Recenzja filmu

Noc Dziękczynienia (2023)
Eli Roth
Patrick Dempsey
Addison Rae

Ostatnia wieczerza.

Eli Roth zaprasza nas do zajęcia miejsca przy suto zastawionym stole. Widzimy na nim wiele dobrze znanych, tradycyjnych dań, zachęcająco wyglądająco przystawkę i dla kontrastu podejrzanie
Rok po makabrycznych wydarzeniach, w których ludzie dosłownie ginęli w walce o promocje związane z czarnym piątkiem, miasteczko Plymouth i jego mieszkańcy są nawiedzani przez seryjnego mordercę, czerpiącego z tradycji Święta Dziękczynienia.

Noc Dziękczynienia” miała swoją premierę w 2023 roku. Jest to horror typu slasher przechodzący momentami w gore. Na stołku reżyserskim zasiadł Eli Roth, czyli człowiek znany ze swej współpracy z Quentinem Tarantino - przy m.in. „Bękartach wojny” czy „Grindhouse”, z którego pierwotny pomysł na właśnie „Noc Dziękczynienia” pochodzi. Jeśli chodzi o horrory to odpowiadał on za znany fanom krwawych filmów – „Hostel” czy „Śmiertelną gorączkę”.


Eli Roth zaprasza nas do zajęcia miejsca przy suto zastawionym stole. Widzimy na nim wiele dobrze znanych, tradycyjnych dań, zachęcająco wyglądająco przystawkę i dla kontrastu podejrzanie wyglądający deser. Jak wiadomo przy takiej ilości jedzenia część z pewnością będzie dobra, ale mogą się trafić niektóre, od których dostaniemy lekkiej niestrawności.

Zaczynając od zapowiedzianej przystawki. Prologiem do filmu jest szturm ludzi na filmowy odpowiednik Walmartu, ludzi głodnych promocji (gdyż cała akcja rozgrywa się w przed dzień czarnego piątku), ludzi gotowych zabić, aby uzyskać swoją darmową gofrownicę za darmo. W tym przypadku dosłownie zabijają, biją się, krzyczą na siebie nawzajem. Jest to oczywiście satyra na temat konsumpcjonizmu i to trafna. Rzecz jasna cała sytuacja jest przerysowana i przejaskrawiona, ale czy momentami nie odbiega za bardzo od tego, co widzimy na nagraniach w sieci z prawdziwych sklepów? Jest tu użyte dużo groteski i hiperbol, które pokazując jednak makabryczne i straszne wydarzenie skupiają naszą uwagę na zachowaniu ludzi i ośmieszają je. Ciekawy punkt wyjścia do historii.


Dalej obserwujemy wydarzenia z perspektywy grupy nastolatków, którzy byli zamieszani w makabrę w sklepie, a teraz muszą się zmierzyć z czyhającym na ich życie mordercą. W tym momencie dostajemy schemat na schemacie, klisza na kliszy, czyli te tradycyjne dania. Zaczynając od tego, że naszymi głównymi bohaterami są stereotypowi nastolatkowie z liceum, czyli ładne dziewczyny i futboliści, przechodząc przez wątki, a kończąc na „zaskakującym” finale. Oryginalność twórców (poza prologiem) ogranicza się do oparcia historii na mało wyeksploatowanym w tego typu filmach Święcie Dziękczynienia, zamiast na oklepanym Halloween czy Bożym Narodzeniu. Jednakże Eli Roth świetnie ogrywa te wszystkie znane wszystkim motywy, może w innych słowach – nie nudzi nas nimi. Ma pomysł na przedstawiane mordów. Raz idziemy w tematy groteskowe, lekko kiczowate, zabawy z widzem i z mrugnięciami do niego. Raz odbijamy w stronę gore, krwistą, film nie boi się krwi, bawi się tą konwencją. Każdy rodzaj widza powinien być usatysfakcjonowany.  Ta krwawość i brutalność nie idzie tym razem w skrajność jak przy innych produkcjach Rotha. Jak najbardziej znamy to wszystko, te poszukiwania; kto kryje się za maską pielgrzyma, może ten, może tamten; te zabawy w kotka i myszkę z mordercą i inne wątki, ale nie możemy być źli na film za to, bo jednocześnie dostarcza nam to, czego od niego oczekujemy. Jeśli chodzi o bohaterów, to nie zapamiętamy ich na dłużej po seansie. Niczym się nie wyróżniają. Ale nie są oni irytujący, na siłę głupi czy coś w tym rodzaju, nawet są oni wstanie wzbudzić naszą sympatię. Za to aktorzy po prostu są. Spełniają swoją funkcję i tyle. Postacie są napisane pod linijkę do schematu, więc nie ma tu miejsca na żadne popisy, ale jednocześnie nie można (tym głównym aktorom) zbyt wiele zarzucić.


Schody zaczynają się przy trzecim akcie. Już na start dostajemy dosyć wyeksponowaną konfrontację jednej z postaci z mordercą, która jest nam zupełnie obojętna. Nie mamy z nią (postacią) żadnej więzi, przez cały film ukazana jest neutralnie lub negatywnie i nagle ni stąd, ni zowąd mamy jej teoretycznie kibicować, kiedy nam wcale nie zależy. Oglądamy to bez żadnych emocji, napięcia i z poczuciem lekko marnowanego naszego czasu przez twórców. Następnie zaczynają się dziury scenariuszowe, jedna postać znika, później pojawia się tam gdzie jest to na rękę scenarzystom, tu mamy dziwny przeskok czasowy. Można powiedzieć, że w tego typu filmach, trzeba przymykać na takie sytuacje oko i jest w tym sporo racji. Jednakże apogeum dzieje się po wyjaśnieniu całej zagadki, przez które w całej historii pojawia się wielka logiczna wyrwa, która jest trochę policzkiem dla widza (problem z czasem i miejscem postaci i mordercy przy paradzie) i wywołuje niemały zgrzyt. Jakby scenarzyści musieli w finale poskładać naprędce ze sobą zupełnie do siebie niepasujące klocki.

Gdyby nie końcówka, „Noc Dziękczynienia” była by bardzo solidnym slasherem, a tak to jest całkiem porządnym, który dostarczy fanom tego typu produkcji wciąż dużo frajdy z oglądania. Natomiast nowym widzom pozwoli wyrobić swoją opinię na temat tego podgatunku.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Noc Dziękczynienia
Dziękujemy ci, Panie, za twe hojne dary. Za wino czerwone jak krew, mięso odchodzące od kości, za bitki z... czytaj więcej
Michał Walkiewicz
Michał Walkiewicz
7