Ostatni lot walkirii

Wydawałoby się, że twórcy gier opartych na mitologii mają ciut łatwiej w porównaniu do tych, którzy budują swój świat od zera. Odpada im w końcu część związana z wymyślaniem postaci od podstaw,
Ostatni lot walkirii
Wydawałoby się, że twórcy gier opartych na mitologii mają ciut łatwiej w porównaniu do tych, którzy budują swój świat od zera. Odpada im w końcu część związana z wymyślaniem postaci od podstaw, koncepty miejscówek nasuwają się same, a co ciekawsze wydarzenia można po prostu wpleść w fabułę. W taki oto sposób powstają perełki pokroju „Okami”, całej serii „God of War”, a nawet na upartego – „Immortals Fenyx Rising”. Gotowy pomysł nie oznacza jednak gotowego produktu, więc zdarzają się i takie gry, które co prawda czerpią z ulubionych mitów, ale nic po nich nikomu.

I taka też jest „Valkyrie Elysium”. Rozwijana kiedyś przez studio Tri-Ace opowieść o walkiriach poszukujących ukojenia dla poległych w walce wojów wepchnięta została na półkę, którą z biegiem lat zaczęła pokrywać coraz większa warstwa kurzu, paprochów i innych śmieci. W momencie, kiedy wszyscy fani marki pogodzili się z tym, że zarówno o Lenneth, jak i Silmerii słuch wszelki zaginął, Square Enix postanowiło wcisnąć studiu Soleil Inc. przygotowanie trzeciej pełnoprawnej (piątej, jeśli liczyć mobilki i konsole przenośne) odsłony gry.

Ponownie więc mamy do czynienia z samotną walkirią przemierzającą świat na krawędzi Ragnaroku. Po raz kolejny otrzymujemy też od Odyna misję, której celem będzie odnalezienie Einherjarów – „tych, którzy walczą samotnie”, potężnych duchów czekających na swoje miejsce w Walhalli. Tam, zgodnie z mitologią nordycką, przygotowywać się będą do końca świata, czyli Ragnaroku. Tym razem znajdujemy się już o krok od katastrofy – Fenrir czai się w mrokach świata, by zadać Wszechojcu śmiertelny cios, a w światach Yggdrasilu pozostały już tylko ostatnie nieukojone dusze. Uporządkowanie tego boskiego bałaganu spada na barki Marii.

Delikatnie rzecz ujmując, nasza bohaterka nie należy do zbyt wylewnych. Jej charyzma pozostawia wiele do życzenia, a gdy zestawimy ją z pozostałymi postaciami udzielającymi się w grze, sprawa wygląda jeszcze gorzej niż na początku. Poprzednie protagonistki, pomimo uboższej oprawy i oszczędniejszych środków wyrazu, potrafiły wykrzesać z siebie więcej sympatii niż Maria. W konsekwencji, emocji tu tyle, co na grzybach, a jedyną potencjalną atrakcją jest liczba zakończeń gry. Atmosferę ratują nieco wątki Einherjarów, którzy tam, gdzie walkiria siedzi cicho, wtrącają swoje trzy grosze, rozpraszając miałkość fabuły na tyle, na ile mogą.

Zależnie od poziomu trudności przejście całej gry powinno zająć od dziesięciu do dwudziestu godzin. Próżno tu szukać wyszukanych dodatkowych aktywności. Możemy co prawda zainteresować się zadaniami pobocznymi, jednak gra nie pozwala nam ich płynnie kończyć wraz z fabułą. Wracamy do nich bezpośrednio z poziomu menu wyboru rozdziału gry. Ich ukończenie służy przede wszystkim do ulepszania arsenału i umiejętności Marii.

Odbioru „Valkyrie Elysium” nie ułatwia również budowa świata. Trudno tu nie odwoływać się do ostatniej odsłony „God of War”, która w przepiękny sposób rozkręciła zainteresowanie szerszej publiki mitologią nordycką, a sami twórcy nagięli ją do swoich potrzeb tak, by nie niszczyć jednocześnie pierwotnych wierzeń. Każda lokacja zachęcała do eksploracji i zaglądania wszędzie, gdzie się da. Nie można tego niestety powiedzieć o produkcji Soleil. Midgard jest pusty i wyjałowiony z jakichkolwiek smaczków i miejscówek, które zapierałyby dech w piersi. Teoretycznie ma to sens, gdyż witamy się już z ragnarokową gąską, jednak świat nie powinien być aż tak sterylny. Z monotonii wyrywają nas potyczki z przeciwnikami. I tu też sytuacja nie wygląda zbyt różowo. Pula nowych adwersarzy szybko się kończy i zaczynamy mieć do czynienia z kolejnymi reskinami wcześniej widzianych bestii.

Muszę natomiast przyznać, że walka z kreaturami plądrującymi ten wymarły świat należy do wyjątkowo przyjemnych i zgrabnie zrobionych. Zasób mocy, którymi dysponuje Maria, nie jest na początku zbyt spektakularny. Bohaterka sprawia wrażenie popychadła, a nie uosobienia woli Odyna. Na szczęście, wraz z postępami fabularnymi, nasza walkiria stanie się bezwzględną maszyną do zabijania, nie tylko miotającą potężnymi czarami na prawo i lewo, ale i korzystającą z mocy wyżej wspomnianych Einherjarów. Czwórka ocalonych duchów przypisana jest do konkretnych żywiołów i, zależnie od naszych potrzeb, towarzyszy nam na polu bitwy od piętnastu sekund nawet do minuty. Walka toczona ramię w ramię z tymi wojownikami wygląda nad wyraz spektakularnie. Samo prowadzenie i manewrowanie walkirią również sprawia masę przyjemności i jest zaskakująco płynne. W mojej opinii stanowi to jeden z największych plusów omawianego tytułu.

Fani, którzy z rozrzewnieniem wspominają emocje, jakie towarzyszyły im przy poprzednich przygodach orędowniczek Odyna, niespecjalnie będą mieli czego szukać w „Valkyrie Elysium”. Ten tytuł zdecydowanie nie jest kierowany do nich. Trudno też powiedzieć, kto tak naprawdę powinien po niego sięgnąć. Skrzydlata wojowniczka już na samym wstępie zostaje zdekapitowana przez nadchodzącego wielkimi krokami Tatę Wojny, gdyż gra nie wnosi niczego świeżego w kwestii mitologii nordyckiej, a i w temacie akcyjniaków pojawiły się w ostatnim czasie bardziej angażujące produkcje.
1 10
Moja ocena:
6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones