Miałam dać szóstkę, ale jednak dałam piątkę. I może to też w sumie za dużo... Serial od początku denerwuje naiwnością bohaterów. A w szczególności naiwnością głównej bohaterki. Wydaje się jej, że jest nieśmiertelna i nie informując nikogo organizuje sama najazd na dom, w którym przetrzymywana jest Amaya, albo udział w Grze o duszę. Okłamuje partnera, że będzie mu wszystko mówić, a zataja przed nim istotne informacje i robi potem z niego idiotę przed ludźmi, jak się do tych informacji odnosi... Generalnie w tej postaci jest coś odpychającego i irytującego.
Działania policji to jakaś żenada. Stare sprawy nierozwiązane, nowych też nie ogarniają...
Bohaterowie płascy, gra aktorska słaba. Po co stary Mendoza zabija się na końcu, skoro nie zabił Laury i jej nie przetrzymuje siłą? Facetowi, który ze spokojem w sumie przyjmuje fakt, że żona porwała dziecko, decyduje powiedzieć o tym policji po kilkunastu latach dopiero? I akurat wtedy trzaska go samochód... Słabe to okrutnie. A brat Laury? Chce zabić Miren. Spoko, ale jak ona udaje, że umarła, to mu smutno. To chce ją zabić, czy nie? W ogóle jego argumentacja chęci zabicia Miren yeż słaba. "A bo za słabo mi szukałaś siostry..."
O w końcu tytuł serialu... Wiem, że to także tytuł książki. Ale bez beznadziejny. Bo telewizor śnieżył na nagraniach porwanej dziewczynki? A może chodzi o to, że widzom z nudy śnieży przed oczami w trakcie oglądania?!