SPOILER
Odcinek super, ale zirytowała mnie postawa Cordelii. Najpierw mówi, że nie chce wystawiać Michaela do siedmiu cudów, bo nie chce ryzykować życia chłopaka, a potem wymyśla własne zasady i karze mu wskrzesić Misty, czego ona nie mogła zrobić a co było wyjątkowo niebezpieczne. Nie wiem czy to był celowy zabieg żeby pokazać, że Cordelia faktycznie staje się jak swoja matka, czy Murphy znowu nie nie trzyma się logiki w poczynaniach bohaterów.
Następnym razem oglądaj uważniej. Było powiedziane, że Cordelia od początku czuła, że on jest zły dlatego chciała żeby poszedł do piekła i przyprowadził Misty i inne dziewczyny do walki.
Oglądałam uważnie i pamiętam co powiedziała. Jednak zaryzykowała życie chłopaka, to było takie spoko?
"Jednak zaryzykowała życie chłopaka, to było takie spoko?"
A kto powiedział, że spoko? Zrobiła to dla własnych korzyści, bo chciała odzyskać swoje czarownice i przy okazji mieć je w swoich szeregach do późniejszej walki. Postawiła na jedną kartę - albo Langdon je uratuje, albo sam utknie. W obu przypadkach wyszłaby na plus. Poza tym nie oszukujmy się, Michael doskonale wiedział, że da radę z jedną dłonią za plecami, więc dla niego nie było to żadne ryzyko. I tak, Cordellia przeszła przemianę, stała się silną i bezwzględną kobietą, pomimo że początkowo jedyne co robiła, to płakała. Tak jak w każdym sezonie zresztą. Powiedziałabym, że to było combo wszystkiego.
Obstawiam, że zakończenie będzie takie jakiego wszyscy oczekują - wiedźmy zwyciężą :/
Mów za siebie, ja kibicuję Michaelowi! Ileż można patrzeć na piękne zakończenia, w których dobro wygrywa :D