Zastanawia mnie teraz postawa Warda. Jest z Hydry, ale jakoś Fitza i Simmons nie zabił tylko zrzucił do
oceanu. Tak samo z psem, którego nie zastrzelił. Czy on się boi Garretta, że coś mu zrobi jak nie będzie
z nim.
W zasadzie nie miał innego wyboru jak ich zrzucić do oceanu (zamknęli się od środka i teraz mają małe szanse na przeżycie - ograniczona ilość tlenu itd.). No i pozbył się ich ze samolotu. Ale wg mnie jak Ward wróci na "jasną stronę mocy" to prawdopodobnie zginie, a jak nie wróci to prędzej czy później zginie lub będzie gnił w "nowej lodówce", tak czy inaczej długo nie zabawi (to jest tylko moja "wizja" tego jak to może się potoczyć).
Szkoda, że prawdopodobnie przezwycięży zło i wróci do ekipy, strasznie naciągane byłoby to:( No cóż pozostaje tylko zaczekać na finałowy odcinek:D
Jak się sprawdzi twoja teoria (i zarazem najbardziej prawdopodobna) to ja nie wiem co twórcy musieliby zrobić, by wyglądało to sensownie (Ward chyba, by musiał cofnąć się w czasie i zabić Garrett, a tą z S.H.I.E.L.D, ale to i tak byłoby naciągane jak diabli).
hehe ciekawy pomysł z tym cofaniem w czasie:) Zapewne nawet i to by zepsuli...
Wedlug mnie Ward nie chcial aby z Fitz i Simmons stalo sie tak jak z tym psem, tzn. on pozolil psu uciec a Garett dorwal tego psa. On wiedzial, ze jesli on nie pozbedzie sie F&S to zrobi to ktos inny z Hydry iwtedy oni zgina w meczarniach. Wiedzial tez, ze jesli "wyrzuci" w samolotu ten magazynek z F&S do wody, to beda mieli jakies tam szanse na przezycie. Ale to wszystko to tylko moje przemyslenia.