Recenzja gry

Resident Evil (1996)
Misumisa Hosoko
Shinji Mikami

Wow! What a mansion!

Lipiec 1998 roku. Do lasu na obrzeżach miasta Racoon City zostaje wysłany oddział S.T.A.R.S. Bravo Team. Jego celem jest zbadanie sprawy morderstw, które miały ostatnio miejsce w tych okolicach.
Lipiec 1998 roku. Do lasu na obrzeżach miasta Racoon City zostaje wysłany oddział S.T.A.R.S. Bravo Team. Jego celem jest zbadanie sprawy morderstw, które miały ostatnio miejsce w tych okolicach. Niestety po przybyciu na miejsce, wszelki kontakt z tą grupą został zerwany. Nie wiadomo, co się stało i czy członkowie Bravo Team w ogóle żyją. Dlatego na miejsce zdarzenia udaje się reszta oddziału S.T.A.R.S, znana jako Alpha Team. Nie wiedzą jeszcze, jaki koszmar tam na nich czeka…

Tak rozpoczyna się jedna z najważniejszych serii w historii gier video. Mimo iż za prekursora horrorów w tej dziedzinie uważa się serię "Alone in The Dark", to właśnie "Resident Evil" ukształtował gatunek survival horror w takiej postaci, w jakiej znamy go dzisiaj. Można powiedzieć, że tak naprawdę stworzył i spopularyzował ten gatunek. Wydana w 1996 roku przez japońską firmę Capcom (w Japonii pod nazwą "Biohazard") gra, z miejsca stała się hitem. Nikt wcześniej nie przedstawiał akcji w tak fantastyczny, trzymający w napięciu sposób. Ale po kolei.

Głównymi bohaterami gry są Chris Redfield oraz Jill Valentine, członkowie przybyłej na ratunek grupy Alpha Team. Na samym początku wybieramy jedną osobę z tej dwójki. W zależności od wybranej postaci, różni się trochę przebieg fabuły, poziom trudności czy zakończenie. Grając Jill, mamy w trakcie naszej przygody zdecydowanie łatwiej. Panna Valentine ma więcej miejsca w ekwipunku, podczas gry znajduje lepszą broń oraz posiada wytrych, dzięki któremu nie potrzebujemy aż tyle kluczy. Gra Chrisem jest znacznie trudniejsza. Jest gorzej uzbrojony, paradoksalnie może „unieść” mniej przedmiotów oraz spotyka na swojej drodze więcej przeciwników. Można powiedzieć, że jest to opcja „hard”. Dodatkowo grając Chrisem, mamy urozmaicenie w postaci Rebecci Chambers – ocalałej członkini zespołu Bravo, którą mamy okazję również sterować.

Sama gra, jak nie trudno się domyślić, polega na przeżyciu oraz wydostaniu się z rezydencji. Oprócz budynku głównego, mamy okazję zwiedzić również ogród za domem, domek ogrodowy, czy wreszcie podziemne, tajne laboratorium Umbrelli. Podczas rozgrywki, naszym głównym przeciwnikiem są zombie – żądne krwi żywe trupy, które jakby nie było stały się już symbolem "Resident Evil". Nikt dzisiaj nie wyobraża sobie bez nich żadnej części tej serii. Oprócz zombie, możemy spotkać na swojej drodze dodatkowo np. obdarte ze skóry, wściekłe psy, olbrzymie pająki czy nawet rekiny. Ludzie z Capcom pomyśleli nawet o tzw. bossach, których jest w grze kilku. A co my mamy do powiedzenia, przeciwko tym wszystkim kreaturom? Jak to zwykle bywa w grach tego typu, możemy potraktować je ze znalezionego arsenału, tj. pistoletu, strzelby, bazooki, rewolweru czy nawet z noża (czego osobiście nie polecam). Poza zombie, gra ma kilka innych charakterystycznych dla niej cech. Jedną z nich jest sposób zapisu stanu gry, który wykonujemy na specjalnych maszynach do pisania, przy użyciu znalezionych wcześniej szpul z atramentem. Co za tym idzie, liczba savów jest ograniczona. Nie mamy szpul – nie ma savowania. Proste. Inne charakterystyczne elementy, których nie uświadczymy w innych grach, to np. skrzynia do której wkładamy nadmiar przedmiotów czy zioła lecznicze, które możemy mieszać ze sobą w różnych kombinacjach.

Grywalność stoi na najwyższym poziomie. Nie dość, że na początku gry wybieramy jednego bohatera, to jeszcze każdym z nich możemy przejść grę na kilka sposobów. Zakończeń łącznie dla obu postaci jest 7, co w tamtych czasach było prawdziwym ewenementem. Wierzcie mi, pod tym względem drugiego takiego tytułu na PSX’a nie znajdziecie.

Wizualnie gra prezentuje się bardzo dobrze. Dzisiaj oczywiście grafika ta nie powala, a co poniektórych młodszych graczy może nawet odstraszyć, ale pamiętajmy że mówimy o roku 96 poprzedniego wieku. W pełni trójwymiarowe postacie poruszają się po renderowanych tłach, które pokazane z odpowiedniej perspektywy, dają wrażenie głębi i pełnej trójwymiarowości. Dzięki temu owe tła są wykonane bardzo starannie oraz szczegółowo. I choć niektóre pomieszczenia są bardzo ubogie w wystrój, znajdą się i takie na które warto dłużej popatrzeć. Ostatecznie zaś, cała rezydencja prezentuje się naprawdę okazale.

Cała akcja przedstawiana jest ze statycznych kamer, znajdujących się w rogach pomieszczeń. Takie rozwiązanie ma swoje plusy i minusy. Zdarza się czasami, że dany korytarz jest zbyt długi aby objęła go jedna kamera. Idziemy więc jak gdyby nigdy nic, a gdy kamera się zmienia , jesteśmy już w objęciach zombiaka.  Z drugiej strony, wymusza to w nas odruch nie tylko patrzenia, ale i nasłuchiwania, czy czasem za rogiem coś się nie rusza. I trzeba przyznać, że niesamowicie potęguje to w nas niepokój oraz poczucie strachu.

"Resident Evil" z pewnością nie osiągnąłby takiego sukcesu, gdyby nie fantastyczny klimat grozy. Gra bowiem momentami nieźle straszy. Szczególne wrażenie robi gdy gramy po raz pierwszy i nie mamy zielonego pojęcia co nas czeka w kolejnych pomieszczeniach. Gracz trzymany jest w ciągłym napięciu. Ale co się dziwić. Sytuacja w której idziemy sobie spokojnie w ciszy i nagle przez okno wskakuje wściekły pies rzucający się na naszą szyję, chyba każdego przyprawiłaby o zawał. Pamiętam jak sam ponad 10 lat temu podskakiwałem przed telewizorem. Klimatu grze dodaje również ścieżka dźwiękowa, która jest rewelacyjna. Motywy muzyczne są idealnie dobrane do czasu i miejsca akcji. W niektórych pomieszczeniach panuje cisza, słyszymy tylko kroki bohatera lub tykanie zegara. Inne z kolei uraczą nas klimatyczną, ponurą muzyką, która spotęguję w nas uczucie opuszczenia i strachu. Odgłosy wydawane przez naszych przeciwników, czy to wszelkiego rodzaju jęki zombiaków, czy warczenie psów są wręcz genialne. Wszystko to składa się na wspaniały klimat, który jest praktycznie nie do podrobienia w dzisiejszych survival horrorach.

Warto powiedzieć słów parę o intrze. Moim zdaniem jest jednym z najlepszych w historii gier video! Zarówno w intrze, jak i we wszystkich zakończeniach, występują prawdziwi aktorzy, co jest bardzo rzadko spotykane w grach. I o ile można mieć zastrzeżenia do aktorstwa, tak wszystko inne stoi na najwyższym poziomie! Filmik idealnie wprowadza nas w tematykę i klimat "Resident Evil". Nawet dzisiaj oglądając je po raz tysięczny, włosy stają mi dęba. Tak genialnego przedstawienia bohaterów nie ma chyba żadna inna gra. A na pewno nie z tamtej generacji konsol.

Jeśli miałbym się do czegoś przyczepić, to w pierwszej kolejności będą to dialogi oraz tzw. „voice acting”. Bo o ile głosy zostały świetnie dobrane do bohaterów, tak wypowiadane przez nich kwestie są momentami tragiczne. Rozmowy naszych bohaterów są często sztuczne i bez żadnych emocji, a momentami nawet bez sensu. W tej kwestii Capcom mógł się bardziej postarać. Na szczęście nie wpływa to znacząco na odbiór gry. Zastrzeżenia można mieć również do atmosfery panującej w rezydencji. Jak powinna ona wyglądać, pokazuje wydany kilka lat później remake. W oryginale pomieszczenia są jasne i nie wiadomo skąd, ale perfekcyjnie oświetlone. Tytuł ten oczywiście nadrabia innymi elementami, ale trzeba przyznać że gdyby był mroczniejszy, wyszłoby mu to na plus.

"Resident Evil" z pewnością przyczynił się do ogromnego sukcesu konsoli Sony Playstation. Gdyby nie ten tytuł, nie wiadomo jak wyglądałyby i czy w ogóle powstałyby takie perełki jak "Silent Hill", "Dino Crisis" czy "Nightmare Creatures". W tym roku mija 17 lat od premiery, więc siłą rzeczy gra się zestarzała. Mimo to warto w nią zagrać, gdyż jest to klasyka którą inspirowały się kolejne survival horrory. Gorąco polecam nie tylko fanom horrorów!
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones