Bundy to wielowymiarowa opowieść o Amerykanach przełomu lat '80 i '90. A więc ubożejące społeczeństwo (Bundy)i bawiąca sie i jeszcze dobrze trzymająca klasa średnia (Marcy, późniejsza Darcy i jej faceci). Początki posuniętej do absurdu emancypacji kobiet, choćby nieźle zarabiająca Marcy i jej mąż-utrzymanek Jefferson. Serial świetnie to uchwycił i naprawdę przyjemnie się go ogląda. O wątkach "drugiego dna" można by piertyknąć rozprawkę. Jedyne co mi zaczęło w pewnym wieku jako widzowi przeszkadzać, to jednak prostackie żarty min. o stopach Ala. Zupełnie niepotrzebne. To samo wg. mnie z przerysowaną do przesady niską inteligencją Kelly. Tu również poszli na łatwiznę. Postać zupełnie popsuta a przecież Christina spokojnie pociągnęłaby aktorsko dużo mniej groteskową postać. Bo umówmy się, niekiedy Kelly miała tak bezsensowne sceny i tekst, że aż szkoda było patrzeć na wijącą się Christinę.