Jestem baardzo zawiedziony. Poszedł zupełnie nie w tę stronę, w którą powinien.
1. Nie ma dla mnie czegoś takiego jak przegadany film, gdy mamy do czynienia ze świetnie rozpisanymi dialogami. Tutaj wszyscy rzucają wypowiedziami większymi niż życie, przez co całość wydaje się dziwna i nużąca.
2. Nie mam bladego pojęcia, dlaczego połowę odcinka poświecono na wątek stosunku Prince’a i jego podwładnej. To była zwykła, upojna noc. Zarówno ona, jak i on nie żałują tego, co zrobili, ani się tego nie wstydzą. Po co ciągnąć to dalej. Strata czasu.
3. Po co na siłę robi się z Chucka męczennika i bohatera. To absolutnie nie jest żaden dobry glina. W postaci Rhoades’a zawsze chodziło o to, iż realizuje on swoje ambicje i ma wieczną, niezaspokojoną rządzę konfrontacji z wielkimi graczami. To jego największa radość w życiu. Dlatego zabrał się za Axe’a, a następnie Prince’a.
4. To, w jaki sposób obecna Pani prokurator wyciąga Chucka z tarapatów można nazwać szachami 5D, 6D, bez przesady, bardzo naciągane, nie jest aż taką geniuszką.
5. Za dużo coachingu. What The hell ?!
6. Totalnie out of context wypowiedź Wagsa o tym, że najlepiej zabić dziewczynę. XD
7. Prince stracił 3.5 miliarda, raczej, że go to zabolało. Fakt, iż oparł się o ścianę czyni z niego diabła !?! I co to za argument - chciał na krypto-walucie wjechać do Białego Domu, bez przesady.

Szkoda, iż finał nie utrzymał poziomu, który prezentował cały sezon. Był nudny, naciągany + nic naprawdę istotnego nie miało w jego trakcie miejsca.
Obawiam się, iż twórcy na siłę chcą zrobić z Prince’a oszusta, a z Chucka wybawiciela.
W następnym sezonie chciałbym, aby Chuck zrozumiał, iż Prince’a nie da się pokonać w konwencjonalny sposób, dlatego wystartuje on jako wiceprezydent u boku Prince’a, tylko po to, by osłabiać jego pozycję i zniszczyć go na oczach całego świata, albo do gry wróci Axe, który zza kulis wesprze kampanię Chucka do Białego Domu, a fakt ten wyjdzie na jaw po zwycięstwie Rhoades’a. Mielibyśmy starcie Prince & Sacker vs Rhoades & Mahar. Musi dojść do wyborów, bowiem formuła pojedynku na skalę prezentowaną we wszystkich sześciu sezonach została oficjalnie wyczerpana, dlatego twórcy powinni odpiąć wrotki i podnieść stawkę.
Z wielkimi nadziejami wyczekuję sezonu siódmego, gdyż ten ewidentnie posłużył jako podłożenie podwalin pod następny sezon, którego zadaniem powinno być rozstawienie wszystkich pionków na planszy batalii o Biały Dom.
Gdyby finał sezonu szóstego był lepszy, mógłbym stwierdzić, iż całość w niczym nie ustępuje piątemu, niemniej luźna atmosfera z pierwszych odcinków, która była wręcz ożywcza, odświeżająca w porównaniu z poprzednimi bataliami większymi niż życie. Miałem nadzieję na coś nowego, liczyłem na niechętną, ale jednak współpracę między dwoma wielkimi jednostkami, a tu znów konfrontacja. Ratuje to tylko potencjalna wizja wyborów prezydenckich. Sezonie siódmy, nie zawiedź mnie.