W 1943 roku II wojna światowa była w pełni. Dwa lata temu do walk włączyły się Stany Zjednoczone i nastroje w USA nie były zbyt wesołe. Amerykanie potrzebowali odskoczni od smutnej rzeczywistości. Tą odskocznię stanowiło dla nich właśnie kino, jednak i ono stawało się coraz bardziej pesymistyczne. Warner Bros. zbijał fortunę na filmach noir z nową gwiazdą, Humphreyem Bogartem, a MGM postanowiło dać ludziom coś zupełnie innego. Zamiast wiecznie zmęczonego Bogartaz konkurencyjnego studia, wytwórnia zaproponowała widzom młodych i uśmiechniętychKathryn Grayson iGene'a Kelly'egow uroczej historyjce z jednostki wojskowej.
Obdarzona niesamowitym głosem córka pułkownika Jonesa (John Boles), Kathryn (Kathryn Grayson) wybiera się wraz z ojcem do jednostki by śpiewać dla żołnierzy. Na stacji poznaje młodego i przystojnego akrobatę Eddiego Marsha (Gene Kelly). Mężczyzna okazuje się być szeregowcem w jednostce dowodzonej przez pułkownika. Młodzi zakochują się w sobie. Związkowi sprzeciwia się matka dziewczyny, Hylary (Mary Astor). Tymczasem Kathryn postanawia zorganizować wielki charytatywny koncert dla żołnierzy. Próbuje na niego ściągnąć gwiazdy musicali MGM...
George Sidney, specjalista od musicali, średnio poradził sobie z rolą reżysera. Zamiast ożywić tę dość mdłą historyjkę, zrobił z niej pean na cześć żołnierzy. Wyszła z tego przesłodzona opowiastka ku pokrzepieniu serc.
Aktorzy średnio spisali się w swoich rolach.Kathryn Grayson jest urocza, ale nic więcej. Nigdy nie była wybitną aktorką, a jej postać jest mdła i papierowa, ciągle ładnie się uśmiecha i przymila do wszystkich.Gene Kelly spisał się ciut lepiej, bowiem jego postać jest nieco bardziej dramatyczna i daje największe pole do popisu w całym filmie. Nie jest źle, aczkolwiek patrząc na jego późniejsze kreacje mogło być lepiej.John Boles jest tylko średni. Jego pułkownik razi nadmiernym dydaktyzmem i nie wnosi nic ciekawego do filmu. Najbardziej żal mi Mary Astor. Ta wybitna aktorka po zdobyciu Oscara za genialną rolę w obrazie "Wielkie kłamstwo" została zdegradowana do grania ról matek i ciotek w musicalach takich jak ten, marnując cały swój potencjał.
Żeby tak nie krytykować, muszę przyznać, że część przedstawienia, która zajmuje połowę filmu, jest naprawdę świetna. Eleanor Powelltańczy Boogie Woogie,Judy Garland śpiewa "The Joint is Really Jumpin'" do akompaniamentu José Iturbiego, aMickey Rooney zapowiada wszystkie występy. Do tego mamy jeszczeLenę Horne w utworze "Honeysuckle Rose",trio Virginia O'Brien–June Allyson–Gloria DeHaven w "In a Little Spanish Town" i orkiestrę Tommy'ego DorseyJune Allysona w swingującym kawałku. A na koniec coś, czego nie zobaczycie nigdzie indziej: Gene Kellylatający na trapezie. Poza show mamy jeszczeGrayson w utworach "I Dug a Ditch" i "Listen" oraz Kelly'egotańczącego z mopem w "Let Me Call You Sweetheart".
"Thousands Cheer" nie jest filmem wybitnym, rzekłabym, że komercyjnym i rozdmuchanym, ale ma magię lat 40. I z tego powodu warto go obejrzeć.