Odpadłem w połowie ósmego odcinka. M.in. po tym jak dziennikarz zapragnął porozmawiać na posterunku z dwoma podejrzanymi. Filmowy dziennikarz może sobie chcieć, ale scenarzysta nie powinien wstawiać takiej bredni. To jednak tylko "przelało czarę".
Boli kompletny brak prób budowania atmosfery tajemniczości, zagrożenia, strachu, które znam z zachodnich i amerykańskich seriali. Scenerii do tego było aż nadto. To jest zwykła kryminalna rąbanka z aktorstwem przerysowanym do bólu. Postać Pawła Zawadzkiego jest tak wiarygodna jak ja, jako ksiądz biskup. Wolałbym go widzieć jako przeciętnego człowieka uwikłanego w śledztwo, a on z każdym odcinkiem staje się jakimś "superbohaterem". No, chyba, że w ostatnim ujawni się jako superagent CBŚ. Nie wiem, może oczekiwałem zbyt wiele, ale nawet moje wygórowane oczekiwania nie usprawiedliwiają skandalicznych błędów montażowych. Jak np. ten podczas domowej kłótni Molendów w E08. Co leży na stole w poszczególnych ujęciach kamer? Lepiej było tego nie zauważyć. Diabeł siedzi w szczegółach, a takie błędy rujnują wiarygodność.
Chciałem napisać, że to stracona szansa na godziwy serial, ale nie napiszę, bo tu nawet szans nie było. Szkoda wysiłków Maćka Stuhra, którego bardzo lubię. Ta rola nie przejdzie do historii, bo złej roli nie uratuje nawet dobry aktor.