„Wojnę i miłość” obejrzałam już jakiś czas temu, a mimo to wciąż trwam w stuporze po zbliżeniu z tym dziełem. Nie, żebym po czołowym zetknięciu z „Czasem honoru”, „Tajemnicą twierdzy szyfrów”, czy innymi dziełami polskiej współczesnej kinematografii spodziewała się czegoś wybitnego czy choćby dobrego, ale niekiedy w swej naiwności liczę na trochę sensu…
Niestety scenarzysta nie orientuje się ani w historii, ani w obyczajowości, dialogi są nieznośnie patetyczne, a większość scen z rzyci wzięta.
Patetyczność i podniosłość jest w ogóle czynnikiem miażdżącym. Ja nie mówię, patriotyzm fajna rzecz, ale odmienianie Polski przez wszystkie przypadki po pewnym czasie staje się rzygogenne. Podobnie jak pierdziastyczna muzyczka, nieustannie przewijająca się w tle.
Dialogi są drewniane tak, że podłoga w sali gimnastycznej ma więcej charyzmy, naszpikowane podniosłymi bredniami, a szczególnie boleśnie uwydatnia się to w przypadku Piłsudskiego, który w wykonaniu Mirosława Baki, skądinąd dobrego aktora, ma siłę wyrazu papieru toaletowego. Taki przygłupi dziadunio, co to wygłasza w zamierzeniu cięte riposty, w rzeczywistości będące podniosłymi pierdafonami bez większego sensu.
Oprócz tego scenarzysta najwyraźniej usiłuje nas przekonać, że oprócz Piłsudskiego jedynymi postaciami liczącymi się podczas walk z bolszewikami byli panowie Jabłoński, Szymański i Jarociński, bo innych znaczących postaci tam nie uświadczysz. W ogóle cała akcja dzieje się pomiędzy trzema miejscami – Warszawą, majątkiem Dąbrówka i stacją kolejową o tej samej nazwie (jest to jedyna na świecie stacja położona z dala od szyn). Wszyscy bohaterowie wpadają na siebie nieustannie, acz zupełnym przypadkiem, co wstrząsnęło mną do tego stopnia, że zaczęłam się zastanawiać, ile km kwadratowych miała wtedy Polska, bo wychodziło mi, że co najwyżej kilkanaście.
Wybitnie widać też patriotyzm pana scenarzysty w podziale postaci. Otóż wygląda to mniej więcej tak: Polacy – dobrzy, ruscy – zło z dna piekieł. No, Aleksander i jego ojciec są niejednoznaczni, ale to li i jedynie dlatego, że mieli matkę tudzież żonę Polkę. Reszta ruskich jest przedstawiona jako wiecznie pijane, rozpustne, spiskujące bydlęta. Ja rozumiem, że bolszewicy aniołami nie byli, ale nawet tam trafiały się jednostki trzeźwe i inteligentne. Tam też byli ludzie młodzi, tęskniący za domem, mający dylematy, mający zalety. U nas nawet oddział karny jest pełen błyskotliwych, niesłusznie uciśnionych facetów, stojących o niebo wyżej od najlepszych oddziałów bolszewickich. To po prostu obrzydliwa stronniczość i propaganda jest.
Wspominając o stronniczości, omal nie zwymiotowałam, słysząc tekst „Ukraińcy nie zasłużyli na niepodległość”…
Polacy natomiast, będąc Polakami, a ponadto katolikami i szlachcicami, są szlachetni. Taki Bronio Jabłoński, przyjmujący łapówkę, w dalszym ciągu „przynosi zaszczyt mianu Polaka”.
No, ale on jest szlachcicem, jemu wolno.
Podobnie jak Polakom wolno napieprzać kolbami karabinu bezbronnych bolszewików, natomiast jak bolszewik zrobi coś takiego Polakowi jest to zegroza i dowód jego straszliwego zbydlęcenia.
Btw, Jabłoński to doprawdy wzór oficerskiej galanterii. Przychodzi do lokalu z bronią i w ostrogach, pije kawę w rękawiczkach, rozwala się jak w oborze, a zapłodniwszy kochankę, robi jej z tego powodu dziką awanturę przy świadkach. To jest ten przykład słynnej oficerskiej dżentelmenerii? Oficerowie chyba się w grobach przewracają…
Tak nawiasem mówiąc, panie Wesołowski, nigdy więcej nie próbuj grać nonszalanckiego i cynicznego. Nigdy.
Kolejni podejrzani to chłopi. Bo to miłośnicy bolszewii są, jeden w drugiego, i tylko myślą, jakby tu pospiskować przeciw szlachetnym polskim oficerom. Dobiła mnie jedna ze scen, mianowicie kiedy chłopi przyszli do dworku i oznajmili, że wyszedł dekret o ośmiogodzinnym dniu pracy, więc oni dłużej pracować nie będą. Pomijam to, że do scenarzysty nie doszła wieść o zniesieniu pańszczyzny, ale otóż w tym momencie jaśnie państwo doznali niemalże apopleksji, a szlachetny polski oficer zagroził chłopom rozstrzelaniem. Opadło mi wszystko co mogło.
A, no i muszę wspomnieć o scenach erotycznych, czy też raczej pseudoerotycznych. Genialny środek antykoncepcyjny, jajowody mi się same podwiązywały na sam widok.
Kolejna żenua to sceny batalistyczne oraz historyczne. Pomijam już to, że zarówno prości żołnierze, jak i oficerowie salutują tak, że odpowiedzią na to może być jedynie epic facepalm. Ale takie perełki jak:
- granat, który zamiast koziołkować, leci idealnie prosto, a na dodatek widać przy nim rękę scenarzysty
- kuloodporne konie
- konie zmieniające maść na poczekaniu
- piechota, która nagle przekwalifikuje się na kawalerię, a konie biorą się z powietrza
- potworna bolszewicka nawała to kilku meneli, którzy bez przekonania idą w stronę naszych, dają się wystrzelać, po czym ocalali menele równie bez sensu zawracają
- podczas musztry połowa szeregu stoi do oficera tyłkiem, a połowa bokiem
- celowanie z kolbą pod pachą
- sam marszałek Piłsudski, w pociągu z tajną aparaturą, atakujący jakiś mostek
- pan, który został postrzelony w plecy, a jest ranny w rękę
- oddział, wchodzący do lasu w maciejówkach i hełmach francuskich, wychodzący natomiast w niemieckich
- polscy oficerowie, bezczeszczący polską flagę poprzez naszycie na nią czaszki (ja rozumiem, że Huzarzy Śmierci, nawiasem mówiąc odznaka dywizjonu była nijak niepodobna, ale naprawdę, polskim żołnierzom nie przyszłoby takie coś do głowy, ograniczyliby się do odznak)
- pierwsze słyszę, że rewolucja w Rosji miała miejsce w lecie
- mapa w gabinecie Bukowskiego przedstawiająca granice z roku 1922
- mowa o rozwiązaniu legionów powinna mieć miejsce w roku 1916, podczas kryzysu przysięgowego
- oficer na szkoleniu Armii Czerwonej pokazujący, gdzie są sklepy do rabowania, biżuty, futra i takie tam. Szkoda, że jeszcze lasek do gwałcenia im nie pokazał. Nawiasem mówiąc, wszystkie mapy wyglądają jak malowane przez pięciolatka
- dowódca szwadronu nie mający pojęcia gdzie są jego ludzie, za to bez oporów przyjmujący do oddziału fochatą panienką, z którą są same problemy
- podstawowe wyposażenie szyfranta: książeczka do nabożeństwa (ja wiem, to miało być podkreślenie niewiarygodnej szlachetności i pobożności Polaków)
- Polacy nie starający się zbytnio zabezpieczyć przed szpiegowaniem, no bo po co, dzięki temu nawet istota tak alternatywnie inteligentna jak Jadwiga będzie mogła przekazywać informacje, a mąż będzie mógł sobie na niej poużywać, bo w wykonaniu polskiego oficera nawet przemoc domowa jest wporzo
- policja, która stoi jak kołek i patrzy za uciekającym bolszewikiem, zamiast do niego strzelać
- Szymański posiadający dwie sztuki odzienia: mundur i szlafrok
- elitarna kawaleria Budionnego biegająca na bosaka
- polski sztab, który nie podstawi cennemu kryptologowi bodaj furmanki
- przeładowywanie pistoletu po każdym strzale
- uciskany chłop, lamentujący, ze zapłacono mu w rublach i co on z tym ma zrobić. W Polsce, wicie rozumicie, nie ma czegoś takiego jak wymiana walut. Nie wspomnę o tym, że w 1920 ruble były jeszcze w obiegu
- aresztowanie ojca bolszewickiego komisarza, czyli świętej krowy
- i wiele innych.
Taż to po prostu kpina jest.
Aktorstwo też głównie na poziomie mocno żenującym, a jak już się trafi jakiś niezły aktor, to się marnuje na potęgę, wygłaszając bzdury drętwe jak noga stołowa.
I nie mówcie mi, że to jest dobre „jak na nas”, że nie było funduszy etc. Kilkadziesiąt lat temu Polacy kręcili świetne seriale, wcale nie mając wielkich środków. Tyle ze wtedy scenariusz nadawał się do czegoś poza podtarciem tyłka.
Oglądałam po to, żeby zobaczyć, na ile jeszcze idiotyzmów będą w stanie zdobyć się twórcy. Przekroczyli moje najśmielsze oczekiwania.
Bardzo się cieszę, jeśli dzięki temu… dzieło znalazł się ktoś, kto zainteresował się tą historią bliżej. Niemniej zapewne większość tego nie zrobiła, a przekazywanie tak obrazu rzeczywistości tamtych tak zafałszowanego tudzież aspirującego do miana kiepskiej telenoweli szerszej publiczności jest żenuą.
Dla mnie jedynym plusem było pooglądanie sobie sanockiego skansenu z moich rodzimych stron. Innych nie dostrzegłam.
Dziękuję Ci za trafną recenzję tego "wyrobu", Lleleth. Podpisuję się pod Twoją opinią obiema rękami. Szkoda tylko, że tacy użytkownicy jak Ty, polukr i ja są w mniejszości, jeśli chodzi o krytyczną ocenę tego nadętego, naiwnego, schematycznego bogoojczyźnianego serialiku. Niestety zdaję mi się, że TVP znalazła sobie nową specjalizację, mianowicie kręcenie niskobudżetowych i hm, powiedzmy "mało skomplikowanych psychologicznie" seriali "historyczno-wojennych" (w naciskiem na "wojennych") i że za pieniądze abonentów będzie realizować jeszcze niejedną chałę w takich klimacikach np. głupawy i czarno-biały (w odniesieniu do postaci w nim występujących) serial o Powstaniu Styczniowym. Ale czego można się spodziewać po telewizji publicznej zapełniającej swoją ramówkę niekończącymi operami mydlanymi własnej produkcji, w których roi się od kryptoreklam, oraz różnymi idiotycznymi show, a nawet telezakupami...
Jeszcze w kwestii czarno-białości - scenarzysta najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy, że ukazując bolszewików jako wiecznie pijane, tępe i rozpustne bydlęta, w sposób znaczący umniejsza nasze zwycięstwo nad nimi. Cóż, widać kwestia propagandowa zaślepia ponad wszystko...
Znowu w pełni się z Tobą zgadzam, szczególnie jeśli chodzi o ostatnie zdanie. Dodam jeszcze od siebie, że mam wrażenie, że wyprodukowanie przez TVP "Wojny i mdłości" to tylko jedna z oznak tego, jak w dzisiejszych czasach powszechnie idealizuje i z jakim naiwnym patosem traktuje się historię Polski. Niestety nie ma już miejsca na bardziej zróżnicowaną, głębszą i dojrzalszą refleksję nad dziejami naszego kraju. Chętnie podyskutowałabym jeszcze na ten temat, ale do tego celu odpowiedniejsze byłby forum socjologiczne, a nie filmowe.
PS.: Kim jest aktorka na Twoim zdjęciu profilowym? Twarz wydaje mi się znajoma, ale nie mogę skojarzyć imienia i nazwiska.
Jessica Kessler - aktorka teatralna (musicalowa), grała m.in w "Tańcu Wampirów" i "We will rock you".
Cóż, na filmwebie offtopy są tak powszechne, że właściwie rzadko trzyma się tu tematu stricte filmów :).
Zgadzam się, mnie przygnębia jeszcze nauka historii w szkołach. Liceum kończyłam nie tak dawno temu i historia była uważana powszechnie za jeden z najnudniejszych i najmniej potrzebnych przedmiotów. Zresztą, co się dziwić uczniom, kiedy lekcje polegały głównie na opowiadaniu podręcznika i wkuwaniu go na sprawdziany, bez chęci właśnie głębszej refleksji. Żywię nadzieję, że być może w innych szkołach jest inaczej, ale właściwie nie mam co do tego wielkich złudzeń. Do nauczania i zainteresowania jednostki historią trzeba mieć zarówno swadę, jak i talent pedagogiczny - bez tego łatwo popaść albo w przynudzanie właśnie, albo w tą niestrawną patetyczność. Dlatego nie dziwię się, że większość społeczeństwa ma o historii takie a nie inne pojęcie, i że może później wierzyć w wizję, jaką przedstawiają scenarzyści. Mam jak najbardziej szacunek i podziw dla ludzi, który ginęli w obronie ojczyzny, ale bezustanne wałkowanie męczeństwa i odmiana Polski przez wszystkie przypadki jest zwyczajnie męczące, i nawet imho umniejsza doniosłość tego poświęcenia. Wbrew pozorom da się o czymś takim opowiedzieć prosto a pięknie, bez zbędnej heroizacji, patosu, wybielania, oczerniania i popadania w stereotypy. Cóż, my chyba jesteśmy narodem wiecznych męczenników :) Co do tego tematu, to zawsze zdecydowanie wolałam podejście poetów dwudziestolecia międzywojennego.
"Cóż, my chyba jesteśmy narodem wiecznych męczenników :)" - 10/10!
Mnie też drażni postrzeganie Polski przez co po niektórych naszych rodaków jako "Mesjasza narodów", a Polaków jako "naród wybrany". To czysta megalomania. Przecież nikt nie ma najmniejszego wpływu na to w jakim kraju się urodzi, a już zupełnie nie na miejscu jest wywyższanie się z tytułu swojego pochodzenia etnicznego nad przedstawicieli innych narodów i przypisywanie sobie z tego powodu jakichkolwiek pozytywnych cech, a tym bardziej zasług.
Chcę przez to powiedzieć, że wszędzie trafiają się ludzie dobrzy, źli, mądrzy, głupi, szlachetni, podli itd. Powinno się raczej skupiać na tym, co ludzi na świecie łączy, a nie na tym co ich dzieli. Wieczne rozdrapywanie sobie ran "narodowych" nic nikomu jeszcze przyniosło i nie dawało żadnych perspektyw na przyszłość.
Jeśli chodzi o filmy historyczne i kostiumowe, to chętnie zobaczyłabym film, którego fabuła działaby się w drugiej połowie XIX wieku w jakimś większym polskim mieście albo na ziemiańskim dworze w czasach pokoju, pod zaborami i który traktowałby o losach jakiejś zamożnej (wiadomo, te kostiumy i wnętrza, he, he) polskiej rodziny czy rodzin. Film o codziennym życiu owych rodzin, o dawnej obyczajowości, o radościach, smutkach, miłościach (może być w tym również trochę intryg ;-)) i rozstaniach, które przeżywaliby ich członkowie. O tym jak ludzie układali sobie życie, kiedy nie mieli własnego państwa, ale żeby to wszystko było opowiedziane normalnie i bez zbędnego zadęcia. Ale sądzę, że takiej produkcji to chyba nie doczekamy się w ciągu 20 najbliższych lat...
Napisałaś, że niedawno skończyłaś liceum. Gdybym tego nie wiedziała, myślałabym, że jesteś starsza i że niejedno już widziałaś, bo Twoje wypowiedzi są dojrzałe i rozsądne :-).
Ja też tak myślę... Nawet założyłem (bez wiedzy o tym) swój podobny post, gdzie do szturmu do mnie przystąpili "prawdziwi" Polacy...
Zgadzam się z tobą.Jak Polaków się bije jest zle,ale jak Polaki biją inne narody jest dobrze.Jakbyśmy w 1612 nie zaatakowali Rosji to może trochę inaczej nasze stosunki by się poukładały.No,ale reżyserem nie byli Jerzy Hoffman czy Andrzej Wajda.Mam naprawdę dość tego patosu patriotycznego o walecznych księżach i szlachetnych szlachcicach(wystarczy spojrzeć na Rzeczpospolitą szlachecką i liberum veto jak szlachta i magnateria rokradały Polskę we w spółce z Żydami,ale chłopi to te złe stworzenia ludzmi ich nazwać nie można przecież wszyscy to bolszewia) oraz romantyczno wyuzdanych komedii romantycznych.Swoją drogą w Ameryce odbywają się premiery Capitana Ameryki,Transformers 3,Harrego Pottera,a u nas kolejne patosy.Mam tego serdecznie dość przecież u nas nie brakuje książek fantazy do zrealizowania Ameryka ma Conana my Wiedzmina,którego i tak spieprzyliśmy.Szkoda mi słów na to wszystko serial sięgnął dna polskiej kinematografi i taka jest prawda.
Komedie romantyczne przestałam oglądać dawno temu, na myśl o tym, że może być w nich...ekh...wyuzdanie, robi mi się słabo. Na wspomnienie Wiedźmina słabo mi jeszcze bardziej. Ja sobie doskonale zdaję sprawę, że u nas nie ma możliwości i funduszy jak w Ameryce, ale litości, czy to jest przeszkodą do napisania sensownego scenariusza? Bo to, co zrobiono z Wiedźminem, woła o pomstę do nieba. Nie oglądałam całości (i dobrze), ale miałam nieprzyjemność widzieć fragmenty i czytałam streszczenia Teklaka. Taż to straszne jest.
Marzyłby mi się Wiedźmin w reżyserii Jacksona tudzież generalnie z takim rozmachem, jak Władca Pierścieni...
Amerykanie też robią mnóstwo debilnych filmów, ale robią i sporo dobrych. Natomiast u nas tych drugich jest ostatnio jak na lekarstwo.
Co do liberum veto, to jego czarna legenda nijak ma się do prawdziwej historii. Liberum veto było w ogromnej Rzeczypospolitej, mechanizmem zabezpieczającym interesy poszczególnych ziem (przez obieranych posłów), co sprzyjało (choć brzmi to sprzecznie) większej unifikacji i jedności organizmu państwowego liczącego ponad 1 mln km2. Otóż świadomość, że poseł z mojej ziemi jest ważnym ogniwem w Rzeczypospolitej, potęgowała patriotyzm, nie tylko ten lokalny. Kolejną sprawą jest, że pojedynczy poseł nie mógł zerwać Sejmu, a czyniły w dzisiejszej terminologi rzecz ujmując - partie. Oczywiście to w jaki sposób wykorzystali je magnaci - a nie szlachta, jest rzeczą powszechnie wiadomą. To nie rozpasanie i złodziejstwo szlachty doprowadziło do upadku Rzeczypospolitej, lecz szereg czynników, które miały miejsce w XVIII wieku. Co do tematu wojny polsko-bolszewickiej, to polecam książkę Daviesa "Orzeł biały, czerwona gwiazda", tam nie ma patosu, lecz prawda historyczna. Aha co do roku 1612 to też polecam odpowiednie lektury lektury...
Niestety muszę się z Tobą zgodzić w wielu punktach. Twórcy tego serialu albo nie mieli w zespole konsultanta do spraw historycznych, albo kompletnie ignorowali jego wskazówki, albo osoba ta kompletnie spartoliła sprawę. ;) Także szeroko otwarłem oczy ze zdziwienia widząc polską flagę z naszytą trupią czaszką, albo wątek z przyjęciem niestabilnej psychicznie, nieskłonnej do słuchanie rozkazów panienki do szwadronu. Tudzież kompletnie naiwny jest fakt, że panienka ta po paru dniach była równie dobrze wyszkolona, jak pozostali ułani. Jeździć konno to ona mogła od urodzenia, ale zadanie celnego cięcia szablą w pełnym galopie to już zupełnie inna sprawa. A przecież jeszcze musiałaby się nauczyć wielu, wielu rzeczy, żeby nie być niebezpieczną dla siebie i współtowarzyszy walki. No cóż... Ale poprawność polityczna musi być...
Kolejna sprawa to radiostacje wydające jakieś dziwne dźwięki. No to szum silniczka, ni to trzaski iskrownika (w nadajnikach fal niegasnących) miałem wrażenie, że to miały być jakieś odgłosy pasma słyszane w słuchawkach telegrafistów. Tylko czemu nie słychać alfabetu Morse'a!? Wątek z nadawaniem Biblii to (jeśli mnie pamięć nie myli) fakt autentyczny. Chyba pisał o tym Nowik w "Zanim Złamano Enigmę" (ale musiałbym to sprawdzić). Ta scena była jednak zrealizowana o tyle naiwnie, że w rzeczywistości do zakłócania bolszewickiej łączności używano Centralnej Stacji Radiotelegraficznej, znajdującej się w warszawskiej Cytadeli. To, co pokazali w serialu nijak nie przypominało wyposażenia tej instalacji - ot, jakaś "skrzynka" leżąca na stole w sztabie - prędzej wyglądające na jakąś radiostację polową. Zresztą za każdym razem gdy w serialu pojawia się radiostacja widać tę samą skrzynkę. W rzeczywistości polskie służby radiotelegraficzne były wyposażone w zestawione naprędce urządzenia różnego pochodzenia, często po prostu zdobyczne.
Kolejna dziwna sprawa to tajemnicza "maszyna" licząca w polskim sztabie, używana do łamania bolszewickich szyfrów. Oczywiście - w tamtych czasach były w użyciu elektromechaniczne urządzenia liczące. Z dialogu wynikało jednakże, że był to KOMPUTER - raz został zaprogramowany i potem wykonywał swoje zadanie "sam", bez konieczności ingerencji ze strony operatora. Komuś się epoki pomyliły. Tak szyfry łamało się w czasach drugiej wojny światowej. W realiach pierwszej wojny i wojny polsko-bolszewickiej w użyciu była wiedza matematyczna, ołówek i kawałek kartki.
Wątek z chłopami też mocno naciągany. W majątku w Dąbrówce pojawia się ich garstka i niemal wszyscy są pod wpływem bolszewickiej agitacji. Twórcy zapomnieli chyba o jednym - w ówczesnych czasach polskie chłopstwo znajdowało się pod POTĘŻNYM wpływem Kościoła Katolickiego, a nauczanie tegoż na temat komunizmu było dość jednoznaczne. Chłopstwo powinno być podzielone w tym względzie.
Niemniej muszę przyznać, że serial obejrzałem z przyjemnością. Po prostu bardzo szybko wyłączyłem sobie krytyczną analizę pod kątem autentyczności realiów i traktowałem go jako najzwyklejszą fikcję lekko inspirowaną wydarzeniami historycznymi. Coś jak amerykańskie westerny. ;) Muzyka moim zdaniem na plus, podobnie jak sceny walki. Nieco "matriksowe", ale to przynajmniej coś nowego w polskiej kinematografii..
Lubię produkcje historyczne, a produkcji opartych na naszej historii nikt inny niestety nam nie zrobi. Musimy się cieszyć tym, co mamy. Patos i historyczne brednie to niestety pigułka, którą trzeba przełknąć przełknąć w przypadku każdej kolejnej produkcji.
Sceny walki na plus? Przprszm, ale ja dostawałam głupawki, widząc wspaniałe szarże armii polskiej, złożonej z piętnastu chłopa. Albo bitwę, polegającą na tym, że z lasku wyskoczyła na naszych garstka skacowanych meneli, mająca sobą reprezentować Armię Czerwoną, pokrzyczała bez przekonania, po czym zaczęła uciekać. Tak, to była bitwa. Poważnie. A, jeszcze była szarża budionnowców na kuloodpornych koniach, pewnie z kevlaru były, bo drut kolczasty w rzece też ich się nie imał.
Co do czerwonoarmistów, to ja się dziwię, jakim cudem oni w ogóle do tej Polski dotrzeć, skoro czas wolny spędzali wyłącznie na chlaniu.
I a propos chlania, podział ideolo biegł również przez alkohol. Jak osobnik był nasz i dobry, to wino względnie koniaczek sączył z eleganckiego kieliszka. Jak sowietom sprzyjał, to chlał na potęgę bimber z gwinta.
Oraz jeszcze, drogą rozpędu, pragnę wytknąć tfurcom brak jakiejkolwiek subtelności w kreowaniu postaci. Jak postać jest dobra, to jest dobra, i wtedy nawet grzechy da się wybielić, wide Broniowa afera mączna, czy szpiegująca Jadwiga. Ale jak postać jest zła, to jest swołoczą kompletną i niereformowalną, tarzającą się w rozpuście oraz nałogach. I nie ma przebacz, nawet dobry uczynek zostanie wtedy przykładnie ukarany, patrz pan komisarz, co w nagrodę za uratowanie dziewoi życia, dostał od owej dziewoi szablą po mordzie.
Właśnie obejrzałem pierwszy odcinek tego 'dzieła'
Zaprawdę powiadam , to było straszne.
Po zakończeniu udałem się do sklepu , gdzie nabyłem flaszkę drogą kupna i właśnie się do niej zabieram.
Po takim horrorze bez wódki zasnąć się nie da. ;-)
Masochistycznie zamierzam obejrzeć wszystkie tego cuda odcinki.
Mam nadzieję , że nie jest ich za wiele bo skończę na odwyku klinicznym. :-)
Odcinków jest 13, więc nie tak wiele, ja nawet dałam radę bez wspomagaczy :). Zresztą, nawet lepiej to chyba wspominam niż "Czas honoru" (chociaż w CzH chociaż nie było tego oszałamiającego patosu), chyba z racji mniejszej popularności.
Teraz czekam na serial o powstaniu styczniowym, obejrzałabym z rozkoszą :D.
Pana komisarza jestem w stanie jeszcze przełknąć, w końcu zabił ojca dziewoi, a ona była dość niezrównoważona emocjonalnie po swoich przeżyciach, niemniej tu się wyraźnie uwidacznia, że scenarzysta nie wiedział, co z Aleksandrem, imho zresztą najciekawszą postacią, począć. Bo niby bolszewia, ale jako posiadający matkę Polkę przejawiał ludzkie odruchy, więc cóż tu z nim zrobić? Oczywiście, najprościej uśmiercić. Powiało sapczyzmem.
A to Bohu sława , że tylko 13.
Alkoholizm mi nie zagrozi a i wyrwę w budżecie na jakieś siedem , osiem stów przeboleję. :-)
Co do czaszek naszywanych na fladze - http://img694.imageshack.us/img694/619/polishvoluntaryiideaths.png więc chyba jednak zdarzały się takie przypadki :)
O, Szwadron Śmierci. Przyznaję, moja kulpa, wyraziłam się nieprecyzyjnie, za sprostowanie dziękuję. Chodzi mi m. in. o to, że trochę nie na miejscu są porównania między jakże szlachetnymi polskimi oficerami (w zamyśle scenarzysty), a tą specyficzną formacją. Przekwalifikowanie się ze szlachetnej piechoto-kawalerii, czy co to tam było, na rzeczony szwadron, było... no, dla mnie dziwne, już nawet nie ze względu samowolki, ale choćby tego, że oddział ten cieszył się co najmniej dwuznaczną sławą, tak wśród wrogów, jak i swoich. (Nie będę się szerzej wypowiadać, zdołam już trochę wyprzeć z pamięci ten serial, więc boję się strzelić gafę co do treści). Oskarżano ich o liczne mordy na jeńcach sowieckich i ukraińskich, w oddziałach tych było wielu dezerterów i zbrodniarzy, dla których częstokroć był to jedyny ratunek przed sądem wojskowym - cóż, to była dość wyróżniająca się formacja. Kwestia dyskusyjna, czy byli bohaterami, czy zbrodniarzami, ja się jej nie podejmuję rozstrzygać, tym bardziej że w gruncie rzeczy informacje o nich są znikome. Niemniej to jest problem scenarzysty - po raz kolejny gloryfikuje wątpliwe moralnie jednostki i coś mu dzwoniło, ale nie wiadomo, w którym kościele.
Jeszcze się poprawię, bo zauważyłam - względem granatu, miałam raczej na myśli rękę operatora kamery (chociaż pewności 100% oczywiście nie mam), a nie scenarzysty.
Nie ma problemu, nie czepiam się, nie jestem znawcą tego okresu, a chciałem tylko pokazać fotografię :)
Wisz, przez ponad połowę twojego postu swojego postu stawiasz tezy, a później je sama obalasz. Ot na przykład: Piszesz, ze: "Podobnie jak Polakom wolno napieprzać kolbami karabinu bezbronnych bolszewików, natomiast jak bolszewik zrobi coś takiego Polakowi jest to zegroza i dowód jego straszliwego zbydlęcenia." A reakcja Sierebielnikowa na to co wyrabiają polscy żołdacy to czysta akceptacja? A tak w ogóle, to czy nieskazitelni bohaterowie tak się zachowują? Kolejna rzecz: Piszesz - "Polacy – dobrzy, ruscy – zło z dna piekieł." A w następnym zdaniu wspominasz o "Broniu Jabłońskim" który bierze łapówkę od cwaniaka za lewą mąkę. To tak się zachowują "ci dobrzy"? Kolejna nieścisłość: "Dobiła mnie jedna ze scen, mianowicie kiedy chłopi przyszli do dworku i oznajmili, że wyszedł dekret o ośmiogodzinnym dniu pracy, więc oni dłużej pracować nie będą.(...) otóż w tym momencie jaśnie państwo doznali niemalże apopleksji, a szlachetny polski oficer zagroził chłopom rozstrzelaniem. Chłopi (tu chodzi o robotników rolnych, a nie chłopów nota bene) powołują się na prawomocną ustawę uchwaloną przez w pełni legalny Sejm RP, a oficer uprawia zwykłą samowolkę zapędzając robotników do pracy rewolwerem. Najnormalniej w świecie łamie legalne prawo. Czy to ma coś wspólnego ze "szlachetnym" bohaterem bez skazy? To raczej scena wyjęta żywcem z komunistycznego filmu agitacyjnego. "Ruscy z dna piekieł", ale obaj Sieriebielnikowowie (żona Polka nie ma tu nic do rzecz, bo młody Seriebielnikow nawet w rozmowie z Olszańskimi kiedy prosi o pracę ani przez moment nie podszywa się pod Polaka. Zawsze zaś podkreśla swoją rosyjskość, na przykład - przez ubiór) jakoś zupełnie mi nie pasują do tego schematu. Nota bene - scenarzysta stawia im obu pomniki. A nawet i ten "zły do szpiku kości" Tkaczenko. To był Kozak, a jak myślisz, jaka śmierć była dla kozaka z Kubania najbardziej zaszczytna? W łóżku, albo od postrzału w plecy podczas ucieczki? Nie! Bynajmniej! dla kozaka najlepszą śmiercią jaką mógł dla siebie wymarzyć jest taka kiedy on dumnie patrzy śmierci w oczy. Tkaczenko ginie jak kozacki "gieroj". Gdyby go scenarzyści nienawidzili i widzieli w nim li tylko "wcielenie zła" to zapewne wymyślili by mu inny, haniebny rodzaj śmierci. A to, ze zgwałcił Zosię, no cóż. Rosjanie, jak to pokazali w 1944 i 1945 mieli taki "obyczaj wojenny". Trudno się czepiać tego, że scenarzysta cytuje ogólnie znane fakty. A co do tych "bosych"kawalerzystów z "I Konnej" Budionnego, to poczytaj sobie wspomnienia Izzaka Bebla. Jeśli scenarzysta przesadził to raczej w tę drugą stronę, bo Bebel opisuje kozaka ubranego w ornat na gołe ciało. Można by się jeszcze strasznie długo czepiać. Na tych przykładach mam nadzieję dowiodłem,że twoje tezy są dość niedopracowane...
Hm, no wywód ładny, ale pokazuje, że mnie raczej nie zrozumiałeś (cóż, może powinnam ograniczyć stosowanie ironii). Owszem, jak najwyraźniej widzę naganne zachowanie Polaków. Problem w tym, że pokazane są tam właśnie takie sytuacje, ale generalnie nie wpływa to na ogólny wizerunek owych polskich oficerów. Bo ich zachowanie jest usprawiedliwiane, bo wobec bolszewii tak można, a w ogóle to są Polakami, więc są szlachetni. Bo pokazanie takich rzeczy byłoby okej - gdyby zrobiono to równoważnie z drugą stroną. A tutaj nie. Jeśli Polacy mają jakieś grzeszki, to są one z czegoś wynikające bądź czymś tam usprawiedliwione, często ideolo, co trudno jest porównywać z chlaniem i rozpustą ich przeciwników.
I nijak nigdzie nie uważam, że Aleksander podszywa się pod Polaka. Nie, chodziło mi o to, ze jako pół-Polak może być niejednoznaczny, w przeciwieństwie do Rosjan, którzy są źli. Stawiania mu pomnika raczej nie zauważyłam - natomiast imo, owszem, był najciekawszą postacią, której wątek został zmarnowany.
Ja śmierć Tkaczenki odebrałam jako potrzebę widowiskowości - bo musi zabić go panna/jej ukochany, którą skrzywdził, żeby widz miał poczucie sprawiedliwości. No, ale to jest mój odbiór, Ty możesz mieć inny.
Gwałtu się akurat nie czepiałam, mam świadomość, że takie rzeczy się działy - niemniej, po raz kolejny pokazano to tylko ze strony bolszewików...
"Wisz, przez ponad połowę twojego postu swojego postu stawiasz tezy, a później je sama obalasz. Ot na przykład: Piszesz, ze: "Podobnie jak Polakom wolno napieprzać kolbami karabinu bezbronnych bolszewików, natomiast jak bolszewik zrobi coś takiego Polakowi jest to zegroza i dowód jego straszliwego zbydlęcenia." A reakcja Sierebielnikowa na to co wyrabiają polscy żołdacy to czysta akceptacja? A tak w ogóle, to czy nieskazitelni bohaterowie tak się zachowują?"
Nie chodzi w tym wypadku o samo walenie bezbronnych kolbą, ale o sposób, w jaki ono było prezentowane. Bo kiedy krasnoarmiejcy komuś spuszczają łomot tylcem karabinu, to jest to, jak napisała Lleleth, pokazane jako akt nieludzkiego zbydlęcenia i wyjątkowego okrucieństwa. Natomiast kiedy Rosjanie byli bitymi, a piorącym był polski żołnierz, to żadnej zgrozy w atmosferze nie było, tylko Sierebrielnikow senior coś tam bąknął, po czym został werbalnie sprowadzony do parteru przez Polaka, a wszystko to w tonacji "Ten niedostosowany ruski staruszek, znowu się czegoś czepia". Nagle się okazało, że tłuczenie bezbronnych może być okej, pod warunkiem, ze oprawca jest Polakiem, rzecz jasna nie lewicującym.
"Kolejna rzecz: Piszesz - "Polacy – dobrzy, ruscy – zło z dna piekieł." A w następnym zdaniu wspominasz o "Broniu Jabłońskim" który bierze łapówkę od cwaniaka za lewą mąkę. To tak się zachowują "ci dobrzy"?"
Bronio Jabłoński po wybuchu afery mącznej był prezentowany jako biedna, niewinna, a przy tym niewymownie ślachetna ofiara okoliczności i wrednego spekulanta, fałszującego mąkę. Szczytem był proces, podczas którego w obronie szczeniaka, który specjalnych zasług dla kraju jakoś nie miał na koncie, ni wyczynów bohaterskich, wystąpił dowódca i oznajmił iż Jabłoński przynosi zaszczyt mianu Polaka. Czym mianowicie, braniem łapówek? Następnie Bronio trafił do karnej kompanii, gdzie znowu był prezentowany widzowi jako heros, samorodny talent strategiczny, i człowiek nie mający sobie niczego do zarzucenia, a dowódca kompanii jako tępy matoł, co się niesłusznie biednego Jabłońskiego czepia.
"Kolejna nieścisłość: "Dobiła mnie jedna ze scen, mianowicie kiedy chłopi przyszli do dworku i oznajmili, że wyszedł dekret o ośmiogodzinnym dniu pracy, więc oni dłużej pracować nie będą.(...) otóż w tym momencie jaśnie państwo doznali niemalże apopleksji, a szlachetny polski oficer zagroził chłopom rozstrzelaniem. Chłopi (tu chodzi o robotników rolnych, a nie chłopów nota bene) powołują się na prawomocną ustawę uchwaloną przez w pełni legalny Sejm RP, a oficer uprawia zwykłą samowolkę zapędzając robotników do pracy rewolwerem. Najnormalniej w świecie łamie legalne prawo. Czy to ma coś wspólnego ze "szlachetnym" bohaterem bez skazy? "
Primo, robotnicy rolni twoim zdaniem z jakiej warstwy społecznej się rekrutowali? Z burżuazji? Bo o ile mi wiadomo z chłopstwa. Secundo, akcja pana oficera była zaprezentowana w pozytywnym świetle, jako bohaterski akt obrony jaśnie państwa przed tym rozwydrzonym chłopstwem, co to im, panie tego, bolszewizm we łbach namieszał i nie chcą na pańskim robić. A chłopi jako tłuszcza ciemna, przez agenta bolszewickiego podburzana. Nikt nie ujął się za chłopstwem, nikt nie stwierdził, że oficer przesadził, za to wszyscy jaśniepaństwo byli mu niezmiernie i szalenie wdzięczni. No hiroł nasz po prostu. I tak jest w całym serialu, wszelkie czyny Polaków, nawet te, które powinny być ocenione jako naganne, są dowodem na ich wspaniałość i bohaterstwo, a wszelkie czyny Rosjan godne potępienia, ewentualnie dowodzące ich nierozgarnięcia (Sierebrielnikow senior się kłania).
Tak na marginesie, nie widzę, żeby scenarzysta w którymkolwiek miejscu stawiał pomnik któremukolwiek ze Sierebrielnikowów. Starszy jest nierozgarniętym staruszkiem, który utknął mentalnie w czasach caratu, kiedy mu się żyło spokojnie i nijak nie może się do rzeczywistości dostosować, a młodszy to wredny bolszewik, pastwiący się nad Polakami i rwący się do szerzenia komunistycznych ideałów. Owszem, potem zaczyna wykazywać jakieś wątpliwości, popełnia nawet dobry uczynek, ale do pomnika to temu obrazowi daleko. Poza tym junior ma mamusię Polkę i pewnie dlatego mu scenarzyści na ludzkie odruchy zezwalają.
"A co do tych "bosych"kawalerzystów z "I Konnej" Budionnego, to poczytaj sobie wspomnienia Izzaka Bebla. Jeśli scenarzysta przesadził to raczej w tę drugą stronę, bo Bebel opisuje kozaka ubranego w ornat na gołe ciało. Można by się jeszcze strasznie długo czepiać. Na tych przykładach mam nadzieję dowiodłem,że twoje tezy są dość niedopracowane..."
Skoro się już na jakiegoś autora powołujesz, to miej przyzwoitość i pisz jego personalia poprawnie. Ten pan się Izaak Babel nazywał. A osobnik co się w ornat zestroił, występował podczas plądrowania jakiegoś miasteczka, o ile pamiętam, natomiast budionnowcy z całą pewnością nie chodzili w bój bosi i w szmatach.
Sorry za tego Izaaka Babla. Tu się zgadzam, ale... I Armia Konna Siemiona Budionnego nie była wojskiem regularnym w naszym rozumieniu tego słowa, ale czymś na kształt odrodzonego po raz ostatni kozactwa w wersji „mołojeckiej”. Na taczance jaką jeździł jeden z jej dowódców było "wypisane" srebrnymi gwoździami "rewolucyjne hasło": "Ch.. w d... wrogom!" A i postępowali oni wedle kozackiej fantazji a nie regulaminów. Budionny, były starszy wachmistrz z Carskiej Armii miał za hasło przewodnie strategię zawartą w zaleceniu A. Suworowa: "bystrota i natisk" (szybkość i presja). W kozackich zaś "kanonach" - wzorcach zachowań taka rzecz jak czysty, wyszczotkowany mundur i wyglancowane buty były w ogólnej pogardzie. Za to szczytem fantazji i czynem podziwianym była nagła, zuchwała szarża i "mołojecka" pogarda śmierci oraz okrucieństwo. Wszak ideałem kozaków cara był Kuźma Kriuczkow który zawsze rzucał się w najgęstszy tłum wrogów i na swoją spisę nadziewał po kilku Niemców, a do ich legend przeszły wyczyny wojaków Uwarowa i Płatonowa z 1812 r. którzy każdego złapanego żołnierzyka z armii Napoleona I wieszali bez pardonu na pierwszej, napotkanej brzózce. Nota bene, obrabowali i rozszabrowali osobiste bagaże Cesarza Francuzów, a dzięki ich chciwości sam Napoleon się uratował, bo oni miast go ścigać zajęli się plądrowaniem jego kufrów. To o nich śpiewano dumki nawet i za ZSRR! Szwadron Tkaczeniki postępuje właśnie tak jak "na kozaków przystało": Mundury mają niekompletne, piją i hulają ale kiedy trzeba do boju zrywają się tak, jak stoją. A kiedy już coś zdobędą to szabrują, gwałcą, palą i mordują. Ot fantazja! Jak się zdaje, niejednemu kozakowi by się łezka zakręciła po tej scenie i niejeden by westchnął z podziwem: "Ot, gieroje!" Nie rzutuj naszego punktu widzenia na kozaków, bo robisz wielki błąd. To co dla ciebie jest karygodne i godne potępienia, dla nich było by czynem godnym najwyższej pochwały. Z kozackiego punktu widzenia, to Tkaczenko i jego dzika hałastra są ucieleśnieniem „mołojeckiego” ideału, a nie jakieś tam ubrane i obute wojsko postępujące zgodnie z regulaminami. A całość zwieńczy "gibjel" Tkaczenki który przyparty do muru nie prosi o litość, nie skamla o jeszcze jeden dzień z życia, ale odważnie i z pogardą patrzy w oczy śmierci. Zaiste, postawa godna, z ich punktu widzenia, najpiękniejszej dumki śpiewanej po wsze czasy w chutorach!
Sytuacja z Ruskimi bitymi kolbami była, o ile pamiętam, taka: Dwóch eskortowanych jeńców, najwyraźniej głodzonych za drutami, rzuciło się podczas marszu na stację na surowe kartofle czy inne warzywa które były w przydrożnej szopie. Polacy rzucili się zaś by ich katować i z nich okrutnie szydzić. Wedle każdego, cywilizowanego kanonu zachowali się jak zwykli oprawcy! Gdyby serial był zrobiony zgodnie ze schematem "dobrzy - święci, źli - degeneraci" to taka scena NIE MOGŁA BY MIEĆ MIEJSCA. Polacy by co najwyżej upomnieli łagodnie dzikich, ruskich barbarzyńców, którzy "grabież mają we krwi" i dlatego grabią, a nie z głodu, że "tak się nie godzi". A jednak się pojawiła! Zareagował tylko stary Rosjanin - Sierieblenikow, który, nota bene, identycznie zareagował kiedy podobnie postępowali Bolszewicy. To on był "tym dobrym" a nie Władek Jarociński który w tej scenie ma minę niczym, nie przymierzając, gestapowiec, kiedy patrzy na wyczyny swoich żołdaków. I wcale nie uważam tej monumentalnej postaci, tj - Sierieblenikowa, w znamienitej interpretacji K. Globisza za "niedorozwiniętą". To człowiek głęboko doświadczony przez życie, cofnięty. Mędrzec który wybrał z własnej woli "wygnanie" na małą stacyjkę gdzieś, nie wiadomo gdzie, jako formę radykalnego protestu przeciw szerzącemu się dookoła złu. Mówi o tym sam dobitnie, kiedy syn proponuje mu by się do niego przyłączył i budował "komunistyczny raj" na zajętych ziemiach. A przy tym do końca zachował godność i wierność samemu sobie. A co do jego syna, to jego śmierć jest bardzo patetyczna. On ginie z honorem: Kiedy jego świat się rozpadł na kawały, system wartości się zawalił a ideały poszły w niebyt wybiera śmierć. Jak dla mnie postać nieomal "czytankowa" - rosyjski Jerzy Michał Wołodyjowski który woli zginąć niż żyć w hańbie. Toż pomnik z marmuru i to na "na wysoki połysk"! Jego śmierć zaś jest przez scenarzystę postawiona na równi ze śmiercią bardzo pozytywnego bohatera jakim był Józef Szymański który także wybiera śmierć kiedy jego świat się rozpada. Obaj NA RÓWNI znajdują bardzo przewrotny koniec: Jeden gonie z ręki kobiety którą uratował, a drugi z ręki kobiety którą zawahał się zastrzelić, a to wszak przez kobietę wybrał "śmierć na polu chwały".
Tezy o prymitywnej "pro polskiej" propagandzie tego filmu są jak mi się wydaja, typowo "a priori": Film jest o zwycięstwie Polaków, to znaczy - musi być "anty ruski", a "kacapy" w nim muszą być skrajnie "bee". Ale czy tak jest na prawdę?
Fajnie, ładny wykład o Konarmii towarzysza Biudionnego, szkoda tylko, że cokolwiek mało zgodny z prawdą. Budionnowcy nie chadzali w bój goli i bosi i nie byli niezorganizowaną hałastrą. Wiesz jakie były dwa podstawowe kryteria, podczas naboru do tej armii? Umiejętność jazdy wierzchem i umiejętność słuchania rozkazów. Tak więc obraz armii Budionnego w tym serialu pokazuje tylko mały fragment prawdy o tej formacji, w dodatku tendencyjnie wyeksponowany. Rozumiesz o co mi chodzi? Widzimy ich tylko jako kupę gwałcicieli i rabusiów (kuriozalna scena z mapą Warszawy, na której zaznaczone są miejsca przyszłych rabunków - jubilerzy, sklepy z futrami, itd.) , natomiast ani razu nie oglądamy Budionnowców jako sprawnej i skutecznej formacji wojskowej, jaką również byli. Jeśli to nie jest obraz tendencyjny i propagandowo wykrzywiony, to ja jestem szach perski.
Co do sceny z tłuczeniem ruskiego jeńca polską kolbą, to, jak pisałam wcześniej, wyglądało to tak, że Sierebrielnikow senior, od początku serialu zresztą prezentowany jako nieporadny, niedostosowany do czasów staruszek, próbował jakoś zainterweniować i przez Jarocińskiego został werbalnie sprowadzony do parteru, a całość sceny miała taki wydźwięk, jakby pranie bezbronnych ruskich jeńców było okej. Bo skoro robi to nasz hiroł Władeczek Jarociński...
Natomiast zgon juniora wcale pomnikowy nie jest. Patetyczny owszem, oto ruski oprawca zostaje ukarany ręką polskiej szlachcianki, ofiary bolszewickiej brutalności (btw. sama obecność tej panienki w szeregach samozwańczego szwadronu śmierci, to jest kuriozum, ale i szwadron sam w sobie był tworem monstrualnie kuriozalnym). A śmierci on nie wybrał, tyle jego zasługi, że przyjął ją na klatę, natomiast szans zgolenia przed kawalerią nie miał żadnych. Wcześniej zaś prezentowany był jako bolszewicki prymityw z przebłyskami ludzkich odruchów. Żaden tam mamur i pomnik.
Jak widzę, ja obstaję na swoim, a ty na swoim. Postawa, przyznam, chwalebna... No, ale raczej wykluczająca porozumienie.
A co do tego "wykonywania rozkazów" to sprawa miała poniekąd dwa oblicza: Z jednej strony to dobre: Kozacy z Konarmii na rozkaz swoich przełożonych wykonywali bez wahania polecenia. Budionny, Woroszyłow, Timoszenko, Miereckow, Czerewiczenko czy Apanasienko (skądinąd, poza może Woroszyłowem, świetni dowódcy) wiedzieli co robią, a dyscyplina pozwalała im poprowadzić swoich "gieroi" od zwycięstwa do zwycięstwa. Ale z drugiej... Rzecz miała miejsce w guberni Tambowskiej w 1921 r. kiedy chłopi się zbuntowali przeciw władzy radzieckiej. Na czele wysłanej tam przez Trockiego ekspedycji karnej stanęło dwóch psycholi "z szerokimi uprawnieniami": Antonow Owsiejenko i Tuchaczewski którzy wydawali rozkazy o "procentowej eliminacji wrogich elementów" w którym z góry wyznaczali "procent" ludności którą należy posłac do piachu. A oni ten procent "eliminowali". Ja tam osobiście wolę Budionnego w wydaniu "watażkowym" z fantazją i swoistym "kolorytem": Na przykład w latach 30-tych XX zorganizował on manewry po których miała się odbyć "narada podsumowująca". Kiedy wyżsi oficerowie weszli do sali narad Budionny odsłonił przedzielającą ją kurtynę i ich oczom ukazał się ogromna kadź z winem w którym kąpały się nago "nimfy" z personelu medycznego, telegrafistki i inne (co bardziej atrakcyjne) "krasnoarmiejki". Sam wódz dał przykład ochoczo wyskakując z ubranka i wskakując do kadzi jako pierwszy. Jak się zdaje, takie "narady" odbywały się u niego częściej. tym jednak razem któryś przedobrzył z alkoholem i zaczął strzelać ze służbowego pistoletu. Kogoś przy okazji ranił i to ciężko. No i sprawa się "rymsła", a Budionny jako pijaczyna i erotoman "poszedł w odstawkę"... Przyznasz chyba, że w roli watażki wydaje się on o wiele bardziej ludzki niż kiedy wykonywał rozkaz Antonowa Owsiejenki i Tuchaczewskiego (rozkaz nr 116 z 23.06.1921r) który nakazywał: Wpierw zablokować wieś, później z pośród jej mieszkańców wziąć 60-100 zakładników i zażądać wydania broni i "bandytów". oraz ich rodzin. Po dwóch godzinach, jeśli nie wydadzą, ich rozstrzelać na oczach wszystkich mieszkańców a następnie wziąć następnych zakładników. I tak aż do skutku. Po przeprowadzeniu czystki pomaszerować do następnej wsi. "Kamandir" Tkaczenko to wydanie "soft" - Buddionny, kiedy nie był Bolszewikiem: Okrutny lecz z fantazją! Morduje, ale widać (na przykład w scenie rozstrzelania chłopów przez "Trybunał Rewolucyjny"), ze nie sprawia mu to przyjemności. No i hula, pije i "bzyka" co mu pod rękę podejdzie. Jak Budionny.
(...) Widzimy ich tylko jako kupę gwałcicieli i rabusiów (kuriozalna scena z mapą Warszawy, na której zaznaczone są miejsca przyszłych rabunków - jubilerzy, sklepy z futrami, itd.) , natomiast ani razu nie oglądamy Budionnowców jako sprawnej i skutecznej formacji wojskowej, jaką również byli. Jeśli to nie jest obraz tendencyjny i propagandowo wykrzywiony, to ja jestem szach perski.(...)
Tendencyjnie wypaczone - tu się zgodzę, ale tendencyjnie wypaczone W DRUGĄ STRONĘ. Akurat teraz zaczynają "wypływać" wyczyny Krasnoarmiejców w latach 1917 - 1921, a przy tym co oni robili jakieś tam mapy z zaznaczonymi sklepami to zwykła sielanka. Dwa przykłady których się ukryć nie dało: Pierwszy to Flota Bałtycka stacjonująca w Kronsztadzie i portach Fińskich (na przykład w Dorpat). Pijani marynarze pod wodzą Pawła Dybienki i osobnika posługującego się pseudonimem Raskolnikow zabili większość swoich oficerów (na przykład uderzeniem młota w głowę), później ich rodziny i wszystkich, których można było określić "modnym" wśród Bolszewików słowem "kontra" (potencjalnych kontrrewolucjonistów). Tych którzy mieli tego pecha i przeżyli wstępny etap wprowadzania sprawiedliwości społecznej wyrzucono z okrętów na lud, a następnie pijana hałastra jeździła po nich saniami. Aż do skutku... A Finowie to widzieli i opowiedzieli światu. Później zaś z fanatycznym oddaniem bronili w 1939 roku swojego państwa zadając Rosji ogromne straty. Jak się zdaje to co widzieli w 1917 r. bardzo zaważyło na ich szaleńczym oporze przed "dobrowolnym" przyłączeniem się do "wielkiej . bratniej rodziny narodów ZSRR". Wojna Fińsko Radziecka była wszak interwencją na prośbę rządu Fińskiej Republiki Ludowej z Otto Kuusinem na czele i odpowiedzią na "zaczepki fińskiej soldateski"! Przyznasz, ze przy tym jakieś tam mapy z zaznaczonymi sklepami do ograbienia to jakaś tam drobnostka! Drugi przykład to Krym i południowa Ukraina (Odessa) skąd czasowo przegnano czerwonych.Powołany tam rząd Antona Denikina zlecił skrupulatne śledztwo, a po jego upadku materiały z tegoż śledztwa zostały ewakuowane do Stambułu a następnie opublikowane w 1924 r. w Berlinie (pt: "czerwony terror w Rosji 1917 - 1923"). I cóż my tam mamy? Wbijanie na pal (Połtawa, Kremienczóg), turlanie w beczkach nabitych gwoździami (Woroneż), kamienowanie i krzyżowanie (opcja specjalna dla duchowieństwa) w Jekatierynosławiu a w końcu Odessa która dawała "możliwości": Palenie w kotłach lokomotyw, rozrywanie na pół zębatkami dźwigów i inne rozkosze. I mój "ulubieniec" - zakopywanie w grobie "na żywca" . Taki los spotkał tych którzy wpadli w oko "czerwonym", a wpadali wszyscy potencjalnie "nieprawomyślni". Jak myślisz, jaki los spotkał by Polaków Warszawie? To miasto było wszak centrum "pańskiej Polszy" A przy tym co by się stało (lub potencjalnie mogło stać) jakieś mapy sklepów to na prawdę DROBIAZG BEZ ZNACZENIA. Poobiednia drzemka z ledwie odczuwalnym uczuciem lekkiej niestrawności! A co do 1 Konarmi to się ona w Polsce nie popisała nadmiernie, bo ją polscy ułani rozgromili pod Zamościem
PS: Sprostowanie! Oczywiście, nie stacjonowali w Dorpat, bo to estońskie miasto nawet nie leży nad morzem,ale w porcie w Wyborgu który w latach 1918 - 1940 należał do Finlandii. Drugie niedopatrzenie (czy raczej skrót myślowy), to postać gen Atona Denikina dowódcy Armii Ochotniczej działającej na południu Rosji który zlecił to dochodzenie, ale w kwietniu 1920 po licznych klęskach w wojnie z Czerwonymi zrzekł się władzy na rzecz barona Piotra Wrangla i wyemigrował. Dopiero za rządów "czarnego barona" dochodzenie zostało zakończone, a po klęsce jego wojsk w październiku 1921 r. materiały śledcze zostały wywiezione do Stambułu wraz z ewakuującymi się się niedobitkami armii Białych.
Fajnie, że się tyle napracowałeś, ale zupełnie nie na temat, tak jakby. Ja nie zaprzeczam, że czerwonoarmiejcy hulać potrafili i mordować na różne wymyślne sposoby też. Ale walczyć potrafili również, co po primo i pamiętać należy, że umniejszając ich wartość bojową, umniejszamy także wartość swego zwycięstwa nad nimi. Bo co to był za problem, wygrać z bandą zapijaczonych i niezorganizowanych troglodytów, jak ich odmalowano w filmie? Secundo, do rabowania ich raczej zachęcać nie było trzeba, ani map rozrysowywać w tym celu (pominę ltościwym milczeniem to, że wszystkie mapy w tym filmie, także te używane przez Polaków, wygladały jak rysunek wykonany na kolanie przez pięciolatka). Mapy rozrysowywali sobie raczej w sztabach i do czego innego one im służyły.
Wielcy zasrani krytycy i znawcy filmowi ! od upadku cara rosja to kraj mordercow i swołocz i przez lata zydokomunistycznej propagandy do dzisiaj wielu mysli o nich jak o bohaterach a to zwykli prostacy o ktorych zbrodniach trzeba mowic wszedzie zawsze i tak glosno jak sie da, a serial majstersztyk ,wielcy znawcy z tego forum napewno by zrobili cos lepszego, wazsze wypowiedzi czyta sie ze az przykro
Twój nick jest wielce adekwatny do treści twego posta. Można by rzec nomen omen.
a co twoj nick ma ci dodawac jakas moc albo pokazac jaki to jestes wazny??? mam w d.... nicki i nie zaprzatam sobie tym glowy jak ty
A jeśli chodzi o pana postrzelonego w plecy, a rannego w rękę, to Jarocińskiemu rzeczywiście strzelono w plecy, ale to rękę miał na temblaku, bo trafiono go w łopatkę, a teraz mówimy o tym na biologii, a łopatka jest częścią kończyny górne, więc dlatego miał ręka na temblaku
no to ze oberwal w lopatke badz bark to bylo widac odrazu wiec nie rozumiem dlaczego mialby nie miec reki na temblaku, ale szakale beda szakalami a sepy sepami i beda sie czepiac kazdego kawaleczka bo to lezy w ich naturze
"- oddział, wchodzący do lasu w maciejówkach i hełmach francuskich, wychodzący natomiast w niemieckich"
Wlasnie wczoraj ogladalem ten odcinek. Tez mnie to uderzylo ;)