lekcjach musi jeszcze pomagać rodzicom przy zarządzaniu gospodarstwem. Chce zostać weterynarzem, ale wiejskie obowiązki nie sprzyjają zdobywaniu wysokich stopni. Francuska szkoła narracji, jakiej hołduje Téchiné, doskonale nadaje się do takiego materiału, do takich bohaterów. Reżyser zajmująco śledzi, jak meandruje relacja Damiena z Thomasem: od rywalizacji w szkolnej ławce przez eksplozje wzajemnej agresji po cień seksualnej fascynacji. 

Problem w tym, że w "Mając 17 lat" meandruje nie tylko relacja. Téchiné sprawia wrażenie, jakby nie mógł zdecydować się, jaką historię chce sprzedać. Bo rozgrywająca się między Damienem i Thomasem "tytułowa" intryga to nie wszystko. Reżyser stara się pogłębić tło konfliktu, ale tylko go rozcieńcza. Chociażby niepotrzebnym wątkiem ojca Damiena, wciąż nieobecnego w domu wojskowego pilota. Chybionym zabiegiem jest też podział filmu na rozdziały: każdy z nich przyporządkowany kolejnemu trymestrowi ciąży. Skąd ten pomysł? Otóż przybrana matka Thomasa spodziewa się własnego dziecka i chłopak odbiera to jako zagrożenie dla swojej pozycji "przyklejonego" członka rodziny. Dziwi jednak, że Téchiné organizuje całą fabułę wokół owych dziewięciu ciążowych miesięcy, bo w zasadzie zostawia tę sprawę na bocznym torze. Służy mu ona głównie jako scenariuszowy wytrych, by zbliżyć do siebie parę bohaterów. Matka Damiena (Sandrine Kiberlain), Marianne, zaprasza bowiem Thomasa, by zamieszkał z nimi do czasu porodu – ewidentnie ślepa na rosnący antagonizm między młodzieńcami.

Bardziej trafiony jest temat napięć na tle rasowym i klasowym. Kiedy chłopcy wdają się w bójkę, dyrektor szkoły automatycznie zakłada, że to Thomas jest agresorem. Marianne oczywiście oburza się na tego typu stereotypy. Miejscami trudno jednak powiedzieć, czy Téchiné traktuje jej światłe odruchy na serio czy z ironią. Kiedy kobieta bez żenady wyznaje, że jest dumna z wrażliwości swojego syna albo narzeka, że miała trudne życie, bo… rodzice wysłali ją do prywatnej szkoły i kazali być wzorową uczennicą – brzmi to raczej jak karykatura "zatroskanej mieszczanki". Zresztą jej gest przygarnięcia obcego chłopca, żeby ten miał bliżej do szkoły i mógł podciągnąć stopnie, wydaje się równie osobliwy.

Niepewność co do intencji reżysera potęguje też dziwny refren filmu: w środku sceny pojawia się nagle niezręczne wyciemnienie, a po niej następuje sygnalizująca upływ czasu, niemalże parodystyczna sekwencja "piosenkowa". Ale – wbrew temu, jak to wygląda – Téchiné chyba nie chce drwić ze swoich bohaterów. Reżyser znany jest przecież z wrażliwości na zawirowania ludzkiej egzystencji, z sumiennego portretowania, jak zaplata się francuska sieć klasowych, rasowych i seksualnych uwarunkowań. Nieregularna forma "Mając 17 lat" bierze się więc raczej z mimetyzmu, z próby odzwierciedlenia życia w jego równoczesnej małości i wzniosłości, straszności i śmieszności. Wychodzi jednak kolejny przykład zwyczajowego francuskiego mieszczańskiego kina. A że większość filmu rozgrywa się na wsi, nie w mieście? Widocznie mieszczaństwo to stan umysłu.
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik 1985, absolwent filmoznawstwa UAM. Dziennikarz portalu Filmweb. Publikował lub publikuje również m.in. w "Przekroju", "Ekranach" i "Dwutygodniku". Współorganizował trzy edycje Festiwalu... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones