Recenzja filmu

Strefa interesów (2023)
Jonathan Glazer
Christian Friedel
Sandra Hüller

Niewygodna cisza

"Strefa interesów" w reżyserii Jonathana Glazera z 2023 r. opowiada o domowej idylli "rasy panów" w czasach nazistowskich Niemiec. Najważniejszy film 76. festiwalu w Cannes porusza motyw
"Strefa interesów" w reżyserii Jonathana Glazera z 2023 r. opowiada o domowej idylli "rasy panów" w czasach nazistowskich Niemiec. Najważniejszy film 76. festiwalu w Cannes porusza motyw Holokaustu, jednakże w zupełnie odmienny sposób w odróżnieniu od chociażby słynnego filmu "Chłopiec w pasiastej piżamie". "Strefa interesów" zabiera w podróż bez powrotu odważnych i uważnych odbiorców, gotowych skonfrontować się z nową definicją zła, zła głęboko zakorzenionego w ludzkiej naturze. Jonathan Glazer celowo stwarza atmosferę etycznego dyskomfortu, aby wejść w polemikę z utartym schematem, dzielącym ludzi na dobrych i złych. Jest jednak pewien element łączący te dwa antagonistyczne względem siebie pierwiastki. Reżyser przedstawił ów relatywizm moralny w sugestywny sposób na przykładzie portretu wygodnego życia rodziny Rudolfa Hossa, komendanta obozu koncentracyjnego Auschwitz.


Odbiorca nieświadomy kontekstu historycznego, kluczowego dla jakiegokolwiek zrozumienia przesłania "Strefy interesów" mógłby uznać, iż film ten staje się jedynie obrazowaniem codziennego życia niemieckiej rodziny w pięknym, jednoosobowym domku z wszelkimi udogodnieniami – ogromnym ogrodem, basenem, altaną. Nic bardziej mylnego. Pozorny spokój okazuje się nieść głębsze przesłanie. Owe perfekcjonistyczne, idealne życie niesie ze sobą w rzeczywistości trującą, tłamszącą nas od wewnątrz wygodę. Uważny odbiorca dostrzega, że sielankowa egzystencja na granicy muru koncentracyjnego jest jedynie grą pozorów, a elementy zasłanianie i wypierane przez rodzinę Rudolfa, przypominające o rozgrywającym się nieopodal dramacie milionów ludzi, samoistnie „wkradają się” do arkadyjskiego świata. Narasta w nas niepokój i chęć wydostania się z tej sielanki utworzonej na skraju piekła. Scen potwierdzających taki zabieg reżyserski jest wiele, m.in. scena, na której w jednym kadrze widzimy dzieci pluskające się w basenie w ogrodzie, a na tle zaś widać dym z komina pociągu z kolejnym transportem, rozsypywanie popiołów w ogrodzie, zabawy dzieci w gazowanie, dzieci pływające w rzece, z której Rudolf niespodziewanie wyławia ludzką szczękę, czy też zabawa tuż przed pójściem spać złotymi zębami (ofiar Holokaustu). Glazer w innowacyjny sposób przedstawił „zatuszowany” proces masowego ludobójstwa w otoczeniu wysokich temperatur lata. Rozkwitające kwiaty i roślinności, symbolizujące nadzieję i odrodzenie zostają skonfrontowane z rysującymi się nad dachami ścieżkami dymu, będącymi zapowiedzią eksterminacji. Dopiero noc odsłania przed nami większą część prawdy, której nie odpuszczają do siebie bohaterowie i my – odbiorcy – oczarowani widokiem urodnego, rajskiego ogródka i relacji ojca z ukochanymi dziećmi. Buchający ogień z kominów, przerażające krzyki, koszmary senne. To wszystko pozostaje w sferze podświadomości za dnia, jednak po zapadnięciu zmroku pobudza nawet najbardziej skamieniałe sumienia – to właśnie matka Hedwig, przyjeżdżająca z wizytą, szybko ucieka bez pożegnania, uświadomiwszy sobie fakt, iż w rzeczywistości nie znajduje się w środku prywatnego szczęścia, lecz w samym centrum czeluści piekielnych.


To zaskakujące, w jaki sposób Glazer potrafi pobudzić naszą wrażliwość, nie przytłaczając scenami zbrodni, przemocy. Zło potrafi bardzo dobrze ukrywać się w niezauważalnych na co dzień elementach. Celowo wypieramy je, starając sobie wmówić, iż możemy postrzegać ludzkość w czarno-białych barwach. Reżyser dopuszcza jednak różne odcienie szarości, stawiając pytanie, dlaczego potrafimy odczuwać sympatię do Rudolfa, kochającego bezwarunkową miłością swoje dzieci, który jednocześnie beznamiętnie słucha planów nad rozbudową fabryki zagłady ludzkości? Odpowiedź może okazuje się przerażająca, ponieważ pokazuje, że największe zło może kiełkować nie tylko wśród wielkich tyranów, potworów, lecz wśród zwykłych ludzi, takich jak my. Metaforą sugestywnie ukrytego zła pod wieloma warstwami posłużył się również Albert Camus w swej słynnej, parabolicznej powieści „Dżuma”. Tytułowa zaraza to nie tylko choroba pozbawiająca mieszkańców Oranu życia. To coś więcej. Coś gorszego niż można by przypuszczać. Epidemia potrafi w niezauważalny sposób ukrywać się, tuszując swoją obecność, aby w kulminacyjnym momencie zebrać jak największe żniwa. Tak też się dzieje w przypadku zła, które jest wpisane w ludzką naturę. Jedynie od przyjętej przez nas postawy zależy, czy poddamy się manipulacjom pewnych ideologii, czy też wybierzemy trudniejszą drogę – nieustannej pracy nad sobą i przestrzegania ustabilizowanego systemu wartości. Słowa zawarte w dziele Camusa można bezpośrednio odnieść do przesłania zawartego w filmie Glazera: Bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika [...] nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swe szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście.

Tuż obok Rudolfa postacią wartą szczególnej uwagi odbiorcy jest bez wątpienia Hedwig Hoss, względem której posiadam dość ambiwalentne odczucia. Z jednej strony realizuje ona wzorzec matki zajmującej się dziećmi i gospodarstwem domowym w myśl nazistowskiej ideologii. Stara się stworzyć idealistyczny obraz życia aryjskiej rasy na ziemiach Wschodnich. Niestety, na tym „słodzenie” owej postaci się kończy. Tak samo jak sielankowy obraz polskiej wsi oddzielony kruchą granicą od centrum największego piekła, jakie sama sobie ludzkość wyrządziła. Hedwig Hoss jest postacią niezwykle egocentryczną, wypierającą zło, jakie otacza rzeczywistość za murami pięknego domu. Co gorsza, upiększa je, starając się odkryć jego atuty. Przedstawia to symboliczna scena, kiedy kobieta mierzy używane futro, którego właścicielka zapewne pali się już w piecu krematoryjnym. W pewnym momencie w jednej z kieszeni odnajduje czerwoną szminkę. Chwila wahania nie staje na przeszkodzie, aby pomalować nią usta – być może jest to metaforyczne ujęcie, zbilżające nas do biblijnego symbolu kainowego znamienia, jakiego kobieta w ostatnim momencie stara się pozbyć? Holokaust to ludobójstwo, które posiada swoją ukrytą, wypieraną sferę – tytułową strefę interesów – Hedwig codziennie dostaje piękne jedwabie, drogie tkaniny, biżuterię, najlepsze rzeczy odebrane więźniom, uwielbiając przy tym określanie własnej osoby jako „królowej Auschwitzu” – przerażające.

Powyżej przywołane sceny parokrotnie zostają zestawione z fragmentami przedstawionymi w negatywnie. Obrazy te opowiadają o dobru, niemile widzianym w świecie pozbawionym wartości. Mała dziewczynka w różnych zakamarkach ukrywa jabłka dla więźniów obozu. Scena ta nie jest w żadnym stopniu poddana romantyzacji i nie uwzniośla aktu heroizmu, ponieważ taki sposób przedstawiania zdarzeń odbiera ich kluczową cechę – autentyzm. Być może sceny te, będące odwrotnością realiów filmu, mają stać się iskrą nadziei na to, że człowieczeństwo wciąż istnieje.

Rozwodząc się nad fabułą filmu i jego metaforycznym przesłaniem, warto również zwrócić uwagę na inne elementy, które nadbudowują atmosferę grozy i straszliwości. Reżyser, wydaje się, że poukrywał kamery w różnych zakamarkach, w taki sposób, że nie jesteśmy w stanie z bliska przyjrzeć się poczynaniom bohaterów. Dostrzegalny jest pewien dystans, który nie pozwala spojrzeć postaciom prosto w oczy, przyjrzeć się im z ludzkiej postawy. Cały sprzęt filmowy, a zatem i odbiorcy są poukrywani; śledzimy poczynania rodziny Rudolfa, czekając, aż sami zauważą i zareagują na subtelne znaki, kontrastujące ich wygodne życie z piekłem rozgrywającym się za pobliskim murem. Tak się jednak nie dzieje. "Strefa interesów" to film niezwykle wymagający, nie tylko ze względu na efekty wizualne i dźwiękowe.

Glazer rzuca nam wyzwanie, abyśmy z każdą minutą seansu odkrywali coraz to nowsze szczegóły. Po kilkunastu minutach pierwszy plan zaczyna nas nudzić – ogród, dom, pedantycznie urządzone wnętrze. Nasze oko zaczyna zatem szukać dodatkowych elementów, które nadają dziełu metaforycznego i wstrząsającego przesłania.

"Strefa interesów" przełamuje dotychczasowe sposoby realizacji motywu Zagłady w światowej kinematografii. Reżyser nie atakuje nas scenami przemocy, brutalności i rozlewu krwi. Glazer poszedł o krok dalej. Horror nie rozgrywa się w części fabularnej filmu, lecz w umyśle widza. Banalność zła przeraża jeszcze dogłębniej niż bezpośrednie odwołania do scen ilustrujących piekło. Żaden film, jaki obejrzałam przedtem, nie zapadł mi tak niewygodnie w pamięć. Przede wszystkim dlatego, że pokazuje jak każdy z nas łatwo może wyzbyć się empatii i pozwolić kiełkować złu, które niejednokrotnie staje się wyjątkowo atrakcyjne i wygodniejsze od prawdy.
1 10
Moja ocena:
10
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Recenzja Strefa interesów
Wyjątkowość tego filmu nie polega na tym, że mówi nam coś nowego o Holokauście, ale na tym, że jako jeden... czytaj więcej
Recenzja Strefa interesów
Jeden z najgłośniejszych filmów 2023 roku jest bardzo cichy, spokojny. Odgłosy cierpienia milionów ludzi... czytaj więcej
Recenzja Strefa interesów
"Strefa interesów" Jonathana Glazera to film, który wstrząsa, porusza i zmusza do głębokiej refleksji. Ta... czytaj więcej