Po obejrzeniu 1. odcinka, notabene tragicznego, chciałam dać temu serialowi szansę i obejrzałam dwa kolejne. Niestety, rozczarowaniom nie ma końca. Tendencja polskich twórców do pędzenia na złamanie karku, by na siłę stworzyć naszą wersję czegoś, co już powstało wcale nie słabnie i mam, co do tego serialu pewną teorię. Mianowicie odnoszę wrażenie, że produkcja chciała stworzyć polską wersję "Sherlocka". Komicznego Holmesa "made in Poland" gra, rzecz jasna, Małaszyński, który jest zuchwałym cwaniaczkiem i przebiegłym, błyskotliwym łobuzem; rozwiązanie najtrudniejszych zagadek kryminalnych to dla niego bułka z masłem, a przy tym jest nieustraszony niczym mecenas Korzecki przemierzający z prędkością światła złowrogie ulice Warszawy (nawiązanie do "Magdy M", jak coś). Idźmy dalej, doktora Watsona gra tutaj serialowy patolog i przyjaciel Małaszyńskiego - Eryk Lubos (z wielkiej sympatii do tego aktora daruję sobie drwiny). Osadzenie w czasie, kostiumy i scenografia w miarę zgadzają się z tymi z prawdziwego "Sherlocka". Jest jeszcze paskudny komendant (?) policji, który nie znosi naszego detektywa (w tej roli Lubaszenko). Być może takich zbieżności znalazłabym więcej, ale chyba odpuszczę sobie oglądanie następnych odcinków (istnieje też ewentualność, że niektóre podobieństwa przeoczyłam). W każdym razie, jestem bardzo rozczarowana tą groteskową, karykaturalną kopią. Czy naprawdę polscy twórcy nie mają nic własnego do zaoferowania w kwestii seriali?