Recenzja filmu

Matterhorn (2013)
Diederik Ebbinge
Ton Kas
René van 't Hof

Mężczyźni zranieni

"Matterhorn" bardzo łatwo można byłoby uznać za kino propagandowe, nawołujące do tolerancji. Czasami przesłanie to ociera się o łopatologię, jak chociażby w scenie, w której ważna dla Freda
Niezbadane są wyroki losu. Bo też któż by pomyślał, że dwóch kiedyś zwyczajnych mężczyzn odnajdzie zbawienie, gdy zostaną pchnięci we własne objęcia.

Fred żyje samotnie w okolicy zamieszkałej przez zagorzałych protestantów. Sam też stara się być człowiekiem Boga. Prowadzi surowe, aż do przesady pedantyczne życie. Tylko dzięki rygorowi niezmienności zachowania potrafi opanować ból, jaki na wskroś przeszywa jego duszę. Ból po stracie żony i syna. Pewnego dnia jego uporządkowana egzystencja zostanie wywrócona do góry nogami. A wszystko przez Theo, który pojawił się znikąd. Mężczyzna wydaje się bardzo ograniczony umysłowo. Niewiele mówi, niewiele potrafi zrobić, ale rozumie polecenia i wykonuje je, nawet jeśli czasem nie pojmuje dlaczego. Fred postąpił zgodnie z bożym przykazaniem i przygarnął go pod swój dach. Traktuje go trochę jak syna, a trochę jak zwierzątko. Ale to właśnie sztywna struktura codzienności, jaką narzuci Theo Fred, będzie tym, co uratuje nieznajomego. W zamian odwdzięczy się on całkowitym ignorowaniem konwenansów, przez co pojawi się na ulicy w sukience żony Freda. To zaś doprowadzi do podejrzeń sąsiadów, że Fred i Theo są gejami. Oskarżenia nie będą trafione, ale jednocześnie bliskie osobistego dramatu Freda, przez co wzbudzą jego gniew, ale też otworzą go na możliwość zaleczenia ran.

"Matterhorn"
bardzo łatwo można byłoby uznać za kino propagandowe, nawołujące do tolerancji. Czasami przesłanie to ociera się o łopatologię, jak chociażby w scenie, w której ważna dla Freda osoba śpiewa "To jest moje życie". Jednak reżyserowi udało się uniknąć banalizacji opowieści. Debiutujący w roli reżysera kinowego filmu pełnometrażowego holenderski aktor Diederik Ebbinge skoncentrował się bowiem przede wszystkim na opowiedzeniu o spotkaniu dwóch nieznajomych. Jego bohaterowie są postaciami wyrazistymi o mocno skontrastowanych osobowościach. Starcie przeciwieństw i wzajemne oddziaływanie na siebie Freda i Theo są jądrem fabuły. Cała reszta jest tego emanacją. "Matterhorn" przypomina kręgi powstające na jeziorze po wrzuceniu do wody kamienia. Wychodzą z jednego punktu, by promieniście rozszerzać się, zagarniając coraz większą przestrzeń tafli.

Fred i Theo są postaciami na tyle ekscentrycznymi, że z łatwością mogli stać się karykaturami. Ale i tego udało się reżyserowi uniknąć. Głównie za sprawą doskonałej gry obu aktorów. Dzięki nim prosta w gruncie rzeczy konstrukcja fabularna przekształca się w zniuansowany obraz życia, które nigdy nie jest tak proste, jak chcieli by je widzieć surowi protestanci. Świat nie jest czarno-biały, szczególnie tam, gdzie zaczyna się ludzkie nieszczęście.

Ebbinge być może mógł sobie pozwolić na nieco więcej lekkości i swobody w narracji. Niemniej, jak na kinowy debiut spisał się całkiem dobrze.
1 10
Moja ocena:
6
Rocznik '76. Absolwent Uniwersytetu Warszawskiego na wydziale psychologii, gdzie ukończył specjalizację z zakresu psychoterapii. Z Filmweb.pl związany niemalże od narodzin portalu, początkowo jako... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones