A więc jednak to ten cały Drew, tak czułam że z nim jest coś nie tak....ale do głowy by mi nie przyszło że to on jest prześladowcą Maca.
Muszę przyznać, że mieli z tym świetny pomysł! Chociaż oglądałam ten odcinek już 2 raz to dalej trzymał w napięciu xd Oby takich więcej
Ja też oglądałam drugi raz, bo już kiedyś widziałam to na AXN. Ale zgodzę się, że nadal trzymał w napięciu. Najbardziej rozbroiła mnie prędkość z jaką Mac rozwiązał zagadkę w tej grze w wisielca, hehe, fenomenalna bystrość:)Czasem gram w to na nudnych lekcjach z koleżanką, ale takiej wersji nie znałam:P
Dobrze, że skończył się już ten wątek z 333.
Polecam kolejny odcinek, 11. Oglądałam go z milion razy i za każdym razem mnie porusza... Oby do czwartku!
Haha! Też czasami gram w wisielca na lekcjach , np. historii ;dd A co szybkiego rozwiązania zagadki przez Maca, no to przecież zdolny facet jest! A poważnie no to może faktycznie tyćkę przesadzili z szybkością rozwiązania, ale nie zmienia to faktu, że odcinek jest cudowny. A co do 4x11 to się zgadzam, strasznie poruszający i przykro mi się zawsze robi jak go oglądam...Niektórzy wiedzą jak poruszyć serce człowieka.
Noooo widzę, że ktoś wkońcu mnie rozumie:)
Jeśli chodzi o poruszanie serca to 4x11 może przebić tylko 2x20, kiedy Louie, brat Danny'ego trafia do szpitala. Zapłakany Danny w ramionach Maca... Też mnie jakoś ugodziło w serce. No, ale dosyć rozczulania się:P To wkońcu nie jest ideą serialu aby nas doprowadzać do łez, co nie, heh :D
No czy ja wiem..myślę, że taki serial ma też w jakiś sposób człowieka uwrażliwić na zabójstwa, krzywdę i cierpienie człowieka, więc chyba czasami takie wzruszające momenty są dobre. Zwłaszcza kiedy bezpośrednio dotyczą głównych bohaterów. Przecież za to kochany CSI:NY, nie? Za to że zawiera elementy komedii, dramatu no i oczywiście przede wszystkim kryminału ;d
Masz rację. Jeśli o tym mówimy to CSI:New York, pod tym względem jest najlepsze. Oglądając CSI:Miami mam wrażenie jakby bohaterowie poza pracą nie mieli innego życia. Niby wydają się głupoty, np. problemy Danny'ego z bratem, smutek po stracie żony Maca, czy romanse Stelli, ale to w niesamowity sposób ubarwia ten serial. Widzimy, że pracownicy laboratorium kryminalistycznego są nie tylko nadzwyczaj uzdolnieni i niezawodni, ale także, że są normalnymi ludżmi, którzy mają problemy, lubia zartowac, a czasem potrzebują się komuś wygadać lub po prostu popłakać. Za to serial ma wielki plus.
Jakbyś mi to z ust wyjęła! Zgadzam się, niby takie drobne sprawy, a jednak dzięki temu serial staje się bardziej realny, rzeczywisty no i naturalny. Bo pokazuje, że poza pracą jest coś jeszcze, a serial umożliwia nam częściowe zobaczenie tego, wczucie się w to co odczuwają nasi bohaterowie, w ich emocje, postrzeganie świata. Czasami można się poczuć jakby tych ludzi znało się od lat, w końcu poznało się ich sekrety, wnętrze ich duszy i serca. Dlatego CSI:NY różni się od Miami. No niby w Miami też są jakieś związki, nierozwiązane wątki z przeszłości, ale to nie to samo...Dla mnie jest to trochę sztucznie przedstawione, a aktorzy nie odgrywają tego tak dobrze jak w CSI:NY...;)
No właśnie o to mi chodzi:) Nigdy w Miami (chyba, że przegapiłam) nie mówili o rodzinie Ryana, Calleigh... Wątek Eric-Horatio-Marisol, był chyba jedynym wąątkiem, w którym pokazano, że bohaterowie mają jednak jakąś rodzinę. W Miami skupili się na zbrodniach, akcji itd. Można by się przyczepić, że skoro to serial kryminalny to tak powinno być. CSI:NY przełamało jednak ten stereotyp. Ja osobiście fascynację CSI zaczełam od Miami. Później stwierdziłam, jak polsat puszczał powtórki NY, że zobaczę jak to wygląda. Po kilku pierwszych odcinkach coś mnie tak ciągnęło do niego, że oglądałam regularnie:) Uczucia i emocje bohaterów świetnie ubarwiają serial, za to wielkie brawa dla producentów.
Haha! xd Ja też zaczęłam oglądanie od Miami, i byłam zachwycona. Serial od początku bardzo mi się spodobał. Zawsze mnie jakoś do kryminałów ciągnęło, a ten był wyjątkowy. No i dokładnie tak jak u Ciebie, kiedy Polsat puszczał powtórki CSI:NY obejrzałam sobie jeden odcinek i już po prostu nie mogłam żyć bez NY. Od razu obsada mi się spodobała i ogólnie Nowy Jork jako miasto jest bardziej mroczne. A co do wątków osobistych, no to prawdą jest to, że w Miami rzadko coś wspominają... O Ryanie chyba faktycznie nic nie było, o Calleigh to chyba jakoś w 1 czy 2 sezonie była sprawa z jej ojcem, no ale to nie to samo co w NY... Fakt to serial kryminalny, więc teoretycznie nie powinnam się czepiać akurat tego, ale myślę, że to stanowi takie uzupełnienie odcinków. Przecież te wątki osobiste nie stanowią jakiegoś dodatku, który ma osłodzić ten serial. Wręcz przeciwnie! Dodatkowo sąę umiejętnie wplątane między epizody. Przecież nie samą zbrodnią człowiek żyje xd
Nie wiem czy dobrze przytoczę... ale pamiętam, jak - po powrocie z Londynu - Mac dostał list od Payton(?), w którym napisała, że ich dalszy związek nie ma sensu. I później zakońćzenie tego epizodu, gdy McKenna odreagowuje tę wiadomość w klubie jazzowym, grając na gitarze. A całości przygląda się Stella, która przypadkiem znalazła ten list i przeczytała go. Bardzo utkwiła mi w pamięci ta scena :)
O właśnie to jest piekne, że w CSI:NY oprócz zbrodni, krwi, cierpienia, mamy jeszcze takie sceny jak ta:) Wystarczy trochę uczuć, a serial nabiera głębi... :)
Dokładnie. Ta scena i mnie utkwiła w pamięci. To czułe spojrzenie Stell i uśmiech Mac'a.. No i patrzcie! Niby sceną nie związana ze zbrodnią, a wielu ludziom zapadła w pamięci. To chyba świadczy o tym, że obecność wątków osobistych jest nieodłączną częścią tego serialu i myślę, że nawet fanom typowych kryminałów to nie przeszkadza, bo wszystko jest stonowane, nieprzesłodzone i jakby nie patrzeć nie zajmuje głównej części odcinka... Ważne, że pokazane jest, że nawet szukając mordercy ważne są odpowiednie emocje i reakcje...;)
"...jakby nie patrzeć nie zajmuje głównej części odcinka... " No tak. Choćby scena ślubu Linds i Danny'ego. Nie zrobili z tego afery na cały odcinek. Były tradycyjne wątki zbrodni, a na końcu dla umilenia wzruszająca scena:)Tak samo było z porodem. Linds nie rodziła przez cały odcinek i nie zachwycali się przez godzinę małą Lucy, a Mac nawet w szpitalu rozwiązywał zagadkę:)
A takie lekkie pytanko poza "konkursem"... jak podobają się Wam filmwebowe ciekawostki przy serialu? Trochę ostatnio poszalałem i sporo nowych dodałem i poprawiłem już istniejące ;]