Beastars obiecuje „dojrzałą alegorię” o współ- i przeciwstawnych światach drapieżników i roślinożerców, lecz w praktyce traci wiarygodność na każdym poziomie: od niekonsekwentnie rozwijanego uniwersum, przez biologiczne nonsensy, aż po biernego protagonisty, który bardziej znosi wydarzenia, niż je kształtuje. Ratują je pojedyncze postaci (Louis, Melon, Shishigumi) i koncept kolonialnego systemu ukrytego pod pozorami harmonii, ale adaptacja anime dodatkowo okalecza tę opowieść, wycinając kluczowe sceny i motywacje – zwłaszcza te dotyczące Yahyi.
Animacja jest drętwa i przywodzi na myśl przełom XX i XXI wieku. Studio Orange postawiło na 3D CGI, ale sztywne ruchy, uboga mimika i plastikowa tekstura sprawiają wrażenie teatru lalkowego z Unity, a nie współczesnego serialu Netflixa. Każdy dynamiczniejszy kadr przypomina zwiastun z wczesnych gier PS3, co kontrastuje z chociażby płynną, ręcznie animowaną Mob Psycho 100.
Świat przedstawiony to z kolei patchwork szyty okropnie grubymi nićmi i to bez redakcji. Cherrytown nie funkcjonuje jak szkoła – nigdy nie widzimy zajęć, laboratoriów czy biblioteki, a jedynie sceny teatralne i przerwy obiadowe. Elementy dodawane sezon po sezonie (język ryb, zakaz lotu dla ptaków, słonie, pyton-strażnik) nigdy nie są foreshadowowane i działają jak fan-fic rozbudowywany na bieżąco. Podział „roślinożerca–mięsożerca” ignoruje złożoną zoologię (wszystkożercy, owadożercy, padlinożercy).
Porównanie do „Zwierzogrodu” wypada tu bardzo korzystnie dla Disneya. Mimo swojej cukierkowatości, „Zootopia” ma spójność w projektowaniu świata – od podziału klimatycznego dzielnic, przez naturalne zachowania zwierząt, aż po metaforyczny, ale jasny przekaz o uprzedzeniach. „Beastars” natomiast próbuje być realistyczne bez rozumienia realizmu. Założę się, że gdyby Judy Hopps i Nick Wilde znaleźli się w Beastars, z miejsca by rozszyfrowali Melona, a Legoshi dostałby kilka dobrych lekcji racjonalnego działania.
"Beastars" wstyd naukom biologicznym, bowiem widać twórcy nie zrobili nawet podstawowego researchu. Oto najważniejsze z nich:
1. Wilk + waran = płodne potomstwo - jest to biologicznie niemożliwe, co podważa wiarygodność dramatu Legoshiego i Melona.
2. Warany mają jad - mit obalony już dawno (śmiertelność ofiar wynika z bakterii w paszczy), a anime nadal go powiela.
3. Pyton patrolujący kanały wentylacyjne - gad zmiennocieplny zbyt ciężki na rury i wrażliwy na chłód, zaś sam pyton rozmiarem jest podobny bardziej do smoka niż do węża. Scena sama służy tylko „wow-efektowi”
4. Dieta i jedzenie jaj – niby świat zbudowany na „etyce spożycia”, a rośliżercy i mięsożercy zjadają jaja istot z tej samej klasy kręgowców.
5. Sowa z ludzkimi dłońmi, orzeł bez rąk – brak konsekwencji anatomicznej.
Dodatkowo jeśli świat przedstawiony ma zachowywać pozory biologicznej spójności i społecznego realizmu, to związki międzygatunkowe nie są tylko dziwne – są biologicznie niemożliwe lub prowadzą do upośledzenia (jak pokazuje Melon – psychopata bez empatii i spójnej tożsamości). Sama relacja Legoshi-Haru to bardziej relacja potrzeby kontroli (tłumienie głodu) niż równorzędny związek.
5 1/2. Ustawione małżeństwo Louisa - oczekiwanie, że w warunkach kapitalizmu małżeństwo Louisa ma zapewnić ciągłość rodu i biznesu, to czysta bajkowa logika rodem z monarchii feudalnej. Zwłaszcza że finanse w tym świecie są pokazane jako w pełni niestabilne. Reakcja ojca Louisa po fiasku akcji też wydaje się absurdalna – bardziej jak próba ubicia dramy w stylu telenoweli, niż realistyczna reakcja milionera.
Same postacie tego serialu są okropnie napisane lub moralnie odpychające.
Legoshi jako bohater tragiczny z potencjałem zostaje zredukowany do neurotycznego chłopca, który bardziej przypomina fajtłapowatego licealistę z romansu shōjo niż reprezentanta poważnego dylematu egzystencjalnego. Legoshi to męczący, autodestrukcyjny bohater, którego rozwój osobisty polega głównie na byciu bitym, ranionym i upokarzanym w imię abstrakcyjnych ideałów. Jego „rozwój” oznacza kolejne warstwy samoograniczenia. Jego „dążenie do pokoju” w zetknięciu z Melonem to wręcz parodia naiwności – tak, jakby autor nie znał podstawowych mechanizmów przemocy i socjopatii.
Haru to z kolei zbiór sprzeczności – ale nie tych, które budują złożoność, tylko takich, które zdradzają brak spójnej koncepcji. Jej pesymizm względem zmiany systemu kłóci się z własnym doświadczeniem, a erotyczna rozwiązłość wydaje się podszyta nie żadnym dramatem czy pragnieniem bliskości, tylko tanim dramatyzmem. Jej „wolność seksualna” ma być formą buntu, ale wychodzi raczej na próbę wypełnienia emocjonalnej pustki. Ich relacja jest toksyczna i pełna niedopowiedzeń – zamiast „romansu mimo różnic”, to bardziej dwójka ludzi z ogromnymi problemami emocjonalnymi, którzy nie powinni być razem.
Yahya natomiast to przykład moralnego rozmycia – serial reklamuje go jako „opiekuna”, ale jego brutalność, manipulacje i brak transparentności sprawiają, że nie różni się zbytnio od skorumpowanych polityków, których rzekomo kontroluje. I nikt nie tłumaczy, czym tak naprawdę jest rola Beastara, jaką ma władzę, czy reprezentuje prawo, czy tylko moralność. To narracyjne niedbalstwo, szczególnie że manga źródłowa miała więcej informacji na temat tej postaci, które wycięto lub pominięto jak m.in. kontekst zbicia przez Yahyę lamparta, będącego szefem krowich mleczarek.
Świat przedstawiony to z kolei system kolonialny w owczej skórze. „Cywilizowane” elity drapieżników sprzedają własne dziedzictwo, kupując sobie spokój na koszt reszty gatunku.
Prezydent-lew usuwa zęby i pazury, by zostać marketingowym maskotką harmonii, podczas gdy inni mięsożercy łykają leki tłumiące instynkt. Yahya (w mandze syn lwa i gazeli) to samodelegowany egzekutor, który zdaje się czerpać satysfakcję z kopania drapieżników. Legoshi z kolei idealnie pasuje do roli „udomowionego potwora”, którego system chętnie posadziłby „przy stole” jako żywy dowód, że status quo działa… o ile ofiara zrzeknie się samej siebie.
Jedynymi elementami "Beastars", które działają są Melon, Louis i Shishigumi. Melon jest jedyną postacią w pełni świadomą fałszu tego świata – jego nihilizm, choć przerysowany, wypada szczerze. Ma cechy dobrego antagonisty: złożoność, własny kodeks i szczerość w cynizmie. Louis również wybija się ponad resztę – jego perfekcjonizm, wątpliwości moralne i konflikt z ojcem czynią go jedyną postacią dramatyczną z rzeczywistym „łukiem rozwoju”. Gotów jest nawet poświęcić siebie i swoją „jeleniowatość” dla sprawiedliwości. Shishigumi – to mafiozi z zasadami, jakby wyjęci z filmów Kurosawy. Ich honor, lojalność i brutalna szczerość kontrastują z hipokryzją „legalnego” świata.
Beastars w wersji anime to niedokończona wiwisekcja społeczeństwa: aspiruje do bycia psychologicznym dramatem i ostrym komentarzem klasowym, ale gubi się w własnym chaosie i frontowej cenzurze. Ostatecznie zostaje estetyką bez fundamentu i protagonistą, który zamiast podnosić stawkę, powoli się zaciera.
Pozostają błyski – Louis, Melon, Shishigumi – które udowadniają, że w głębi materiału źródłowego krył się potencjał na mroczną, wielowarstwową epopeję. Niestety, wersja telewizyjna usuwa większość scen kluczowych dla zrozumienia moralnego kolosa na glinianych nogach, jakim miał być ten świat. Jeśli ktoś szuka naprawdę zwartej opowieści o systemowych podwójnych standardach, lepiej niech wróci do "Ataku Tytanów" i "Sagi Winlandzkiej".