Czy nie odnieśliście wrażenie że już gdzieś widzieliście podobną postać? Ta jego usłużność wobec swojej "pani", dwulicowość, pozorna, wręcz żałosna słabość będąca jedynie maską intyganta a zarazem pułapką w jaką wpadła jego ofiara. No i najważniejsze - poczucie straconego skarbu który chce odzyskać.
Tak, Charles Logan to nie kto inny jak talkienowski Gollum. Sposób gry, te biedne żałosne oczka mogące zwieść najbardziej przezornego człowieka - czułem się jakbym naprawdę oglądał "Władcę pierścieni" w wydaniu "24".
Izkin znów się wspiął na wyżyny, madame president była przy nim tłem. O dziwo jednak przemiana i zdrada Jacka wyszła jej na dobre. Po raz pierwszy oglądałem ją może nie tyle z przyjemnością co bez zażenowania jak we wcześniejszych odcinkach. W końcu zrobili z niej człowieka a nie kukłę z patriotycznymi frazesami na ustach.
Nie mogę się doczekać następnego epizodu. Jack w końcu działa po za prawem. Teraz tylko do pary dać mu Tonego i hulaj dusza piekła nie ma!