Co do cholery kierowało osobą, która wybierała aktora do roli głównego bohatera? Koneksje rodzinne? Jakiś potężny dług z przeszłości? Nie jest możliwe, żeby ktokolwiek był w stanie stwierdzić, że to beztalencie powinno cokolwiek zagrać. On nie potrafił mówić, nie potrafił chodzić, nie potrafił siedzieć, nie potrafił patrzeć. Nie potrafił zrobić nic na niewywołującym bólu poziomie. Bolało wszystko. Każda sekunda z tym człowiekiem na ekranie... Przykład? Pierwszy dialog w 8 odcinku (najłatwiej będzie znaleźć). Tego się nie dało zrobić gorzej.... To jest poziom Ukrytej prawdy...
Doskonale odegrał bohatera opisanego w książce - pierwowzór literacki zadecydował.
Bo niby miał być taki "zimny" i "mechaniczny"? No to nie był. Intonacja leży. Przy każdym słowie machał łbem jak kogut. (Tak jak napisałem - pierwszy dialog w 8 odcinku - nie dało się tego zrobić gorzej [z resztą, jedno i drugie było w tym serialu tragiczne]).
Ale nawet dobra, niech będzie, że bohater książkowy jest niedorozwiniętym gangusem, naprawdę reżyser, który na to patrzył stwierdził, że "kurna dokładnie tak! Nawet jak masz powiedzieć jedną kwestię to musisz zagrać to całym ciałem! Musisz robić akcenty w niepolskich miejscach i musisz nawet przy jednym słowie machnąć łbem i nachylać się do wszystkich jakby byli dwulatkami"