Mam niezwykle mieszane uczucia. Nie da się ukryć, że serial zrobiony jest bardzo dobrze. Ania- aktorka sprostała zadaniu. Nie jej wina, że scenarzyści stworzyli postać rozhisteryzowanej wariateczki. Gilbert- sama bym się zakochała.
Nowe wątki: z jednej strony cieszyły mnie. Te rozmowy dziewczynek, poznanie bliżej historii bohaterów. Ale z drugiej strony nadmierne odejście od kanonu mnie przytłacza. Przecież śmierć Mateusza( choć smutna) była jednym z najwaznijeszych wydarzeń w powieści. Przeżyłabym to, naprawdę przymknęłabym oko, gdyby nie zakończenie. Złodziejszaki zamieszkują na Zielonym Wzgórzu. I co dalej? Czy tylko ja uważam, że ten serial pozbawił całą historię jej magii i ciepła?
Jak to ocenić? Nie mam pojęcia.
Śmierć Mateusza w książce była wystarczająco ciężkim przeżyciem dla Ani i Maryli. Podkręcanie tej historii o próbę samobójczą, złodziejaszków i inne bonusy uważam za mocno chybione. Przecież jakkolwiek by to strasznie nie zabrzmiało, Mateusz i tak umrze. Przeciąganie tego w czasie do ewentualnego drugiego sezonu, połączone z dowolnie traktowaną chronologią zdarzeń z książki to już przesada.
Nie, nie tylko Ty. Spojrzenie na historię w inny sposób - tak. Idiotyczne zmiany (typu złodziejaszki) - nie.
Wariateczka? :p Jest impulsywna, ale szczera i prawdziwa. Taka była Ania - skłonna do przesadnych, nerwowych reakcji, związanych z tym, jak wiele sytuacji było dla niej nowe. To w drugiej połowie książki zaczęła się stawać czarującym, spokojnym stworzeniem. Pierwszy sezon ma ramy głównie z pierwszych 18 rozdziałów. Dopiero drugi ma pociągnąć fabułę od 18 do 36.
Zatem śmierć Mateusza zdecydowanie przypada na drugi sezon... ale też nie podoba mi się rozwiązanie z tak przedwczesnym zawałem i próbą samobójczą. Z kolei wątek złodziejaszków zaciekawił.
Ogólnie przyjęłam, że ta wersja żyje własnym życiem i jestem z niej bardzo zadowolona. Jest bogatsza i głębsza niż pierwowzór, owszem, nie ma jego ciepełka, ale wynagradza mi je mnogość wątków.
Mi właśnie to, jak przedstawiono Anię w serialu niesamowicie się podoba. Właśnie tak zachowują się osoby desperacko potrzebujące miłości i ciepła... Osoby, które doświadczyły mnóstwo traum w życiu. Stabilność uczuć i zachowań występuje u osób wychowujących się w stabilnym środowisku. Zrównoważone warunki dorastania= zrównoważony charakter.
taa... ostatnie zdanie jest zdecydowanie prawdziwe. ja miałam sinusoidę jako dziecko i młoda osoba, a teraz desperacko staram się zachować stabilność i raczej guzik mi wychodzi. :(
Tyle że w tamtej rzeczywistości miłość i ciepło dane było tak naprawdę nielicznym dzieciom. W związku z tym absolutnie każdy powinien mieć traumę ;).
Autorzy serialu kreują nieszczęścia Ani, nie biorąc pod uwagę, że każde dziecko przechodziło - z naszego punktu widzenia - traumę. Autorytarni rodzice, decydujący o każdym kroku dziecka, wielodzietność i związany z nią niedostatek, praca od najmłodszych lat, choroba i śmierć członków najbliższej rodziny - to było na porządku dziennym i nie tylko Ania musiała się z tym mierzyć. Ale tylko jej charakter jest usprawiedliwiany traumą dzieciństwa...
Nie wiem, czy czytałaś/czytałeś książkę, ale książkowa Ania jest roztrzepana, marzycielska, skłonna do przesady. w końcu to serialowa adaptacja, dziwne gdyby miała inny charakter...
Roztrzepana, marzycielska, skłonna do przesady - tak. Oraz impulsywna i pochopna w osądach i działaniu. Ale nie histeryczna.
Co gorsza - histeryczna została do końca trzeciego sezonu. Bardzo szkoda. To całkowicie odbiega od jej książkowej kreacji.
Mnie się to też średnio podobało. Rozumiem, że taki był zamysł i przyjmuję do wiadomości, że nic tu nie musi być zgodne z pierwowzorem. Ale zupełnie nie podzielam zachwytów nad aktorką i jej kreacją. Straszliwie rozwszeszczana, histeria na najwyższym poziomie, bez przerwy. To nie było roztrzepanie czy impulsywność, tylko jakiś obłęd. To z pierwowzorem nie ma absolutnie nic wspólnego. Jej się nawet nie da lubić. No... w takiej Ani Gilbert raczej by się nie zakochał....