Za dziecka przeczytałam całą historie Ani z Zielonego wzgórza. Serial zaczęłam oglądać z sentymentu. Początek jak najbardziej na plus... w sumie nie powinno mnie dziwić, w końcu to serial „netfilxowski”. W dalszych odcinkach historia kręci się wokół uciemiężonych nieheteronormatywnych bohaterów i społeczności LGBT. Serio? Oczywiście biali konserwatyści przedstawiani są jako okrutne, bezuczuciowe przygłupy... w przeciwieństwie do czarnoskórych czy tych o innej orientacji seksualnej. Ci drudzy to oczywiście ludzie inteligentni, uzdolnieni i otwarci na świat. Chciałam serial obejrzeć z 13-letnią córka, ale wychodze z założenia, że tysiąc razy bardziej wartościowym będzie podsunięcie jej książki.
I jeszcze ten nauczyciel przedstawiony jako najgorszy homofob, w rzeczywistosci okazuje się ukrytym gejem. Małżeństwo i posiadanie dzieci jest wręcz piętnowane i ukazywane jako przeżytek. No koszmar. Nie ma to nic wspólnego z historia przedstawioną przez autorkę książki. Za tą lewacką propagandę daje 2, bo mam już dosyć tego robienia prania mózgu dzieciom. A punkcik za role wykreowaną przez Mateusza i Marylę oraz dobrą choreografię. Polecam starsza wersje produkcji o przygodach Ani.