Ta gra jest dokładnie taka, jaka miała być. A jeśli potrafisz przyznać przed samym sobą, że nie lubisz sobie przez kilka godzin postrzelać, nie przejmując się niczym innym, to albo oszukujesz
Recepta jest prosta: tnij, odepchnij, strzelaj, sparuj, zabij. Powtórz do skutku, czyli razy tysiąc pięćset sto dziewięćset. Brzmi jak praca na fabrycznej taśmie, ale nic bardziej mylnego, bo nawet przy takim mnożniku frajda z wycinania hord kosmicznego tałatajstwa nie przestaje być frajdą z wycinania hord kosmicznego tałatajstwa. I nie trzeba wcześniej skakać na główkę do świata wyrosłego na gruncie tytułowej gry bitewnej, żeby ogarnąć, o co tutaj chodzi. Bo fabuła, choć jest obecna, sprowadza się do klasycznego coś tam, coś tam, bij i strzelaj, ale za mniejsze uproszczenia fani uniwersum Warhammera skazywali na stryczek. Stąd wypada zapewne powiedzieć, że setting to, nie bacząc na wcześniejsze złośliwości, rzecz istotna i sporo miejsca poświęca się tutaj world buildingowi; nie na darmo przecież to wszystko wymyślano. Sama intryga jest jednak prosta, bo znany z pierwszej części Demetrian Titus zostaje posłany na powierzchnię planety zaatakowanej przez obcych, zwanych Tyranidami. Prędko jego grupa uderzeniowa zostaje rozbita i komandos zostaje sam z kłopotem. No, nie sam, bo z arsenałem.
Saber Interactive
Focus Home Interactive
Podstawowym narzędziem eksterminacji kosmicznych maszkar jest miecz przypominający piłę mechaniczną i mający podobne zastosowanie, z wyłączeniem karczowania lasu. Czyli nim torujemy sobie drogę przez chmary wroga. A tych jest mnóstwo i niejednokrotnie będzie na nas pędzić kilkudziesięciu przeciwników. Oczywiście gra unika monotonni jak tylko potrafi, stąd ów oręż służy również do blokowania ciosu albo sparowania ataku, czyli, jeśli dobrze odmierzymy moment naciśnięcia odpowiedniego przycisku, możemy spektakularnie skasować albo poważnie osłabić brzydala błyskawicznym kontratakiem. Skuteczne odepchnięcie daje z kolei możliwość prędkiego strzału, z podobnie niszczycielskim efektem. Może nie są to zbyt wysublimowane strategie prowadzenia wojny, ale chociaż dają pozór taktycznego planowania.
Saber Interactive
Focus Home Interactive
I jeszcze nawet nie doszliśmy do broni palnej, przy pomocy której można albo kosić seriami zastępy gwiezdnych kreatur (co daje maksimum satysfakcji), albo strzelać precyzyjnie (co daje nieco mniej satysfakcji). Choć przy tym wszystkim gra, skądinąd bardzo ładna – do wyboru z poziomu menu są, tradycyjnie, dwa tryby, jakości i szybkości – składa tempo rozrywki na ołtarzu efekciarstwa. Bo wszystkie te spektakularne sztuczki i brutalne wykończenia, po których z rozrywanego na kawałki albo podziurawionego jak sito Tyranida jucha leje się jak z rozwalonego hydrantu, na momencik pauzują grę i potrafią wybić z morderczego rytmu. To istne danse macabre Titusa bardziej przypomina przez to miejscami australijski breakdance niż balet.
Saber Interactive
Focus Home Interactive
Oczywiście, choć nasz gieroj to istny czołg, nie jest niezniszczalny. Zastosowano przy tym interesujący system obrażeń, bo choć pancerz odnawia się z czasem, to rany zadane nam po uszkodzeniu osłony dokuczają aż do chwili znalezienia apteczki; wykonanie egzekucji na mocniejszym przeciwniku od razu regeneruje zbroję. Do tej pory unikałem wyciągania tego trupa z szafy, ale całość prezentuje się trochę jak wariacja na "Gears of War", co samo w sobie nie jest może i niczym złym, mowa bowiem o topie topu, ale jednak "Space Marine 2" oferuje mniej. Po prostu. I mniej możliwości, i mniej ekscytacji, i mniej opowieści. Ale przy tym podsuwa nam pod nos całkiem sporo, jak na prostą rozwałkę, rzecz jasna. Dziesięciogodzinna kampania dla jednego gracza (nie miałem okazji przetestować multiplayera, grając przedpremierowo) oferuje całkiem spory pakiet dynamicznej akcji, minimalnej eksploracji (teren gry nie jest bowiem powalająco zróżnicowany czy też wyjątkowo interesujący, ale niezmiennie graficznie atrakcyjny) i spójnej rozgrywki skoncentrowanej wyłącznie na akcji, bez rozpraszaczy, bez rozbudowanych mechanik i bez skomplikowanego systemu rozwoju postaci. I nie trzeba obniżać wymagań, żeby móc czerpać radochę ze "Space Marine 2", bynajmniej. Ta gra jest dokładnie taka, jaka miała być. A jeśli potrafisz przyznać przed samym sobą, że nie lubisz sobie przez kilka godzin postrzelać, nie przejmując się niczym innym, to albo oszukujesz samego siebie, albo, no cóż, jesteś Tyranidem.
Krytyk filmowy i tłumacz literatury. Publikuje regularnie tu i tam, w mediach polskich i zagranicznych, a nieregularnie wszędzie indziej. Czyta komiksy, lubi kino akcji i horrory, tłumaczy rzeczy... przejdź do profilu