Sam serial jest ok, ale to nie jest ta Ania z Zielonego Wzgórza. Najbardziej rozczarowuje właśnie główna bohaterka. Aktorka jest świetna i dobrana nieźle (chociaż jak dla mnie jednak zbyt mało urodziwa jak na Anię, w której kochało się pól Avonely), ale to co miała w scenariuszu do zagrania niestety mocno odbiega od książkowej Ani. W tym serialu jest ona skupiona wyłącznie na sobie, wręcz egoistyczna, nie ma tego specyficznego poczucia humoru ani "lekkości" Ani, jest wręcz męcząca. Gilbert jest za to bardzo ok, wspaniale oddali jego zauroczenie Anią, ale nie rozumiem po co dodawali mu te przygody na statku itd... Co więcej, przy lekturze tej książki można było się mocno pośmiać, tak samo przy poprzedniej ekranizacji, a tutaj jest tak poważnie i smutno, że aż strach.
"My life is a perfect graveyard of buried hopes" jak mawiała Ania. I ten serial niestety perfekcyjnje zakopał moje nadzieje o powrocie do tej niesamowitej bohaterki i historii odpowiedzialnej przez Mongromery.