Serial oglądnełam z polecenia znajomej. Podobno ostatni odcinek miał wryc w ziemię i być ogromnym wyciskaczem łez..
Rzeczywiście plot twist był ciekawy, ale poza tym sam odcinek jest równie sztuczny, płytki i naiwny jak pozostałe. Niby widać jakiś rozwój postaci matek, ale nie jest to żałoba i smutek, które powinny towarzyszyć tak wielkiej tragedii. Sama bohaterka zdaje się podświadomie wypierac swoją winę (lgarze z którymi rozmawia ja usprawiedliwiają) i próbuje obrócić cała sytuację w jakieś katharsis, które czyni ja wolna od zasad rodzinnych.
Co do losu samych łgarzy, jakoś nie jestem w stanie litować się nad nimi, choć polubiłam Mirren i Johny'ego. To byla bezsensowna śmierć na własne życzenie. Kompletny brak logiki i instynktu samozachowawczego (polewanie benzyna i podpalenie różnych pieter z osobna, zachowanie Mirren, która odcieta ogniem próbuje opuścić dom tradycyjna droga przez drzwi, nie oknem). Myślę, że przekaz byłby dużo mocniejszy gdyby pożar spowodowali przypadkowo - morał byłby taki, że los pokarał tak dorosłych za ich chciwość. Tymczasem pozostaje niesmak i poczucie, że młodzi sami to na siebie sprowadzili