W końcu obejrzałem.
Kilka miesięcy temu zabrałem się za oglądanie ostatniego sezonu i obejrzałem 15 odcinków,
został mi tylko jeden - finałowy, który obejrzałem dopiero dzisiaj. Czemu? nie wiem. Oglądając
ostatni sezon aż mną coś wstrząsnęło gdy zabito Hanka i jego partnera jak i sytuacja z Jessy
gdzie zabijają jego dziewczynę a go zakuwają i zmuszają robić towar. Odkładałem obejrzenie
ostatniego odcinka aż do dziś i tak jak ktoś napisał w innym temacie serial genialny - mieszanka
akcji,logiki,dramatu (tego trochę więcej),humoru i kryminału. Co mi się podoba to to że Walter
postanowił jednak uratować Pinkmana. Oglądając ten serial miałem wrażenie że Walter
traktował go czasami jak syna. Było między nimi coś co nie pozwalało wydać jednemu drugiego
(aż do czasu gdy zachłanność porwała Walta).
Jak dla mnie serial jest jednym z najlepszych jakie powstały i jakie oglądałem 10/10.
Mnie też poruszyło na końcu, gdy Walt uratował Jessego. Szczerze mówiąc, byłam pewna, że to zrobi.
Może to okrutnie zabrzmi, ale Jesse jest dla Walta zastępczym synem: trochę pierdołowatym, którym trzeba się zająć, czasem po nim posprzątać, ale nie da się ukryć, że zawsze Walta szanował i ich relacja jest głębsza niż z Walterem Jr.
Czy wynikało to z tego, że Walter Jr jest niepełnosprawny i Jesse był takim synem, jakiego Walt chciałby mieć? Czy też może odwrotnie, Waltowi jego własny syn wydawał się znacznie bardziej dziecinny przez chorobę i wyszedł z założenia, że pewne rzeczy (jak branie narkotyków) nigdy Juniora na serio nie dotkną, więc swoje wychowawcze zapędy przelał na Jessego?
Myślę, że stan zdrowia Waltera Jr. generalnie miał duży wpływ na życie White'ów. Niepełnosprawność dziecka nie jest tym co sprzyja sukcesowi, a oni plany na przyszłość mieli ambitne. Zwróć uwagę na flashback z ostatniego odcinka trzeciego sezonu. Czy Walter kochał w związku z tym swoje dziecko mniej? hmm... myślę, że nie, pomimo tego, że sytuacja zdrowotna syna na pewno przyczyniła się do tej jego szarej rzeczywistości. Wiedza o porażeniu mózgowym dziecka z pewnością w jakimś stopniu przytłoczyła oboje, co odbiło się na ich dalszym życiu. Walter nie spełniał się zawodowo, Skyler również. Przy okazji chcę stanąć w obronie tej postaci tak "wszechhejtowanej" :) otóż weźcie pod uwagę, że ona także musiała pewne rzeczy poświęcić w związku z chorym dzieckiem, podobnie jak Walt. Żyli w tych samych warunkach, "przegrana karta" dotknęła oboje, z których Walter okazał się tchórzem, zdominowanym przez żonę. Nie chcę specjalnie usprawiedliwiać żadnego z nich, ale należy zwrócić uwagę na to z jakim problemem się zmagali, dodatkowo w pobliżu Marie "kleptomanka" i Hank, który tylko pozował na cool gościa. Życie... Skyler miała prawo mieć swoje humory, sporo z tego przez lata "wylała" na Walta, to prawda, ale on sam mógłby być bardziej odpowiedzialny. Czy można jednak robić im wyrzuty? Radzili sobie z tym na swój sposób, Walter White jak już zaczął wychodzić "na prostą" chciał zdystansować się od rodziny, bo było dla niego coś ważniejszego niż ona. To skutkowało głębszą więzią z Jessem, niż z własnym synem, który kojarzył się z życiem i świadomością samego siebie od której Walt chciał uciec.
Dodam że Walter został w pewien sposób skrzywdzony przez swoich dawnych ''współpracowników'', który go wyrolowali i w przedostatnim odcinku w wiadomościach jeszcze bardziej go dobili tym że to co włożył do firmy to tylko nazwa.
Ja w ogóle nie rozumiem, czemu wszyscy hejtują Skyler. Ja jej cały film współczułam: najpierw długo rolowana przez męża (a ponieważ była bystra, szybko się zorientowała, że Walter łga na każdym kroku), potem starała się dopasować do nowej sytuacji. Może gdyby Walt wtajemniczył ją od początku... ale weźmy pod uwagę, że kiedy on już był w tym dużo dalej i zabijał bez mrugnięcia okiem, dla niej oszustwa finansowe były wciąż poważną sprawą.
Stan Waltera Jr na pewno był dla nich takim samym rozczarowaniem jak koniec naukowej kariery Walta i skończenie na etacie w szkole. Retrospekcje pokazują, że kiedyś byli młodzi, mieli marzenia. Potem rzeczywistość brutalnie je przekreśliła. Mimo to radzą sobie dobrze, chociaż życie wymaga od nich zaciskania zębów. Łatwo zrozumieć, czemu Walta urzekło gotowanie mety i cała relacja z Jessem: był tym mądrym, zawsze miał rację, Jesse zawsze liczył, że on coś "wyczaruje". Sceny, kiedy mądrość Walta ratuje sytuację (bomba, rozpuszczenie zwłok, trucizna, baterie i inne) są najwspanialszymi w serialu. Praca nauczyciela i życie domowe nie mogło tego zapewnić.
Wiele się mówi o kiepskiej pracy Walta, utraceniu marzeń, rozczarowaniu życiem zawodowym i rodzinnym, ale pamiętajmy też, że miał 50 lat. Był w wieku, kiedy człowiek rozlicza swoje dokonania. Co po sobie zostawia. Umówmy się, Walt Jr geniuszem nie jest - będzie dobrze, jak jakieś studia skończy. Walt senior nie został profesorem chemii, nie ma dorobku, publikacji, studentów. Jesse jest tak naprawdę jego jedyną szansą, by kogoś nauczyć czegoś unikalnego, wiekopomnego. Potem miał chyba też ambicje, że pomoże mu zmienić swoje życie.
Co do Schwarzów - tutaj akurat jestem bardziej wyrozumiała. Nie mogli ze swoją pozycją poprzeć barona narkotykowego, musieli się od niego odciąć, przynajmniej oficjalnie. Business is business.
Skyler tak bardzo nienawidziła Walta za to co robi, a mimo to ciągle chciała mieć nad nim władzę (to w dużej mierze przez nią był taką ciotką) i rządziła się jego kasą. Totalnym przegięciem było popuszczenie szpary szefowi by zrobić mężowi na złość. W dodatku fałszowała jego księgi rachunkowe. Kolejną jej głupotą było wymyślenie historyjki o hazardzie, tylko po to, by za pieniądze Waltera leczył się Hank. Obwiniała go za to, choć Hank sam wpakował się w to bagno, będąc zbytnio dociekliwym. Tak udaje prawilną mając też swoje grzechy na sumieniu.
Skyler nie rządziła się kasą Walta! Po prostu na jej głowie spoczywał dom. Ona nie pracowała, bo poświęciła się opiece nad niepełnosprawnym dzieckiem, a kiedy Walt Jr podrósł trochę, zaszła w ciążę z drugim. Do Walta seniora należało zarobienie kasy, ale to nie była "jego" kasa, a przynajmniej nie tylko. Było też jasne, że po śmierci męża to ona będzie musiała w pojedynkę zajmować się dziećmi. Więc do kasy jak najbardziej miała prawo.
Co do "popuszczenia szpary na złość mężowi" - nie wiem, ile masz lat, ale chyba niewiele, skoro tylko tyle zrozumiałeś z całej sytuacji. Skyler była oszukiwana przez cały czas i wiedziała o tym. Skoro Walt robił ją na szaro, ona uznała, że też nie musi być wobec niego uczciwa. Dodajmy do tego stres, osamotnienie w związku (jej samotność jest ogromna, szczególnie gdy Walt zajmuje się metą i znika na całe dnie), poczucie zagrożenia. Ted Beneke widział w niej atrakcyjną kobietę, a Walt opiekunko-zmywarko-kucharkę. Dla męża nie była równorzędnym partnerem (wciąż ją traktuje jak przygłupią), dla szefa była. Po kilkunastu latach związku i pewnym zmęczeniu materiału to naprawdę wystarczy, aby doszło do zdrady.
Przed Marie musieli wymyślić jakąś wiarygodną historię, aby uzasadnić posiadanie pieniędzy. Szczerze mówiąc, fascynowało mnie, kiedy w końcu otoczenie się kapnie, że Walter nic nie robi, Skyler ma jakiś kawałek etatu w Beneke, a kasy im jakoś nie ubywa.. zwróć też uwagę, że Skyler była pierwszą osobą, która zadbała o dorobienie jakiejś historii do nagłego wzbogacenia się rodziny, o czym Walt ani razu nie pomyślał. I robi ten cały sztafaż naprawdę dobrze, pierze brudne pieniądze, kupuje firmę, odciąża tym Walta znakomicie i daje im przykrywkę, której Walt jako chemik by nigdy tak dobrze nie wymyślił. Na pewnym etapie jest doskonałą wspólniczką, co ma swoje znaczenie zważywszy, jak bardzo Walt zawiódł jej zaufanie.
jak wyżej napisała katkanna, Walt w opinii publicznej stał się przestępcą, Gretchen i Elliott postąpili tak jak to leżało w ich interesie. Poza tym "skrzywdzony"? Czy aby na pewno? To Walter odrzucił ich propozycję opłacenia leczenia, to on zerwał z nimi przed laty kontakty, wszystko to z powodu przerośniętej dumy. On nie nadawał się do współpracy, nie lubił się z nikim dzielić, wolał samemu sobie przypisywać całe uznanie. Sensem jego życia, było tylko to by go gloryfikować, "I'm Heisenberg! You f*ck with me, you f*ckin' with the best!" ;)
Czyli co? to on sam odszedł z tej firmy? oni go w jakiś sposób nie oszukali a na końcu przypisali mu tylko nazwę? Już nie pamiętam za bardzo o co chodziło z tą firmą ale wydaje mi się że zależało mu żeby tam pracować. Były kiedyś jakieś retrospekcje gdzie rozmawiał z Gretchen wypisywali coś na tablicy i mówili o duszy ludzkiej.
Ale pomyślmy trochę. Walter nie był zawsze zbyt dobrym człowiekiem,zabijał ludzi,gotował metę. Dla nas jest kimś kogo lubimy. Ale gdyby w wiadomościach usłyszelibyśmy takie same wiadomości że złapano jakiegoś największego ''kucharza'', który zabił kilka osób to jak byśmy go traktowali? Myślę że byśmy mówili w złagodzonych słowach że to łajdak. Czy to że traktujemy Waltera lepiej przyczynia się to że znaliśmy bardziej jego rodzinę, charakter i ogólnie sytuacje? - to tak poza tym wszystkim :)
Oczywiście, że jego wkład w Gray Matter był większy niż sama nazwa, ale Schwartzowie musieli dbać o swój wizerunek. Nie wierzę jednał, że sukces tej firmy to wyłącznie zasługa White'a. Swoje udziały spieniężył za niewielką kwotę, w stosunku do późniejszej wartości. Latami nie mógł przeboleć, że tyle stracił na swoim potencjale. W tamtym czasie pewnie sądził, że może go lepiej wykorzystać gdzie indziej, miał plany, ale życie zweryfikowało je inaczej. Dlatego, od momentu diagnozy, z taką determinacją dążył do postawienia na swoim. Ta retrospekcja o której piszesz musiała być z okresu studiów. Walter był uczuciowo związany z Gretchen, którą ostatecznie zostawił bez słowa wyjaśnienia. Nie jest dokładnie wytłumaczone w serialu dlaczego to zrobił, można się tylko domyślać znając postać Walta, że koniec końców chodziło o jego dumę. Gretchen zapewne pochodziła z dobrego domu, była dobrą partią, a Walter poza swoją wiedzą nie miał wiele do zaoferowania. Prawdopodobnie uniósł się honorem z tego powodu. Zawsze tak czy inaczej ego było jego największą słabością. Zwróć uwagę na rozmowę Walta i Gretchen w odcinku Peekaboo, na to w jaki sposób się ona kończy.
Ja to odebrałam tak, że Walt i Gretchen mieli romans za plecami jej męża. I tak naprawdę to było przyczyną odejścia Walta z firmy. Zatem nie róbmy też z niego takiego pokrzywdzonego - sam się niejako wpakował w sytuację bez wyjścia. To też tłumaczy, czemu później nie chciał przyjąć jałmużny. Czuł się winny wobec przyjaciela.
Ja nie robię z Walta "takiego pokrzywdzonego", on tą krzywdę sam na siebie sprowadził w dużej mierze. "Nie chciał przyjąć jałmużny z powodu winy za romans z żoną przyjaciela" niech Ci będzie, masz prawo do takiej opinii i ją szanuję, ale w żadnym wypadku się z nią nie zgadzam. On tak postąpił wyłącznie z egoizmu, co zresztą przyznają sami twórcy, bo to był dla nich ważny moment, od którego mieli jasność jaką postać kreują.
"Romans?" Gretchen mówi: "Newport, 4 lipiec. Ty, mój ojciec i bracia. Wchodzę do naszego pokoju, a ty pakujesz swoje torby, ledwo co mówiąc." Dla mnie to wygląda na sytuację w której Walt miał zostać mężem Gretchen, ale ją z jakiegoś powodu zostawił, tym samym zostawiając wolne pole dla Elliotta.
Ok, ale skoro ją zostawił, to czemu mieliby w ogóle ukrywać ich związek przed Elliottem? A przecież Gretchen w knajpie pyta Walta "Czy on wie... o nas?" (cytuję z pamięci, ale na pewno o to chodziło). IMHO to wskazuje na romans na boku, bo przecież nie mieliby powodu wstydzić się tego, że Walt był z Gretchen przed Elliottem.
katkanna to nie tak, to Walt na początku rozmowy pyta Gretchen czy powiedziała już Elliottowi, ale w związku z tym kłamstwem z pokrywaniem przez nich kosztów leczenia, które Walt utrzymuję przed swoją rodziną. O to chodziło, nie o żaden romans. :)
Przypomniałam sobie, to nie była knajpa, tylko rozmowa przez telefon, zaraz po imprezie u Schwartzow.
w tej sytuacji słowa "Czy chodzi o nas?" również nie wskazują na romans, chodziło jej o ich dawne relacje... Rozstali się i nawet Gretchen nie wie do końca dlaczego, bo Walter porzucił i ją i Elliotta bez wyjaśnień. Ona miała na myśli to czy za odrzuceniem pieniędzy na leczenie, nie stoją te dawne uczucia pomiędzy nimi, zanim związała się z Elliottem. Ja przynajmniej tej sprawy z romansem "nie czuję", Gretchen nie wygląda mi na taką osobę, która miałaby okłamywać męża, na podobnej zasadzie jak robi to Walter ze Skyler. To tylko kwestia ego Walta, a nie poczucia winy.
Tyle że właśnie bez romansu Walt-Gretchen ta historia nie trzyma się kupy. Bo właściwie czemu Walt miałby nagle odchodzić z firmy? Nie kupuję wyjaśnienia jak tu niektórzy piszą, że "o coś się pokłócili" - gdyby to były kwestie zawodowe, raczej by to wyjaśniono w fabule. Z drugiej strony, to nie liceum, żeby kwestia bycia kiedyś tam parą z żoną kolegi mogła stanowić problem dla trójki dorosłych ludzi w biznesie. Grey Matters musiała rozwalić sprawa dużego kalibru i do tego mi najlepiej pasuje właśnie skok w bok Gretchen z Waltem. Widać, że są sobie bliscy, ale widać też, że mają na pieńku :)
"Gretchen nie wygląda mi na taką osobę, która miałaby okłamywać męża, na podobnej zasadzie jak robi to Walter ze Skyler. "
A mnie właśnie wygląda doskonale na kogoś takiego, kto bardzo przejmuje się pozorami i sprawia lepsze wrażenie, niż jest w rzeczywistości.
bez romansu, "samo" ego Walta jak najbardziej "trzyma się kupy", coś się stało między nim a Gretchen (wg mnie chodziło o różnice klasowe), co uraziło jego dumę, to był bodziec, który pociągnął dalsze konsekwencję w związku z odejściem, Walter zwyczajnie nie chciał być dłużej z nimi w spółce (z tego powodu, albo jeszcze z innego) wolał działać na własną rękę, uważam, że prędzej czy później i tak by ta "współpraca" nie wytrzymała... podkreślam Walter nie jest typem człowieka, który przejmuję się winą za cokolwiek, czuł się na to zbyt "wyjątkowy"