Recenzja filmu

Obywatel Kane (1941)
Orson Welles
Orson Welles
Joseph Cotten

Sprzed ery Facebooka

Ten film w ogóle się nie starzeje. Tyle było w nim nowatorstwa – od kompozycji kadru, przez użycie ścieżki dźwiękowej i budowę fabuły – że do dziś wygląda nowocześnie.
Był rok 1941, Orson Welles miał 26 lat i stworzył, ni mniej, ni więcej, tylko filmowe arcydzieło wszech czasów. Co prawda "Obywatel Kane" niezbyt spodobał się publiczności i nie odniósł sukcesu kasowego, ale przynajmniej od pół wieku przypada mu pierwsze miejsce we wszelkich rankingach i opracowaniach historii kina. Choć mody się zmieniają – co i raz czyjś talent zostaje podważony, czyjś inny na nowo doceniony – debiut Wellesa niepokonanie trwa na szczycie. I nie ma co tej tezy na siłę podważać, gdyż "Obywatel Kane" broni się bez sztucznej czołobitności – nie jako arcydzieło koturnowe, ale takie, które wciąż wspaniale się ogląda i które niesamowicie wiele od siebie daje.

Ten film w ogóle się nie starzeje, choć sama historia może się dziś wydawać archaiczna, ponieważ w czołówce najbogatszych i najbardziej wpływowych ludzi świata próżno już szukać właścicieli koncernów prasowych. Za to sposób, w jaki życiorys Kane'a, zadufanego w sobie bogacza, który stracił kontakt ze światem, opowiedziano, jest jak najbardziej na czasie. Tyle było w nim nowatorstwa – od kompozycji kadru, przez użycie ścieżki dźwiękowej i budowę fabuły – że do dziś wygląda nowocześnie.

Życie głównego bohatera poznajemy w retrospekcjach: jego dorastanie w biedzie, błyskotliwą karierę w imię ideałów służby publicznej, a w końcu rosnącą megalomanię i zamknięcie się w przepychu pałacu Xanadu. Po śmierci Kane'a pewien reporter tworzący kronikę filmową, Jerry Thompson, postanowił dojść do prawdy, kim naprawdę był ten potężny człowiek. Za klucz do rozszyfrowania Kane'a wziął ostatnie wypowiedziane przez niego słowo: "Różyczka". W rozmowach z osobami z otoczenia Kane'a zostają wyjawione różne aspekty jego biografii i osobowości.

Tylko czy w ten sposób można rzeczywiście poznać prawdę o człowieku? Czy każda rewelacja będzie jedynie złudzeniem, że dochodzimy do sedna sprawy? Wnikliwe śledztwo dziennikarzy jawi się w wydaniu Wellesa raczej jako czynność czcza, zastępcza. Także wyjaśnienie zagadki Różyczki poprzez freudowskie cofnięcie się do dzieciństwa Kane'a okazuje się tak naprawdę tylko pozornym wyjaśnieniem. Bo czy rzeczywiście saneczki ze szczęśliwych czasów młodości mówiły nam coś o zmarłym? Wellesowi udało się coś niesamowicie trudnego – przedstawił bowiem Tajemnicę. Czyli to, co byłoby mało medialne dla Thompsona, starającego się porządkować i tłumaczyć rzeczywistość.

Ale to tylko jeden z wielu aspektów i możliwości odczytania "Obywatela Kane'a". Chyba najwyraźniej wartość tego filmu podkreśla fakt, że każdy może wysnuwać inne wnioski po jego obejrzeniu. I choćbyśmy oglądali go kilkanaście razy, to za każdym razem odnajdziemy w nim coś nowego.

Dzisiejsza lektura "Obywatela…" uzmysławia, jak  od czasu powstania filmu zmieniła się rola prasy. W 1941 mogła ona dość bezpośrednio wpływać na losy obrazu: nie było tajemnicą, że Welles upodobnił postać Kane'a do osoby prasowego potentata, Williama Randolpha Hearsta. Po premierze wszystkie gazety Hearsta miały zakaz publikowania czegokolwiek o filmie. Dziś trudno sobie wyobrazić, by takie odgórne zarządzenie jednej osoby, nawet bardzo potężnej, miało podobną siłę rażenia: Mark Zuckerberg nie wytnie z Facebooka wszystkich wiadomości o "The Social Network", bo sam schemat komunikacji  zbytnio się zmienił. Żaden odseparowany od świata (fizycznie i mentalnie) w swoim Xanadu gość nie będzie w stanie zmonopolizować opinii publicznej. Ostatnie Xanadu runęło w masowej wyobraźni chyba wraz ze śmiercią Michaela Jacksona. Choć prawnuczka Hearsta jest "tylko" bogatą celebrytką i świata nie zmienia, a Wy o samym filmie czytacie nie w gazecie, a, o zgrozo, w Internecie, magia "Obywatela" pozostaje taka sama.
1 10
Moja ocena:
10
Rocznik '82. Absolwentka dziennikarstwa i kulturoznawstwa na UW. Członkini Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI. Wyróżniona w konkursie im. Krzysztofa Mętraka. Publikuje w "Kinie",... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
W 1939 roku Orson Welles otrzymał szansę o jakiej marzy każdy reżyser. Wytwórnia RKO podpisała z nim... czytaj więcej
Pisząc o tym filmie... Nie piszę o nim. Piszę o zjawisku. I już na wstępie ostrzegam: będzie... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones