Kreska średnia, za bardzo kanciasta, rysunki pozbawione tego lekko mrocznego,
industrialnego klimatu, animacji brakuje tej odrobiny szaleństwa, która czyniła oryginalne
BMFM dosyć oryginalną kreskówką. No i muzyka. Jak oni mogli zastąpić oryginalny theme i
całą tę otoczkę hard'n'heavy zastąpić brzmieniami, które przywodzą na myśl w najlepszych
momentach grunge, a w tych gorszych poślednie boys bandy wyrywające dziewczyny na niezbyt
ostre 'rockowe' kawałki. Brakuje pazura!
Brakuje... tego czegoś, mutanta Freda, wyrazistych, ohydnych i przezabawnych czarnych
charakterów (epizody, w których pojawia się Limburger rządzą)
A jednak. To wciąż kreskówka duetu Ungar & Tataranowicz. I to czuć. Jest humor, bohaterowie
zachowali swój charakter (gdyby jeszcze, ach!... byli rysowani jak za dawnych, dobrych czasów).
Akcja, pomysły na demolkę. Brakuje tylko odrobiny wykręcenia, którą zapewniało nieużywanie
(niezbyt częste i nie tak ostentacyjne) komputera - na pewno szły w ruch, by ułatwić
animowanie wszystkiego, ale podstawowe tła, bohaterowie, pojazdy były rysowane ręcznie - i
widać różnicę. Jeśli powstanie nowy film/serial - na zdrowie twórcom wyjdzie powrót do
starego, ćwiekowo-skórzanego stylu i mrocznych, nasyconych kolorków.
A jednak się wciągnąłem. Stąd wysoka ocena, no i z sentymentu.