Mamy ranczo i rodzinę która nim zarządza . Ok. Ja rozumiem miłość do swojej małej ojczyzny ale na wszystkich bogów gdzieś trzeba zachować zdrowy rozsądek w obronie tych dóbr . Życie w napięciu , stresie i grozie śmierci , śmierci która jest dosłownie wszędzie . Nie wiem ile tam ginie osób ( ciężko policzyć ) ale bardzo bardzo wiele i co zostaje na końcu ? Smutek , samotność i żal po stracie ... Ale acha ! Możemy ten żal przeżywać na gigantycznym ranczu . Ja tam uciekała bym z tego pięknego piekła gdzie pieprz rośnie .
Ogólnie serial jest tak smutny ,że nie polecam go nikomu z obniżonym samopoczuciem bo UWAGA nie ma tu szczęśliwego zakończenia ... Jest ranczo a obok niego cmentarz zapełniony jego obrońcami .
No właśnie. I co Spencerowi przyszło z tego, że poleciał za stękającą w listach ciotką, zamiast zostać z ukochaną w swoim raju? I syn miałby matkę. A skoro tak łatwo było rozwalić zboczonego dziada, czemu żaden inny kozak z Duttonów tego nie spróbował? Rozumiem, że Spencerowi się to udało w sprzyjających warunkach wcześniejszej jatki, która odsunęła prawo na bok. Poza tym nie do końca rozumiem romantyzowanie poświęcenia Alex - co jej takiego dobrego przyszło z tego związku? Śmierć w wieku 25 lat? Jaki z tego morał? Kobita najechała się pół Ameryki, dotarła ze śmiertelnymi odmrożeniami do swojego chłopa, a ten i tak ją - ciężarną - zostawia. Nie wiem, gdzie tu powód do chwały, honoru, szczęścia, ulgi, wiary. Dziwne zakończenie.
Spencer miał być taki szlachetny a właściwie pozwolił jej umrzeć bo nie namawiał jej nawet na amputację nóg w szpitalu a wydaje się ,że wiedział co ją czeka jeżeli takiej operacji nie przejdzie . I jeszcze na końcu ta wzmianka ,że miał jeszcze jednego syna ale nie kochał jego matki. Nie no super gość. I jeszcze dobił mnie motyw tych miłych ludzi którzy pomogli Alex w pociągu i zamarzli by ona mogła dotrzeć do ukochanego który zostawił ją by walczyć o ranczo . Ich śmierć jakby nic nie znaczyła . Nawet później nie było o nich chociaż jednej wzmianki .
Motyw z tymi ludźmi miał chyba oznaczać, że nawet miłym nieznajomym nie powinna była ufać i do końca polegać na sobie swoim rozsądkj. Ale była już tak wykończona po przejściach (heurystyka utopionych kosztów), że parła dalej. Jej pociąg odwołano ze względu na pogodę - powinna była posłuchać i zostać na miejscu jeszcze parę tygodni. Ale to nie wchodziło w grę. Ich miłość kosztowała parę istnień. Podobnie jak usilne utrzymywanie rancha.