Przerabialiśmy to już w demoludach. Za poprzedniego ustroju również nie można było po prostu kręcić filmów, należało bowiem kręcić filmy słuszne ideologicznie i prezentujące prawidłową świadomość klasową autorów, za której brak można było ukarać twórców zakazem dystrybucji oraz personalnymi nieprzyjemnościami.
Bareja świetnie to wyśmiał w swojej "Prawdzie czasu i prawdzie ekranu".
I tu nachodzi mnie taka refleksja. Otóż poprzedni system po śmierci Stalina pozwalał już jednak na pewien poziom krytyki systemu, chociażby w charakterze wentylu bezpieczeństwa. A wyobrażacie sobie współcześnie jakiś kasowy, zachodni hit otwarcie wyśmiewający szaleństwo poprawności politycznej? No właśnie. Ja też sobie nie wyobrażam.
Z czego rodzi się kolejna refleksja: który z powyższych systemów należy uznać za bardziej represyjny?