Zaczęłam oglądać z ciekawości. Podobała mi się "Plotkara" i słyszałam wiele opinii, że "O.C." to jej starsza, lepsza siostra. Na razie jestem na końcu 1. sezonu i nie mogę wytrzymać, obejrzenie jednego odcinka zajmuje mi cały dzień bo jak tylko zaczynam oglądać to widzę w okolicy coś ciekawszego do roboty. Pierwsze odcinki były nawet ciekawe, a potem... =.=
Jedynym plusem jest postać ojca Setha i związek Seth+Summer (jako taki). Wątki się powtarzają (a jak się powtarzają w 1 sezonie, to co musi się dziać przez 4!). Przykładowo - co odcinek, może dwa, małżeństwo Cohenów się pokłóci, a koniec kłótni zostanie uwieńczony namiętnym pocałunkiem lub czymś więcej. Nuda.
A podobieństwa do "Plotkary"? Nie zauważyłam. Postaci uznawane za kopie postaci z O.C. są po prostu... inne. Troszeczkę może podobne (Summer i Blair - owszem). Za to aktorstwo... Marissa to bez dwóch zdań - kłoda.
Moim zdaniem "Plotkara" nie jest kalką "O.C.", a jedynie nową lepszą wersją. Scenarzysta sporo się poprawił, bo scenariusz w O.C. jest płytki, płytki... i mętny! Nie mówię oczywiście, że "Plotkara" to jakieś wybitne dzieło, bo oczywiście nim nie jest, tylko obrazem postępu, ale sama ma swoje wady i zalety (kto wie, gdybym nie oglądała jej co tydzień, tylko tak jak O.C. wszystkie odcinki pod rząd, może też bym się znudziła?).
Ale w skrócie - O.C. jest (jak wyżej napisane) po prostu n-u-d-n-e. Co nie oznacza, że nie skończę go oglądać (z szacunku dla fanów). Nadal będę oczekiwać poprawy :3