Z jednej strony twórcy wymyślili kilka naprawdę genialnych postaci (Saul, Mike, Jesse, Todd), z
drugiej strony Skyler i Marie, denerwujące, zachowujące się irracjonalnie, wystraszone, momentami
niezrównoważone psychicznie, nie do końca ogarniające rzeczywistość i wszystko utrudniające, tak
że aż się czeka na odcinek, w którym w końcu ktoś im palnie w łeb :) Zastanawiam się, czy specjalnie
twórce je wykreowali w ten sposób (że ciężko je polubić), czy to wypadek przy scenariuszu?
Wszystko utrudniające? Postaw się w sytuacji tych bohaterek - Skyler przez niemal cały serial jest okłamywana. Przez 2 pierwsze sezony widzi, że coś jest nie tak, ale nie ma punktu zaczepienia. Każdy na jej miejscu miałby przynajmniej lekką paranoję. Zauważyłam, że wielu widzów wczuwa się tylko w motywację Waltera, a mało kto zastanawia się, co by zrobił, gdyby ich śmiertelnie chory partner prowadził drugie życie i kłamał na każdym kroku. Skyler była przytłoczona, miała niepełnosprawne dziecko, umierającego męża, drugie dziecko w drodze i na dodatek widziała, że mąż robi ją w ogromne jajo. Podziwiałam jej zimną krew, ja bym chyba dostała szału.
Oczywiście że specjalnie. Jaki sens miałoby tworzenie "idealnych" postaci w serialu który mocno nawiązuje do realizmu.Hej, też bym była niezrównoważona psychicznie gdyby coś takiego wyszlo na jaw! Co do innych postaci kobiecych: Lydia w Louboutin'ach była genialna, taka niepozorna i na prawdę wrażliwa.
"denerwujące, zachowujące się irracjonalnie, wystraszone, momentami
niezrównoważone psychicznie, nie do końca ogarniające rzeczywistość i wszystko utrudniające"
Samo życie ;)
Skyler jest mega wqrwiająca, ciągła inwigilacja męża, huśtawki nastrojów, totalnie nie do wytrzymania. Jak się uwzięła w 4 sezonie na kupno tej myjni, to też czekałem, aż ją ktoś odstrzeli ;) Ale za to postać Marie mi się bardzo podobała - motyw kleptomanii i niektóre sceny z Hankiem były nawet śmieszne i fajnie zagrane