Każdy ma jakieś swoje sumienie, ale chyba każdemu w końcu zapaliła się czerwona lampka...
Ja w pewnym sensie zniosłem jeszcze bezczynne przyglądanie się śmierci naćpanej Jane
(wykorzystywała Jessego i patrzyła na jego kasę jak na zdobycz), zniosłem likwidację Gustavo
Fringa- wiadomo, "albo ja albo on", ale jak się dowiedziałem, że to on zatruł Broocka to straciłem
resztki sympatii, a jak w przedostatnim odcinku wydał nazistom Jessego ukrywającego się pod
autem to szczerze gościa znienawidziłem.
I nawet pomoc Jessemu w ucieczce na końcu tego specjalnie nie zmienia. Dla mnie to jeden z
najczarniejszych charakterów w filmie...
Lubiłem Jessego i Hanka. Obaj mieli pewne nieprzekraczalne granice moralności.
Jessi co prawda zabył Gale'a, ale zrobił to w swojej i Walta obronie (znów zasada: albo ja albo
on). Wiele razy nadstawiał karku w słusznej sprawie (jak wypowiedzenie wojny gościom, którzy
wykorzystywali dzieciaka w dilowaniu i próba ich zabicia z czego wyręczył go Walt).
Nie przestałem mu nigdy kibicować, z Jane uratował Jessiego, cieszyłem się jak Gusa zabił, z Brockiem sytuacja była pod kontrolą, a Jessie też nie był ok, w końcu to on doprowadził Hanka do Walta, jedynie można mu zarzucić zabicie Mike'a, nie fajne to było :D
No sorry, ale oddanie Jessego tym Toddowi było dla mnie przekroczeniem granicy... Zresztą Walt to nie mój charakter... Tchórzostwo, kiedy śmierć zaglądała w oczy, brak pewności siebie w błahych sprawach. Parszywy charakter. W końcu przyznał, że to co robił to dla siebie, a nie dla rodziny.
No masz racje, tez smucilem sie nad losem Jessie'go, ale nie patrzylem na Walta negatywnie, to tak niesamowita postac, ze nie mozna go nie uwielbiac :D
nie dzielmy sie tez, ze ja za Waltem, a Ty za Jessie'm, bo go lubie tak samo jak Walta, genialne postaci, tak jak wiekszosc osob pojawiajacych sie w BB :D
ale Jessie'go chyba dotknela najwieksza tragedia i wycierpial najwiecej
ehh, alez mi tego serialu brakuje :/
Też się w sumie cieszyłem jak zabił Gusa. Do momentu aż się okazało, że to nie Gus otruł dzieciaka. Wtedy uznałem to po prostu za pragmatyzm Walta i przestałem mu ufać, a potem było tylko gorzej...
przeciez to otrucie nie bylo czyms tak zlym, ta choroba byla czesto spotykana i niezbyt grozna, nie bylo w tym zbytnio nic ryzykownego
a poza tym Gus mial na sumieniu zycie dzieciaka
No ja nie bronię Fringa- nie przeciwstawiam go Waltowi. Ale samo jego otrucie nie było takie złe jak to co przeżywali wtedy jego matka i Jessi. Tak się nie robi wspólnikowi tylko po to, żeby mieć pewność, że Jessi wybierze Walta zamiast Fringa- bo wtedy Jessi się wahał. Moim zdaniem i tak wybrałby Walta i pomógł mu w zabiciu Fringa.
oj watpie, Jessie przy Gusie i Mike czul sie wazny, a przy Walcie byl jedynie pomocnikiem i Walt wielokrotnie go olewal itd mysle, ze wybralby Gusa, bo Ci sprawili, ze wierzyl, ze jest wazny
Ale tak naprawde to tylko Walt byl po jego stronie, traktowal go jak syna i jest duzo winy Jessiego w tym, ze bylo miedzy nimi tyle klotni
Właśnie oglądam 4 sezon. Brzydzę się Waltem, jest okropny! Śmierć Jane? Spoko, ja też jakoś to przetrawiłam, ale później? Jest coraz gorzej, nie chcę go widzieć, strasznie traktuje Jessego, Sala też ma w dupie... Nosz kuźwa, a ja go tak lubiłam i było mi go szkoda jak się dowiedział o raku itp. -,-
Skoro już toczysz pianę to poczekaj do końca.. Tylko uważaj, żeby czymś nie rzucić w monitor. ^^ Ja przeklinałem Walta na głos w 5. sezonie...
kocham wszystkich w breaking bad, na tym własnie polega magia tego serialu, żaden z bohaterów nie jest ewidentnie zły lub dobry, reżyser pozostawił nam możliwość osądu każdej postaci. Ale miałem tak samo, byłem niesamowicie wściekły za to co Walter robił w 5 sezonie ;(
lol, jestes na 4 sezonie i wchodzisz w dyskusje na filmwebie xD nie polecam, tu jest masa spoilerow, lepiej sie wstrzymaj przed czytaniem wyppowiedzi do czasu, az skonczysz calosc ;)
Daj spokój, Walt właśnie przez swe niemoralne uczynki jest taki prawdziwy. Nie jest ani czarny ani biały. Ma wiele odcieni szarości. Tak jak większość z nas ludzi. Mamy w sobie coś takiego, że na ekranie chcemy oglądać bohaterów, dobrych, praworządnych ludzi z których można by brać przykład. Życie jednak to zupełnie co innego. Większość z nas to egoiści, którzy w chwili zagrożenia patrzyliby tylko na własne dobro i tylko siebie chronili.
Nie patrz na Walta tylko przez pryzmat kodeksu moralności, popatrz ile w tym bohaterze prawdy, ile ma w sobie z rzeczywistości. To jest wielkie.
ja nie przestałem aż do końca. a nawet łezka się w oku zakręciła gdy skończyłem oglądać ostatni odcinek, że to już ostatnie spotkanie z tym skurczybykiem.
ale chyba właśnie na tym polega urok i czar, oraz właśnie w tym tkwi sens i cel tego serialu: każdy z nas w pewnym momencie myśli sobie: "przecież nie musiał tego robić. to jest złe, fuj, obrzydliwe. on jest zły do szpiku kości". a i tak mu kibicujemy. wiemy, że jest skończonym draniem, ale czujemy do niego sympatię. przynajmniej w moim przypadku tak było :)
nigdy nie przestalem mu kibicowac. niby dlaczego? wszystko co zrobil, mialo powod i wytlumaczenie (oprocz wlasnie wspomnianej juz w dyskusji sprawy z mikem, gdzie walt tez sie zorientowal ze nie musial tego robic. musial zadecydowac szybko i podjal zla decyzje, widac bylo ze tego zaluje).
otrul dzieciaka?
to noblista z chemii, myslicie, ze nie wiedzial ze dziecko wyjdzie z tego calo? z reszta tak wlasnie bylo, dzieciakowi przeszlo, dopiero pozniej dowiedziano sie czym zostal otruty (podczas leczenia lekarze mysleli ze to rycyna, jak powiedzial jesse).
gusa musial zabic, lol przeciez gus to byl najwiekszy "supervillain" w serialu, jak mozecie odczuwac jakies negatywne emocje w stosunku do tego ze walt zabil goscia, ktory zlecal morderstwa dzieci (tak, gus sam kazal zabic dzieciaka i to logiczne, byl super ostrozny a dzieciak za duzo wiedzial, z reszta pozniej widac ze jest bezwzglednym morderca), grozil ze zabije zone, syna i corke walta. juz nie mowiac o tym ze walt najzwyczajniej musial go zabic, bo inaczej sam by zginal.
gdyby wszystko szlo po mysli walta, nikt by nie zginal, walt nie chcial nikogo krzywdzic i staral sie tego unikac. ale kiedy cos zagrazalo jego rodzinie, robil to co konieczne.
Przecież dzieciaka ledwo co uratowali!
Znajomość chemii nijak ma się do zatrucia kogoś. Skutków otrucia nie da się przewidzieć. To, że dziecko przeżyło, to był cud.
Nie ma znaczenia to, czego Walt chciał. Liczy się jedynie to co zrobił.
Mógł odejść z interesu. Miał po temu niejedną okazję, wtedy nic by nie zagrażało ani jemu ani jego rodzinie. Jednak on postanowił w to brnąć dalej. Stał się zimnokrwistym mordercą. Nic go nie usprawiedliwia.
Napisałeś na początku, że miał powód i wytłumaczenie dla tego co zrobił. Cóż, nie będę z tym argumentem się posiłkował, powiem tylko tyle, że było już kilku takich, którzy mieli powód i wytłumaczenie dla swoich czynów. Hitler, Stalin, dwa najbliższe przykłady.
Każdego można wybielić, jednak prawda jest taka, że morderca zawsze pozostanie mordercą. A na morderstwo z zimną krwią nie ma usprawiedliwienia. Zresztą to nie tylko o to tutaj chodzi.
Nie wiem czy zauważyłeś, ale w pewnym momencie handel narkotykami stał się dla niego ważniejszy niż żona i syn. Walter odtrącił ich od siebie, okłamywał notorycznie. Kochający mąż i ojciec zniknął, zaś jego miejsce zajął bezwzględny, wykalkulowany drań.
Kiedy zabił Mike, jak dla mnie to było skrajne tchórzostwo. Całą resztą jakąś mogłam przełknął, nawet użycie dzieciaka, bo zagranie było naprawdę inteligentne, a w sumie pogodziłam się z faktem, że Walt jest zimnym draniem :) Ale Mika mu nie wybaczę.