Recenzja filmu

Wilkołak nocą (2022)
Michael Giacchino
Artur Kaczmarski
Gael García Bernal
Laura Donnelly

Potwory i spółka

Po "Moon Knighcie" i "Doktorze Strange'u w multiwersum obłędu" fani kina grozy mogli stracić nadzieję, że w MCU doczekamy się horroru z prawdziwego zdarzenia. Okazuje się jednak, że do trzech
Po "Moon Knighcie" i "Doktorze Strange'u w multiwersum obłędu" fani kina grozy mogli stracić nadzieję, że w MCU doczekamy się horroru z prawdziwego zdarzenia. Okazuje się jednak, że do trzech razy sztuka. "Wilkołak nocą", będący pierwszym większym projektem kompozytora (i okazjonalnie aktora) Michaela Giacchino, z nawiązką wynagradza wcześniejsze rozczarowania. Stylizując film na produkcje Universalu z lat 30., twórcy sięgają po tę samą metodę, która sprawdziła się w przypadku "WandaVision" i sitcomów. Klimat tajemnicy i grozy sygnalizują zresztą, jeszcze zanim poznamy bohaterów czy miejsce akcji. Komiksowe i filmowe kadry układające się w nazwę studia zostają pozbawione koloru, pompatyczną muzykę przerywa wycie monstrum, a kolejne kadry raz po raz rozdzierają jego pazury.


Trafiamy do rezydencji Bloodstone'ów – gotyckiego pałacu z własnym mauzoleum i imponującym ogrodem. Jego ściany zdobią freski sławiące sukcesy protoplastów w walce z potworami i trofea ze stworzeń pokroju Nosferatu. To właśnie tam rozegra się walka o Klejnot Krwi. Zgodnie z protokołem po śmierci patriarchy (i utracie prawa do dziedziczenia przez córkę marnotrawną) potężny artefakt, od lat znajdujący się w rękach rodziny, zostaje nagrodą w igrzyskach. Zasady są proste: zdobędzie go ten, kto zabije potwora. A że gra toczy się o wysoką stawkę, trzeba nie tylko zgładzić bestię, ale też mieć oko na konkurentów, którzy powiedzenie "po trupach do celu" mogą rozumieć dosłownie. 

Spośród pretendentów do magicznego kamienia wyróżniają się dwie osoby. Jack (Gael García Bernal) wygląda niepozornie, jednak jak zapewnia przewodząca zgromadzeniu wdowa (Harriet Sansom Harris), nie ma sobie równych w eliminowaniu potworów. Elsa Bloodstone (Laura Donnelly), niekryjąca wrogości wobec macochy, jest zdeterminowana, by odzyskać swoje dziedzictwo. Dwoje outsiderów szybko zawiązuje sojusz. Ich porozumienie stanie pod znakiem zapytania, kiedy na jaw wyjdzie mroczna tajemnica skrywana przez jedno z nich.

Kiedy walczysz z potworami, musisz uważać, by nie stać się jednym z nich. Twórcy odwracają tę nietzscheańską mądrość, zadając pytanie: kto tak naprawdę jest potworem? "Wilkołak nocą" to właściwie "Predator" à rebours: grupa łowców poluje na jedno monstrum. Mimo budzącej trwogę aparycji Wielkiego Przedwiecznego Ted okazuje się równym gościem. Wobec nikogo nie żywi złych zamiarów, ale sami rozumiecie – przyparty do muru musi się bronić. Z drugiej strony Jack wydaje się postacią żywcem wyjętą z klasycznego horroru. To bohater świadomy dualizmu swojej natury, który dostosowuje tryb życia do faz księżyca, w czasie pełni zamykając się w odosobnieniu. Wie bowiem, że wraz z przemianą w tytułowego wilkołaka górę wezmą atawistyczne instynkty, a wszelkie ludzkie odruchy pójdą w zapomnienie. 


Transformacji nie da się jednak uniknąć. Giacchino wyraźnie czeka na tę chwilę i wykorzystuje okazję, by jeszcze mocniej podbić oldschoolowy klimat opowieści. Do minimum ogranicza CGI, stawiając na praktyczne efekty specjalne wywodzące się jeszcze z niemieckiego ekspresjonizmu. Obserwujemy wijący się cień bohatera, który rozrasta się, przybierając kształt potwora. Trzask pękających pod rozrastającymi się mięśniami ubrań i jęki człowieka przechodzą w ryk bestii. Na twarzy przypatrującej się przemianie Elsy odmalowuje się coraz większa groza. W ten sposób "Wilkołak nocą" przypomina, że mniej znaczy więcej, a przy okazji rozkłada na łopatki "Mecenas She-Hulk".

Joel Coen miał kiedyś powiedzieć, że każdy film to w gruncie rzeczy remake "Czarnoksiężnika z Oz". Choć do tezy tej warto podchodzić z przymrużeniem oka, "Wilkołak nocą" wydaje się jej idealną ilustracją. Co więcej, to nie tylko list miłosny do klasycznych horrorów, ale też autotematyczna opowieść o magii kina. Bawiąc się komiksowym materiałem wyjściowym, twórcy pokazują, że dobra rozrywka może iść w parze z artystycznymi ambicjami – co w czwartej fazie MCU było raczej wyjątkiem niż regułą. Miejmy nadzieję, że historia ta będzie punktem wyjścia do czegoś więcej. 
1 10
Moja ocena:
7
Rocznik '89. Absolwentka filmoznawstwa i wiedzy o nowych mediach na Uniwersytecie Jagiellońskim. Napisała pracę magisterską na temat bardzo złych filmów o rekinach. Dopóki nie została laureatką VII... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones