Wielka kampania reklamowa przygotowana przez TVN rozbudziła apetyt w wielu polskich fanach kryminału. Ani na chwilę zainteresowanie nie gasło nic dziwnego więc że pierwszy odcinek obejrzały aż trzy miliony widzów. Jednak czy było warto, skoro następnego odcinka nie obejrzy pewnie nawet połowa z tego a ci którzy mają zamiar obejrzeć mówią że jeśli drugi będzie taki jak pierwszy, to sobie odpuszczają serial już całkowicie? Z przykrością muszę stwierdzić, że nie.
Jako wierna fanka opowiadań Arthura Conan Doyla, gdy tylko usłyszałam o serialu byłam pewna że go obejrzę. Oczywiście nie miałam zbyt wygórowanych oczekiwań, nie spodziewałam się że zostanie przyjęty tak ciepło jak zagraniczne produkcje do których był porównywany: Peaky Blinders, Taboo czy choćby Sherlock. Jednak TVN należą się brawa że w końcu wziął się za coś innego, nowego czego jeszcze nie było. I tu pochwały się kończą, bo zabrakło im zapału aby zrobić to dobrze.
Nawet przy tak niskich oczekiwaniach, poczułam się oszukana. Materiały promocyjne zapowiadały (i to dosłownie, cytuję to co mówili aktorzy i twórcy) brud, mrok i rynsztok. A dostajemy dokładne przeciwieństwo. Nie chodzi tylko o złą pracę oświetleniem i zbyt wiele szerokich kadrów. Chodzi też o stroje, które byłyby wielkim atutem serialu gdyby nie to że wyglądają jak prosto z wypożyczalni. Brakuje tylko metek. Nie ma na nich plamki, nawet lekkiej warstwy kurzu, przebarwień nic co by dało nam złudzenie realiów epoki. To samo tyczy się ulic które są sterylnie czyste. Może nieco dramatyzuję, ale mi to zdecydowanie przeszkadzało w odbiorze historii, bo cały czar pryska.
A jeśli już przy realiach epoki jesteśmy, to twórcy mają duże problemy z wiarygodnym przedstawieniem ich. Bo przykro mi, ale ciężko mi uwierzyć że w pierwszym dziesięcioleciu XX wieku Kraków mógł mieć laboratorium na tak zaawansowanym poziomie. I ciężko mi też uwierzyć że pracowałaby tam kobieta. Pamiętajmy że jest to czas w którym Polska znajdowała się pod zaborami. Wszelkie nowości z zachodu docierały do nas o wiele później. Niestety, tytułowa piękna epoka nas ominęła. Denerwuje mnie też ukazanie w Belle Epoque grup społecznych, bo patrząc na ulice, widzę jakąś alternatywna rzeczywistość tamtych czasów. Nie jestem jakimś znawcą, ale nie trzeba być geniuszem by zauważyć że coś tam nie gra.
Jeśli chodzi o grę aktorską, tu moja opinia jest podzielona. Podoba mi się sposób sportretowania przez Olafa Lubaszenko naszego polskiego inspektora Lestrade'a (przepraszam za takie porównania, ale praktycznie każda postać z cyklu opowiadań o Sherlocku Holmesie ma swój odpowiednik). Jest całkiem wiarygodny w roli lekko sarkastycznego i sympatycznego stróża prawa z bokobrodami. Eryk Lubos (czy mi się wydaje, czy to odpowiednik dr. Watsona?) sprawia że sceny dramatyczne w serialu z jego udziałem bolą nieco mniej. W postaci Anny Próchniak bardziej kłują w oczy inne elementy które już wcześniej wymieniłam a nie gra aktorska chociaż ta też nie jest wybitna (dodam że ciężko mi się pozbyć wrażenia że była wzorowana na postaci Molly Hooper z serialu "Sherlock") Protagonistę odkładałam na koniec bo aż ciężko mi o nim mówić. Pomijając już to że Paweł Małaszyński używa dwóch min na krzyż, jak mamy uwierzyć w jego dar dedukcji jeśli domyślamy się twistu fabularnego dziesięć minut przed tym jak nasz geniusz na to wpadnie? A tu jest też wina twórców którzy chyba uznali że widzowie są za głupi żeby zrozumieć, więc zanim Jan się domyślił kilkakrotnie musieli nam powtórzyć o palmie mającej dość wyraźne powiązanie ze zbrodniami, i jeszcze zrobić zbliżenia na portrety świętych z palmami (cóż za zbieg okoliczności...) bo przecież widz jest idiotą więc się nie domyśli. Albo to oni są takimi idiotami że nie rozumieją że przez to siada całe napięcie. O Magdalenie Cieleckiej się na razie nie wypowiem bo była w dwóch scenach, pierwszej i ostatniej, w tym w jednej z nich już klasycznie krzyczała do głównego bohatera że "nie chce go więcej widzieć".
Podsumowując: wielkie rozczarowanie, mimo to obejrzę całość bo co mi pozostaje do roboty i tak nie leci w telewizji nic lepszego. Przynajmniej będzie się z czego pośmiać.
PS.: Bardzo fajne intro, poza tym że nijak nie pasuje do serialu.
Komentarz dodatkowy, porównałabym Jana do Sherlocka Holmesa, ale to aż wstyd. I modlę się żeby nie próbowali robić własnej wersji jego arcywroga.
Ach zapomniałam o tyradzie na temat dialogów. Są tak złe że jak słyszę niektóre kwestie które wypowiadają aktorzy to szczerze ich podziwiam że udało im się powstrzymać śmiech.
O, jeszcze te sceny pseudo-erotyczne wepchane do serialu... no właśnie, po co? A no tak, to TVN. I jeszcze to dziwne podobieństwo do Taboo... Taboo: główny bohater wraca po 10 latach do Londynu z powodu śmierci ojca Belle Epoque: główny bohater wraca po 10 latach do Krakowa z powodu śmierci matki. Ale przecież nie zauważą ;)