Niestety, "Modyfikowany węgiel" tylko w części spełnił oczekiwania. Przynajmniej moje. Na plus należy zaliczyć odwagę w podjęciu tematu: adaptacja książki od początku nie mogła wyglądać na tanią, Cyberpunk nie jest też ostatnio na topie. Ot, co jakiś czas pojawi się dzieło należące do nurtu, ale gdzie mu tam do wikingów, dzikiego zachodu albo baronów narkotykowych. Tu sprawdzonych, także ekonomicznie, wzorów mamy na pęczki.
Na korzyść przemawia też poważne podejście do adaptacji. Pomimo licznych zmian w stosunku do powieściowego oryginału, w ogólnym zarysie starano się jednak trzymać dość wiernie tekstu Morgana. A zatem wśród zalet mamy: odwaga widoczna w samej decyzji oraz w budżecie i wizualnej stronie produkcji oraz ogólną chęć dochowania wierności książce.
Ale w tych samych elementach tkwią też paradoksalnie korzenie niepowodzenia. Scenografia i efekty przysłaniają bowiem dość ewidentne braki scenariusza i aktorstwa. Wspomniane dziwne, nie do końca zrozumiałe odstępstwa od wersji książkowej (celowo używam słowa adaptacja, nie ekranizacja) poczyniono w miejscach, które spokojnie można było zostawić w spokoju bez szkody dla fabuły. Do tego średni poziom aktorski - wszystko to daje w efekcie produkcję zdumiewająco pustą i płaską. Z oryginału, też przecież nie będącego jakimś wielopłaszczyznowym filozoficznym dziełem, zostawiono naprawdę niewiele, jeśli chodzi o dylematy człowiek-technologia, ewolucja ludzkości czy problemy społeczne, manipulacji i władzy. Czasem w dialogach można wychwycić echa tych dywagacji, ale o ile w rzeczywistości książki były one widoczne nawet dla średnio uważnego czytelnika, w serialu zubożone zostały one do takiego poziomu, że łatwo przeoczyć je zupełnie.
Wreszcie aktorstwo. Niestety, ciężko szukać tu kreacji na miarę nawet "Gry o tron" czy "Westworld". Mam na myśli dobrą, rzemieślniczą aktorską robotę, uprawdopodobnione emocje, pełnowymiarowe choć absolutnie fantastyczne charaktery, przekonująco oddane i powodujące powstanie emocjonalnej więzi pomiędzy widzem a bohaterem. Po raz kolejny - niestety. Nic takiego nie ma miejsca. Jest szablon a świat nie uwierzy tym glicerynowym łzom.
Moim zdaniem, i tu kryje się element nadziei - jest szansa, że "Modyfikowany węgiel" zbierający przecież ogólnie dość pozytywne oceny, przetrze ścieżki innym lepszym gatunkowym produkcjom. Sam nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań, ale być może któryś z możliwych następców okaże się dziełem, do którego będą wracać pokolenia ;)