Sprawa jest co prawda sprzed paru odcinków, ale dopiero teraz zacząłem się nad tym zastanawiać, możliwe, że coś przeoczyłem. Chodzi mi o Olę (Drzymalska), jej groźbę i ogólnie sprawę Daniela Poręby (Simlat).
Wiemy, że Poręba był kobieciarzem, na lekcjach wygłaszał dwuznaczne uwagi na temat swoich uczennic, faworyzował te, które mu się podobały jak Daria. Jasne więc, że stał się od razu naszym głównym podejrzanym. Jednak potem dowiadujemy się, że choć był kobieciarzem, to szanował kobiety, bronił je i raczej nigdy nie pozwoliłby sobie na zbyt wiele. W takim razie o co chodziło Oli, która to właśnie coś tam zeznała i przez nią Poręba wyleciał z roboty? Już na cmenarzu groziła mu słowami, że zapłaci za to co zrobił - jeśli chodziłoby o zwykłe uwagi do dziewczyn to chyba nie użyłaby tak mocnych słów? Potem z płaczem zeznaje przeciw niemu i kariera Daniela w szkole się kończy. No więc o co chodzi? Czy ten gość faktycznie pozwalał sobie na zbyt wiele? Czy może z tą dziewczyną jest coś nie tak? Przeoczyłem coś czy może luka w scenariuszu?
Moze robil glupie uwagi dziewczynom, a to po prostu mialo nas zbic z tropu prawdziwego mordercy. Najpierw wydawało sie ze to on, a pozniej, ze Molenda.
A laska moze po prostu po pozorach wycedzila mu ze za to zapłaci. Nie wiem, moze sama cos przeoczylam.
Nie do końca o to mi chodziło.
Oczywiste jest, że scenarzyści zrobili wszystko, żeby Poręba był naszym pierwszym tropem. Że niby kobieciarz i, że 22latki to stare, więc pedofil i zboczeniec. Jak się potem jednak okazało, niewinne jednak uwagi były najprawdopodobniej największym grzechem pana od wfu, no ale plotki się rozniosły, jest spalony w tym miejscu. To wszystko jasne. Chodzi mi tylko o logikę zachowania Oli z dzisiejszej perspektywy. Miała z nim lekcje, widziała jak się zachowuje i przyjmując, że to co widzieliśmy to były typowe lekcje wfu, to tak naprawdę nie rozumiem jej reakcji. Powiedziała ten tekst na cmentarzu jakby wiedziała o jakimś większym czynie, tylko jakie miała ku temu podstawy? Jedyne wytłumaczenie to chyba to, że ubzdurała sobie, że to on jest mordercą, co i tak mi się mocno gryzie z tak stanowczą reakcją. No i nie mam pojęcia co ona nagadała policji. Że brzydko się odzywał, więc pewnie jest pedofilem i zabił? A policja na to: no tak, mogło tak być, skuć go?
Myślę, że po prostu dziewczyna powiedziała to w nerwach - wiedziała, że Poręba to bawidamek i może pomyślała, że jest zamieszany w śmierć (było to przecież na pogrzebie). Nie musi to oznaczać, że coś wiedziała. Po prostu mogła go uznać za winowajcę.
Luki w scenariuszu niestety też wykluczyć nie można.
A tak na marginesie- można spytać o co ci chodzi z tą pedofilią?
Licealiści to ludzie w wieku 16-19 lat. Nie są jeszcze dorośli, ale nie są już też dziećmi. W polskim prawie karalne i uznawane za pedofilię są tylko stosunki seksualne z osobami poniżej 15 lat. Nie ma tu więc mowy o żadnej pedofilii, co oczywiście nie zmienia faktu, że postępowanie Poręby jest naganne i w prawdziwym życiu na zawsze by się pożegnał z karierą nauczyciela.