Westerny na ekranie w swojej historii przeszły obroty dokoła siebie, kręciły się jak pies za własnym ogonem, biegały dokoła Zachodu i Środkowego Zachodu, siedziały nad talerzem spaghetti i cieszę się, że są znowu na silnej fali. To już nie czas wyprasowanych koszul, superstrzelców, dziwek w saloonach, brudnych tubylców. Tu pięknie pachnie brudem "Tańczącego z wilkami" i "Bez przebaczenia". Super podsumowanie kariery dla Sama Eliotta. Może obejrzę jeszcze raz i dam dychę. A połknąłem w ciągu 20 godzin.