Moje zakłopotanie jest bezgraniczne. „Altered Carbon” miałem polecić moim serialowym kompanom, jednak poważnie to przemyślę. Serial zapowiadał się niesamowicie ciekawie, nie tylko dzięki motywowi i promocji, ale także po skończeniu oglądania połowy odcinków. Niestety, fabuła zawiodła, a wręcz dobiła – postać siostry, którą odebrałem zupełnie inaczej za sprawą flashbacków z dzieciństwa (dzięki nim serio zżyłem się z bohaterami), okazała się nonsensowna i karykaturalna. Wątki, choć złożone i intrygujące (niektóre zmuszały do myślenia, jak np. sprawa, którą główny bohater miał rozwiązać) rozwiązano zupełnie bez finezji, natomiast napięcie w krótkim czasie zostało wręcz „haniebnie” stłamszone, co tylko bardziej mnie zdołowało.
Jestem wielkim fanem seriali skupiających się na przyszłości, godności człowieka, nowych technologiach (nie tylko IT, ale również biologicznych, co było moi motorem, by serial rozpocząć). Sądzę, że ukazanie realiów przyszłych epok, szczególnie postępu biologicznego, zostały przedstawione bardzo frapująco, wciągająco i – mimo zawiłości – sensownie (koncepcja transferu świadomości do innego ciała jako cena nieśmiertelności, nie do końca poprawna moralnie, niebywale mnie zaabsorbowała, co uważam za niezaprzeczalny plus). Czekam na drugi sezon (jeśli powstanie), lecz oglądanie nie będzie przyjemnością, lecz „serialowym obowiązkiem”.

Myślę, że tematykę futuryzmu/biotechnologii/moralności lepiej rozwiązały seriale „Westworld”, „Black Mirror” czy „Orphan Black” (ten ostatni nie o przyszłości, ale reszta się zgadza)