Spalmy swój strach

Atlus wyciągnął z piątej części "Persony" wszystko, co się dało. Gra została wydana na trzy generacje konsol, obrodziła nendoroidami, funko popami, dwoma spin-offami (w tym jednym tanecznym), a
Port leniwy ale uczciwy? Recenzja "Persona 3 Portable"
Atlus wyciągnął z piątej części "Persony" wszystko, co się dało. Gra została wydana na trzy generacje konsol, obrodziła nendoroidami, funko popami, dwoma spin-offami (w tym jednym tanecznym), a sam Joker załapał się nawet jako dodatkowa postać w "Super Smash Bros. Ultimate". Nie ma co się czarować – przygody Morgany i spółki wystrzeliły z popularnością, jak żadna inna gra z serii wcześniej. Czy można jednak doić jedną krowę w nieskończoność? Niezbyt. Japończycy zaczęli więc szukać czegoś, co skupiłoby uwagę graczy w oczekiwaniu na szóstą część. Jeśli mam dostawać więcej wypełniaczy pokroju najnowszych remasterów "Persony 3" i "Persony 4", to otwieram portfel i sypię banknotami w monitor.



"Persona 3 Portable", bo z tą wersją będziemy mieli okazję zapoznać się lada dzień, należy najprawdopodobniej do kategorii tych najlepszych gier, w które nigdy nie zagraliście. Faktem jest, że Playstation Portable dość szybko uległo siłom nieczystym w postaci piractwa, jednak dwanaście lat temu "Persona" pomimo bycia najpopularniejszą gałęzią Shin Megami Tensei, wciąż pozostawała gratką bardziej dla koneserów gatunku niż zwykłego pochłaniacza gierek. I nie ma czemu się dziwić, biorąc pod uwagę to, że w drugiej części gry miotaliśmy się między starciami z Hitlerem a kumplem Cthulhu, Nyarlathotepem.



Trzecia odsłona przyniosła graczom względną normalność. Szkolne życie protagonisty (lub protagonistki) byłoby pozbawione większych zmartwień, gdyby nie seria przykrych wydarzeń przetaczających się przez Wyspę Tatsumi. Ludzie ulegają nietypowemu stanowi, który wywołuje w nich apatię, a docelowo nawet stan zbliżony do wegetatywnego. Wszystko dzieje się w trakcie Mrocznej Godziny, dwudziestej piątej godziny doby, zniekształcającej rzeczywistość i mamiącej najsłabsze istoty. Podczas niej Cienie snują się bez ograniczeń, pożerając dusze ludzi wrażliwych na działanie zjawiska. Zagadkę intensyfikującej się apatii próbuje rozwikłać Specialized Extracurricular Execution Squad (SEES), specjalna jednostka korzystająca z mocy uczniów (i nie tylko) pobliskiej szkoły.



To bez wątpienia jedna z mroczniejszych i poważniejszych opowieści snutych przez Atlusa. Śmierć jest tu wszechobecna i nie bez znaczenia są kontrowersje, jakie gra wywołała podczas premiery. O co poszło? Twórcy zdecydowali się, że licealiści będą przyzywać swoje Persony przez strzał w głowę tzw. Evokerami, specjalnymi przedmiotami do złudzenia przypominającymi pistolety. Każde użycie broni odciska niewyobrażalne piętno na bohaterach. Zwłaszcza na Yukari Taebie, która już w jednej z pierwszych scen gry trafia niemalże na skraj załamania nerwowego, gdy zmuszona jest przystawić sobie do czoła Evokera i wywołać swoją Personę. Co więcej, to właśnie wtedy Persona protagonisty zostaje rozerwana na strzępy, a w jej miejsce pojawia się Thanatos, uosobienie śmierci, by w morderczym szale anihilować Cienie wyciągające łapy po Yukari. 



 
A to dopiero początek słodko-gorzkiego tańca ze śmiercią. Na bohaterów czeka przeprawa przez przepełnioną goryczą wieżę. Liczący ponad dwieście sześćdziesiąt pięter Tartarus zacieśnia swoją pętlę wokół drużyny, powodując, po raz pierwszy i ostatni w serii, zmęczenie podczas eksploracji niebezpiecznego środowiska. Strawieni psychicznym balastem młodzi wojownicy potrzebują dni na rekonwalescencję, co przekłada się na potencjał bojowy całej ekipy. Przenośna wersja trzeciej "Persony" pozwala wreszcie na bezpośrednie kontrolowanie każdej podległej nam postaci. Tym samym wymęczenie kluczowych dla nas pomagierów nie jest tak katastrofalne w skutkach, jak w oryginale. Sztuczna inteligencja radziła sobie tam całkiem nieźle, ale nie była w stanie zamaskować wszystkich mankamentów w trakcie walki.



Po raz pierwszy w historii serii mamy do czynienia z Social Linkami, mechaniką na tyle przełomową, że nie tylko została z tym odłamem "Shin Megami Tensei" na zawsze, ale i zainspirowała innych twórców do stosowania w swoich grach rozwiązań mających pogłębiać relacje między postaciami. Więzi, jakie łączą protagonistę ze wszystkimi Arkanami Tarota, zostały rozpisane w intrygujący i angażujący sposób. Wiele historii mocno chwyta za serce, przez co zapominamy, że mamy do czynienia ze zlepkiem pikseli. Trudno pozostać obojętnym na los napotkanych osób, ich smutki i zmartwienia. Część z interakcji będzie przebiegać inaczej, w zależności od wybranej przez nas płci protagonisty. Niezmienny pozostaje natomiast fakt, że pomimo otaczającej bohaterów apatii i wysysającej chęć życia beznadziei, wciąż będą oni próbowali celebrować życie i wyciągać z niego każdą, nawet najdrobniejszą dobrą chwilę. Na tym przede wszystkim polega siła tej gry i nie bez powodu była ona przez długi czas moją ulubioną "Personą".




Ze względu na ograniczenia sprzętowe, "Persona 3 Portable" została mocno okrojona względem oryginału z Playstation 2. Zamiast klasycznej eksploracji, postawiono na statyczne plansze, na których przeklikujemy się między punktami zainteresowania. Ponadto, wycięto też animacje, zubożając nieco fabularny przekaz. Dla wielu osób problemem było też pozbawienie gry tzw. The Answer, będącego poniekąd dla trzeciej części tym, czym Royal było dla piątki. Po samym remasterze nie należy spodziewać się rewolucji. Wygładzono w nim postacie i ogarnięto wizualia na tyle, żeby dobrze prezentowały się na czymś większym niż ekran Switcha. Czy to jeden z tych leniwych remasterów? Owszem, ale biorąc pod uwagę zainteresowanie i powtarzane od lat mantry o wydanie trzeciej i czwartej części na współczesne konsole, wątpię, żeby trzeba nam było bardziej skomplikowanych zabiegów. Zwłaszcza że gdzieś tam w tle majaczą ploteczki o potencjalnym remaku "Persony 3".



Zagranie po latach w "Persona 3 Portable" było niczym przypomnienie wszystkich najwspanialszych rzeczy z dzieciństwa. Pomimo upływu lat gra pozostaje pozycją świeżą i nadal skłania do przemyśleń. Na kolejną, numerowaną odsłonę "Persony" trochę poczekamy, toteż gorąco polecam skosztowanie, jak to drzewiej w Social Linkach bywało.
1 10
Moja ocena:
9
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones