Recenzja filmu

Niesforny Bram (2012)
Anna van der Heide
Coen van Overdam
Katja Herbers

Mały film o edukacji

Wielkich przeżyć artystycznych się nie spodziewajcie – film w reżyserii Anny van der Heide należy do tej podejrzanej kategorii produkcji familijnych, dla których wcale niełatwo jest ustalić
Bram to jeszcze jeden uroczy chłopiec o wielkiej wyobraźni, który swoją kreatywnością i niespożytą energią ma doprowadzać rodziców do szału, a widzów – do śmiechu. Jednak rodzice uśmiechają się szeroko i wyrozumiale kiwają głowami, gdy dziecko demoluje ich dom i życie. A urok, jak to urok, jest sprawą dyskusyjną, więc z pewnością nie każdego rozczulać będzie ten spektakl. To, co odróżnia chłopca od Mikołajka z książeczek René Goscinny'ego czy Calvina ze stripu komiksowego Billa Watersona, to szaleńczy pęd do nauki – Bram chce wiedzieć wszystko, prowadzi na własną rękę notatki, snuje plany przyszłych wynalazków i niecierpliwie wyczekuje rozpoczęcia nauki w szkole. Zamierza dowiedzieć się wszystkiego o świecie, który zachwyca go swoim bogactwem, ale pierwsza klasa szybko zawodzi jego oczekiwania. Ponury nauczyciel każe rozwiązywać nudne zadania matematyczne i powtarzać litery alfabetu, a Bram nie potrafi usiedzieć w ławce, nie może się skupić, a energia roznosi go i pakuje w coraz poważniejsze kłopoty. Zaczyna odstawać od reszty uczniów i z przyszłego geniusza zamienia się w kandydata do szkoły specjalnej.



To moment, w którym film niespodziewanie przestaje być humorystyczną błahostką i skręca w niepokojącym kierunku. Szkolny konflikt między uczniem i nauczycielem nabiera personalnego charakteru i traci swój komiczny wymiar, a Bram nie tylko nie znajduje zrozumienia w szkole, ale też traci je w domu. Niedawno był pupilkiem wszystkich wokół, a teraz stał się oficjalnym wrogiem numer jeden, a przecież w jego zachowaniu i charakterze nic się nie zmieniło. Taki to już urok uroku wyjętego z zadomowionego kontekstu. Zdenerwowanie dziecka udziela się rodzicom, którzy nie rozumieją, co się dzieje i nie potrafią ustalić wspólnej strategii. A malec wcale się nie buntuje, nie goni za spektakularną psotą i nie realizuje żadnego demonicznego planu – po prostu podąża za wewnętrznym głosem i ucieka od nudy, wpadając za każdym razem w objęcia kłopotów. Impulsy, którym ulega, są silniejsze od niego. Widz, który przedawkował "Doktora House'a", zauważy u niego pewnie objawy zespołu niespokojnych nóg czy symptomy ADHD, ale twórcy filmu nie obklejają chłopca żadną medyczną metką.

Ta nagła zmiana tonacji nie wiąże się ze zmianą języka filmu, w którym ciągle dominuje wyrazisty kontur i wesołe kolory – twórcy nie przestają podkreślać  magicznego wymiaru rzeczywistości, w każdej sytuacji poszukując lekkiego, humorystycznego skeczu. Film ma więc nieco podobne ambicje do robiących furorę skandynawskich książeczek dla dzieci w rodzaju "Wielkiej księgi siusiaków" Dana Höjera czy "Małej książki o kupie" Pernilli Stalfelt, wprost i przystępnie opisujących często tabuizowane tematy. Historia Brama jest ostatecznie dużo bardziej zachowawcza, bo nie wkracza na terytorium aż tak ryzykowne. Specjalizująca się w filmach dla dzieci scenarzystka Tamara Bos wydaje się po prostu skłaniać ku nagłaśnianej od jakiegoś czasu przez media teorii, że ADHD nie istnieje. Nie szuka nazwy dla problemu, ale pozwala spotkać chłopcu na krętej edukacyjnej ścieżce gotowego na wyzwania i kreatywnego nauczyciela. Zamiast iść do szkoły specjalnej i łykać medykamenty, Bram przy wsparciu rodziców i indywidualnym podejściu zaczyna odnosić szkolne sukcesy, udowadniając, że z jego intelektem i zdrowiem psychicznym jest wszystko ok.



Wielkich przeżyć artystycznych się nie spodziewajcie – film w reżyserii Anny van der Heide należy do tej podejrzanej kategorii produkcji familijnych, dla których wcale niełatwo jest ustalić właściwego odbiorcę. Chciałby oczywiście godzić ambicje rozrywkowe z edukacyjnymi, ale jest zbyt ugrzeczniony, by konkurować z masowymi produkcjami "dla całej rodziny". Jest też na tyle przezroczysty, że w zależności od zainwestowanych emocji każdy może tu zobaczyć, co chce: historię rozpuszczonego dzieciaka, przypadek patologicznie niewrażliwego nauczyciela albo scenariusz przykrywający realny problem banałem o cieple i zrozumieniu. Zamiast wspólnego gruntu, na którym dzieci i dorośli mogliby się spotkać, reżyserka oddaje każdemu kawałek podłogi. Dzieci najgoręcej będą pewnie kibicować kolejnym aktom "uroczego" wandalizmu. Dorośli podpatrzą może jakieś wychowawcze sztuczki, ale perspektywa dziecka pozostanie niedostępna, ukryta pod bezpiecznymi schematami opowieści o urwisach. Może jednak "Niesforny Bram" pomoże im spotkać się gdzieś na linii granicznej, dając wspólny temat i wspólny punkt zaczepienia? 
1 10
Moja ocena:
5
Rocznik '82. Urodzony w Grudziądzu. Nie odnalazł się jako elektronik, zagubił jako filmoznawca (poznański UAM). Jako wolny strzelec współpracuje lub współpracował z różnymi redakcjami, z czego... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones