Recenzja filmu

Scream Queen Hot Tub Party (1991)
Fred Olen Ray
Jim Wynorski
Jimmy Williams
Kelli Maroney

Najgorsza impreza w historii filmu

"Scream Queen Hot Tub Party" nie przyswoją nawet najbardziej zagorzali fani horroru. Nie dajcie się nabrać na znane nazwiska, tego nie da się nawet nazwać filmem.
Jakość "Scream Queen Hot Tub Party" symbolizuje wykonana w paintcie tablicą z tytułem, którą można podziwiać tuż po wciśnięciu "play". Albo z miejsca kupicie tę stylistykę, albo od razu przełączycie na coś innego. Słabość do kiczu zmusiła mnie do przetrwania tych pięćdziesięciu minut, ale zaświadczam, że nawet zagorzali fani filmów klasy Z nie mają tutaj czego szukać.

Dałem się wkręcić, przyznaję. W ciemno sięgnąłem po film w reżyserii "legend" - Jima Wynorskiego (autora m.in. "Chopping Mall" i "Piraniokondy") oraz Freda Olena Raya ("Hollywood Chainsaw Hookers") i byłem w tak dużym szoku marnością ich wspólnego przedsięwzięcia, że do ostatniej minuty wierzyłem w cud. Niestety nie nastał, a dziwaczny wytwór speców od tanich horrorów właściwie trudno nazwać filmem. Wynorski użyczył swojego eleganckiego domu, do którego wraz z Rayem zaprosił pięć popularnych scream queen z lat 80. W scenariuszu założono, że odbędzie się tam szkolenie z tworzenia "dobrych horrorów", ale okazało się, że budynek jest opuszczony (nie licząc gadającego obrazu). Co zrobilibyście w takiej sytuacji? Przebralibyście się w skąpą bieliznę i wywoływali duchy za pomocą deski ouija? Bohaterki "filmu" dokładnie tak postępują, a przyzwane zjawy nakazują im wziąć wspólną kąpiel, gdzie toczone są debaty o filmowych doświadczeniach.

Wynorski i Ray doskonale wiedzieli, na co się porywają. Ich pomysł jest tak fatalny i tak źle odegrany, że jedynym ratunkiem mogło być błyskawiczne rozebranie obsady. Żadna z kobiet występujących w "Scream Queen Hot Tub Party" nie jest wybitną aktorką, ale w tak fatalnej kondycji nie uświadczycie ich w żadnym innym filmie. Rzucają wprawdzie kilkoma niezłymi żartami (np. zasadami scream queen: 1. nie krzycz, jeśli ci nie płacą, 2. nie myśl), ale nawet ich uśmiechy są sztuczniejsze od ich biustów. Największym nieporozumieniem jest jednak brak filmu w filmie - przynajmniej połowę ekranowego czasu wypełniają sceny zaczerpnięte z innych tworów obydwu reżyserów. Dziewczyny wspominają o trudnościach związanych z np. kręceniem scen pod prysznicem i następne dziesięć minut wypełniają przywoływane fragmenty z m.in. "Masakry w domu kobiet" czy "Koszmarnych sióstr".

"Scream Queen Hot Tub Party" jest swoistym pożegnaniem ze złotą erą niemyślących, rzadko ubierających się scream queen lat 80. W kolejnej dekadzie postacie typu Sidney Prescott wykreują obraz inteligentnych "krzykaczek", które za nic nie dałyby się namówić spirytystycznej desce na posiedzenie w jacuzzi. Motywacja Wynorskiego i Raya jest oczywista - sprzedać trochę nagości przy braku kosztów. W efekcie powstało coś, co nie jest ani filmem, ani dokumentem, bardziej nudnawą kompilacją fragmentów niezłych horrorów, ale zdecydowanie lepiej sięgnąć do źródła, niż marnować czas na najnudniejszej imprezie w historii filmu.
1 10
Moja ocena:
2
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?