Technologia stagecraft w przypadku ALTA niemiłosiernie kole w oczy, dała tutaj fatalny efekt, tak samo jak green screen. Jak można się tak nieumiejętnie posłużyć takimi narzędziami przy obecnych możliwościach? Sceny w Omashu i w Południowym Plemieniu były unwatchable. Bending - a i owszem, to najlepszy aspekt serialu, widać, że nie chcieli powielić błędów poprzedników. Natomiast pozostałe efekty specjalne nie porywają. Do tego absolutnie spartaczone, kiczowate kostiumy i charakteryzacje - w tej kategorii ta produkcja nie ma podjazdu do filmu z 2010. Scenografia również nie powala, momentami wygląda tak nierealistycznie, że aż tandetnie, „plastikowo”. Wszystkie te elementy sprawiają, że produkcja ma bardzo teatralny charakter i bynajmniej nie jest to zaleta. Casting porażka, poza kilkoma wyjątkami. Azula i Mai to jest jakaś pomyłka, pod absolutnie każdym względem. Wiele postaci poprowadzonych tragicznie, obdartych z pierwotnej charakterystyki, charyzmy i głębi, spłyconych, przedstawionych w najbardziej banalny sposób. Konstrukcja scenariusza godna pożałowania, dialogi infantylne i krindżowe, jakby pisał go uczeń podstawówki.
Nasuwa się tylko wniosek, że potrzeba czegoś więcej, niż budżetu i ambicji do stworzenia godnej adaptacji czegoś tak ikonicznego i wybitnego jak alta. Plusy były, ale nawet nie chce mi o nich się pisać, bo giną w tym netflixowym chaosie. Cóż, pozostało czekać na Avatar Studios. Rip marzenia o dobrym live action