Na początku, z pewnej odległości wioska wydaje się miejscem malowniczym nawet pięknym. Strzechy chat lśnią w letnim słońcu, uśmiechnięci chłopi ruszają ochoczo w pole. Kiedy jednak staniemy pośrodku owej wsi dostrzeżemy że to tylko prowizorka. Dachy domostw są dziurawe, zwierzęta to szkielety obciągnięte skórą. Ludzie to w zdecydowanej większości analfabeci. Bose dzieci szczerzą zęby w szczerbatym uśmiechu, kobiety piorą i cerują łachy które nazywają ubraniem a mężczyźni spędzają całe dnie na polu u Pana aby zarobić na nędzna strawę dla rodziny, rodziny która spędza noce w rozklekotanym barłogu a po izbie drepcze żywy inwentarz ( który między nami mówiąc wygląda tak że z żadnym razie nie powinien już oddychać, a co dopiero dreptać). Po kilku minutach ma się ochotę opuścić to miejsce i nigdy już nie wracać. Podobnie jest z nowym serialem jedynki.
Czołówka jest najlepiej zrealizowaną częścią tej produkcji, widz rzeczywiście może pomyśleć że wreszcie ma do czynienia z poważnym, dobrze zrealizowanym polskim serialem. Pierwsze kadry jeszcze nie otrzeźwiają, ale z czasem widz zaczyna rozumieć że patrzy na wyrób filmopodobny w którym brakuje wszystkiego: budżetu, pomysłu, scenariusza, utalentowanego reżysera. Rozmachem ten serial przypomina teatr telewizji. Teatr tv ma jednak tą przewagę że przeważnie prezentuje ciekawe sztuki których tekst pozwala rozwinąć skrzydła aktorom a tego w "1920" nie uświadczymy.
Z trudem dotrwałem do końca pierwszego odcinka, ale tak gdzieś od jego połowy miałem ochotę wyłączyć telewizor i jak najprędzej uciec z tej biednej, zatęchłej wsi którą są polskie seriale telewizyjne. Pozdrawiam.