Jeszcze nigdy nie czułem tylu emocji podczas oglądania jakiegokolwiek serialu. Jeszcze nie zdarzyło mi się, żebym tak trzymał kciuki za fikcyjne postacie. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żebym po obejrzeniu odcinka, już nie mógł się doczekać następnego...
We wszystkich internetowych rankingach najlepszych seriali, jakie przejrzałem, "Breaking Bad" Zawsze był w ścisłej czołówce, a najczęściej na pierwszym miejscu. Kiedy więc przyszedł moment, gdy obejrzałem już wszystkie seriale, które mnie interesowały, sięgnąłem po tego klasyka. Nie bez znaczenia był fakt, że kolega z pracy zaczął oglądać i wypowiadał się w samych superlatywach. No i zażarło od pierwszego odcinka, wsiąkłem natychmiast. Postacie są tu doskonale rozpisane, każdy jest człowiekiem z krwi i kości, ma swoje słabości, gorsze i lepsze chwile. Ciąg zdarzeń nie sprawia wrażenia (przynajmniej dla mnie) sztucznego, wszystko tu gra i się zazębia. Kilkukrotnie, kiedy już wydaje się że historia ma się ku końcowi, twórcy wymyślają niesamowicie pomysłowe twisty, które jeszcze bardziej komplikują i tak już zagmatwane sprawy. I mimo iż gdzieś w środku pojawiają się lekkie dłużyzny, to chyba nie ma serialu, który by się tej choroby ustrzegł i nie psuło mi to radochy z seansu. Chociaż ciężko tu mówić o radości, bo w BB w zasadzie nie dzieje się nic pozytywnego. Z odcinka na odcinek wszyscy grzęzną coraz bardziej w bagnie, w które się na własne życzenie wpakowali. Klimat jest nieraz mocno depresyjny, a pod koniec robi się już naprawdę ciężko.
Od strony technicznej jest świetnie, warto zwrócić uwagę na rewelacyjne zdjęcia, widać że nie poskąpiono budżetu.
Jeśli ktoś jeszcze nie widział to gorąco polecam, sam obejrzałem kilkanaście lat po premierze i dziwię się dlaczego tyle zwlekałem. Wybitna rzecz.