Pogłębione są losy tych bohaterów, których spotkało nieszczęście (np Gilbert). Pogłębione i trochę jednak rozdmuchane są te nieszczęśliwe wątki (np w życiu Mateusza i Maryli, po co w życiu obydwojga tych bohaterów wprowadzać wątek niespełnionej miłości??).
Akcja opiera się na dramatach - pożar, zadłużenie farmy, śmierć ojca. Nawet przygoda z herbatką dla Diany jest przepełniona tragiczną atmosferą.
Przecież nie wszystkim mieszkańcom tego biednego Avonlea wiodło się tak źle, nie wszyscy byli tacy antypatyczni albo smutni. A życie tych spokojnych, szczęśliwych rodzin nie jest w ogóle pokazane.
Najfajniejszą postacią jest chyba Małgorzata.
Doceniam tę adaptację. I rozumiem, że twórcy chcieli zrobić z historii Ani ciężki dramat. Ale jednak nie zapisuję się do klubu fanów.
Robią z tego ciężką historię od samego początku, chociaż książki, nawet ta opowiadająca o jej życiu sprzed Zielonego Wzgórza były pogodniejsze. Maryla odsyłająca ją za zgubienie broszki? Zbieranie pieniędzy na dworcu? Wyśmiewanie przez mieszkańców na pikniku? I retrospekcje: wpychanie myszy do ust, pan Hammond umierający podczas bicia Ani pasem.. Może to jest dobry serial, dobry dramat, ale na pewno nie Ania, którą znam z powieści Lucy Moud Montgomery..
W książce Maryla chce odesłać Anię za kradzież broszki. Oczywiście wszystko wyjaśnia się znacznie szybciej.
Z tego co pamiętam nie chce jej wypuścić z pokoju i zabrania pójścia na piknik, nie było tam mowy o odsyłaniu.