Okej, obejrzałem go wczoraj wieczorem i... wciąż jestem poirytowany. Nie uważam, żeby 5ty i
6ty sezon były złe - były bardzo ok, dużo bardziej pokręcone od poprzednich co się nie
wszystkim podoba, etc. No ale nie w tym rzecz.
Jak długo trwał szósty sezon tym bardziej irytowała mnie postać Karen, oczekująca sama-nie-
wie-czego i ustawiająca Hanka po kątach. Z drugiej strony: świetna Faith, naprawdę fajna
postać i pierwsza w tym serialu kobieta, która mogła by być i powinna być z Moodym. Już
miałem nadzieję, że się skończy na tym wyjeździe, będzie super i w ogóle, ALE NIE, NO
OCZYWIŚCIE, ŻE NIE. Już pomijając kwestię zatrzymywania się ot tak se o pośrodku niczego
(co za żałosna scena, w ogóle), to ten cholerny cliffhanger na końcu przyprawia o ból głowy.
Początkowo ten finał zapowiadał się naprawdę okej, ale sytuację spieprzyło ostatnie kilka
minut. Szkoda. Przeciąganie wielce mi dojrzałych rozterek Karen tylko po to, żeby trzepać hajs
na kolejnych sezonach nie jest dobrym rozwiązaniem.
PS. Na obronę odcinka muszę jednak przyznać, że sceny z Lew Ashbym były chyba najlepsze w
całym sezonie.
Ja również obejrzałem właśnie finał 6-tego sezonu i całe szczęście, że to już koniec. Z Twojego opisu idealnie można wywnioskować jak wyglądał 6-ty sezon Californication. Czystej postaci melodramat dla... hmm kobiet i nastolatek ? Oprócz odcinka podczas lotu samolotem kompletnie nic zwariowanego czy śmiesznego nie znajdziemy w Californication, a Hank Moody i jego postawa zaczyna mnie frustrować. Wiem już, że następnego sezonu nie mam zamiaru nawet dotykać.
Hank Moody to też już w ogóle śmiech na sali. Jak z początku potrafiłem zrozumieć, że ma bardzo często pecha i nie potrafi się dograć z Karen, tak teraz już robi się to żenujące. Niby ją kocha, ale pieprzy się z każdą panną jaką spotka, ćpa przy córce i ta jego narcystyczna postawa... skrzywdzona dusza, chodzący skrzywdzony milioner, który napisze książke w jakiś okres czasu, a reszte spędza na ćpaniu i pieprzeniu kobiet, ale cierpi... bo nie potrafi związać się na stałe z ukochaną kobietą i własną córką tylko dlatego, że... pieprzy się z innymi kobietami, ćpa i wóde wali. Oczywiście Hank jest kreowany jako mega dobry bohater i wielki dźentelmen, tylko że ma pecha, bo kokaina i wódka są bardzo smaczne...
Jak jeszcze oglądałem Californication, bo sceny były świetne, można było się zrelaksować, pośmiać i mile spędzić czasu, tak ostatnie sezony califronication to tylko rozterki narcystycznego Hanka Moodiego.
Lot samolotem to akurat był najbardziej żenujący, wymuszony, nieśmieszny odcinek całego serialu...
Żenujący i wymuszony, to zapewne bo cały sezon, zresztą jak poprzedni stoi na słabym poziomie. Szkoda, bo pierwsze sezony zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Lot samolotem był chyba najgorszym odcinkiem sezonu; własnie on był żenujący i wymuszony, w ogóle jakiś klimat niemal z American Pie.
Podobnie żałosny i niepotrzebny był cały wątek z Ophelią - serio, co to w ogóle miało być? Popieśćmy kogoś paralizatorem po jajach zamkniętych w klatce na penisa? SERIO? Po tej scenie można by pomyśleć, że targetem serialu są gimnazjaliści.
Nie mogę się zgodzić, że kompletnie nic zwariowanego nie można znaleźć w tym sezonie. Pomijajac ten nieszczęsny samolot to przecież cała postać Atticusa, Manson, sceny na odwyku, powrót Batesa, etc - faktycznie, zero zakręcenia, obyczajówka na sto procent ; )
lol gimnazjaliści, dziękuje za określenie mojej osoby. Akurat ja szukam w tym serialu czegoś do uśmiechu, a nie melodramatu. W poprzednich sezonach można było coś takiego znaleźć, a teraz tylko smutna mina Duchovnego, który nie potrafi się zdecydować czy dzisiaj koka, czy trawa + whiskey. Samolot, czy klatka na ptaka potrafiła mnie rozśmieszyć akurat. To, że Ty szukasz czegoś innego w serialu, czyli pewnie melodramatu to nie znaczy, że ktoś z innym gustem musi być w gimnazjum, czy podstawówce, bez obrazy dla gimnazjalistów.
No to się, oczywiście, nie zrozumieliśmy, bo zupełnie co innego miałem na myśli. Niemniej: pozdrawiam : )
Pomimo faktu, że nie do końca się z tobą zgadzam, a sezon 6 nawet mi się podobał, to i tak rozjebałeś mnie: "tylko że ma pecha, bo kokaina i wódka są bardzo smaczne..." :D :D Idealnie pasuje do opisu Hanka :D
Finał to najgorszy odcinek w 6 sezonie i jedyne co było spoko to tak jak napisałeś - sceny z
Ashbym.
Jak strasznie brakuje tak barwnej postaci w tym serialu, wielka szkoda, że go uśmiercili ;p
Poprzednie sezony przynajmniej miały piorunujące zakończenia, a ten ... obejrzę następny, ale ten serial dla mnie już jest martwy jak "Dexter", w którym autorzy kompletnie się pogubili.
Dla mnie tylko 2 odcinki w tym sezonie były słabe(ta liczba może ulec zmianie bo nie pamiętam wszytkich odcinków)
Finałowy 12 epizod i odcinek z wizytą u rodziców Faith :) Reszta w sumie trzymała poziom
Ja się nie zgadzam ze wszystkimi poprzednimi wypowiedziami i uważam, że zakończenie wcale nie było złe.
To znaczy owszem dostrzegam iż jest ono ukierunkowane ku temu, aby mieć okno na kolejny sezon i zgadzam się z tym, że Karen w tym sezonie nie wiadomo co robi, a Faith jest naprawdę idealną kandydatką dla Hanka. Ale ja w jego sytuacji jakoś się odnajduje i dostrzegam fakt iż on i Karen mają dobre wspomnienia, które trzymają ich przy sobie. Poza tym chcąc nie chcąc łączy ich nadal uczycie, które jak to w miłości bywa odtrąca wszystkie niedoskonałości.
Ten sezon miał mocno psychologiczne nastawienie do całości. Była pokazana walka między miłością, a logicznym myśleniem. Nie będę się rozpisywał o co mi dokładnie chodzi, bo ten kto myśli podobnie wie o co mi chodzi ;)
A ponieważ to tylko moje zdanie, to nie będę nikogo do niego przekonywał ;)
Oceniałem Californication na 7, a teraz zmieniam na 9 :)
Nic dodać nic ująć. Jako, że mam bardzo podobny etap w życiu to wiem jak to jest i bardzo dobrze rozumiem Hanka i jego rozterki między dwoma kobietami, które na swój sposób kocha.
A może to po prostu maniak seksualny: przy Karen znów będzie posuwał panienki, przy Faith nie mógłby już.
Pewnie dlatego, że Karen zostawiłaby go przy następnej takiej okazja, a młoda, naiwna Faith wybaczałaby mu, bo 'on już taki jest', a za 3 lata byłaby w tej samej sytuacji gdy Karen gdy rozstała się z Hankiem nie mogąc już tego znieść.
Przecież Hank posuwa panienki kiedy chce, a Karen i tak mu to wybacza, więc argument słaby...
Wiesz, kiedy Oni są razem, a kiedy nie, to naprawdę ciężko wyczuć w tym serialu, a posuwa coś Hank bez przerwy! :-)
"Ten sezon miał mocno psychologiczne nastawienie do całości. Była pokazana walka między miłością, a logicznym myśleniem"
A to się uśmiałem:))Ciekawe kiedy wtedy, gdy Hank posuwał wdowę na pogrzebie?A może gdy Runkle, uprawiał sex za bawialnią dla dzieci?Czy wtedy gdy Karen poszła do łóżka na przyjęciu z facetem gadającym o sraniu na twarz, oznajmiając o tym wszem i wobec?Po pierwszych 4 sezonach serial oceniałem na 9, a po obejrzeniu s5 i s6 max co można dać to 6.Koniec s6 był żałosny, podobnie jak cały sezon.
Cóż, skoro jedynymi Twoimi przykładami są tak zwane zapychacze w tym serialu, to się nie dziwię, że tego nie dostrzegłeś. Poza tym to nie jest film psychologiczny by w całości był poświęcony tego typu tematem. Wszak chodziło mi o puentę tego sezonu. Ale ja nigdy nie rozumiałem fenomenu pokemonów i jak widać pokemony nie rozumieją mnie. Jaka szkoda... ;P
A i jeśli mam być szczery, to uważam iż 1 sezon był świetny, drugi już gorszy, ale dawał radę, głownie z powodu Lew'a Ashby. Potem 3 i 4 były beznadziejne. 5 trochę się poprawił, a 6 był na poziomie 2 sezonu.
Każdy ma swój gust, ale skoro napisałeś że 3 sezony z 6 były beznadziejne to, z kąt u ciebie ocena 9?
Beznadziejnie w moim wykonaniu brzmi "bez nadziei na to aby ten serial się jeszcze poprawił przynajmniej do poziomu 2 sezonu" Wtedy oceniałem serial na 7 bo 1 sezon był super, 2 świetny, następne gorsze, ale to nie znaczy, że mam zjeżdżać cały serial. Potem od 5 sezonu znów się poziom poprawił, przez co uważam, że jest jeszcze jakaś wiara w to, że serial skończy się dobrze. Poza tym cóż. Dobrze mi się oglądało ten serial w tym sezonie, to też moja subiektywna ocena znacznie wzrosła.
Akurat dla mnie 5 sezon był najgorszy ze wszystkich po pierwsze był utracony ten zajebisty rockowy klimat a postać Samuraja była dla mnie zwyczajnie głupia ale każdy ma swój gust :D
Szkoda, że w szóstym zabrakło fajnego zakończenia tylko. Nie był całkiem zły.
Według mnie serial powinien zakończyć się właśnie na finałowym odcinku 6-go sezonu. Ostatnia scena idealnie zakończyłaby wszystkie perypetie Hanka. Bo czy jest inny, sensowniejszy pomysł na zakończenie tego serialu. Pomijając wiele niezapomnianych wątków komediowych i tych mniej komediowych, od pierwszego do szóstego sezonu głównym motywem CALIFORNICATION jest wątek miłosny pomiędzy Hankiem i Karen. Z tego względu ostatnia scena byłaby najlepszym rozwiązaniem dla tego serialu (poza tym inne wątki dotyczące pozostałych postaci też nie potrzebowałyby kontynuacji). Z jednej strony wiadome jest, że Hank nie potrafi żyć bez Karen (a ona pewnie bez niego), z drugiej strony (znając bohaterów) nie wyobrażam sobie takiego zakończenia, w którym mieliby wrócić do siebie. Według mnie sezon 7 jest kompletnie niepotrzebny.
W pełni się z wami zgadzam no bo ileż można. Te rozterki Hanka to już irytują niż śmieszą. Kocha Karen ale dyma co rusz inną panienkę. Świetne zakończenie było by ale oczywiście trzepanie kasy bierze górę i 7 sezon musi powstać.
to nie jest o rozterkach Hanka, tylko o miłości niemożliwej do wypełnienia
Dlatego koniec 6 serii jest logiczny w kontekście wcześniejszych sezonów, w nim Moodyego postawiono przed pokusą, jakiej wczesniej nie miał /może za wyjątkiem p. prawnik/, przed wyborem młodej, pięknej dziewczyny; inna rzecz, że ciężko przechodzonej, bo życie rockera lekkie nie jest a bycie legendarną groupie wymaga chyba jeszcze większych poświęceń, dziewczyny, która jest podobna do Ashbyego i do Moodego i do Janie Jones, a głupawą Karen.
Wiec miłośc zwycięża
Hehe
Teoretycznie 7 sezon jest niepotrzebny, ale praktycznie to już nie mogę się go doczekać!
Próbują ratować serial ledwo wychodząc z błota w kolejne bagno. Można było zakończyć swietnie serial. Runklowie się pobierają. Becca wyjeżdża. Hank opuszcza miasto z Faith.....
Byłoby piękne zakończenie ale nie wyszło. Romantyczny bohater musiał na nowo zaistnieć, cykl trwa - ale to już było.
SZKODA. Potencjał serialu się skończył, nawet Runkle wyraźnie obniżył loty. Żarty na żenującym poziomie, zwłaszcza religijnym. Motywy seksualne (j.w.) czyli ale to już było. Nic nowego w opowieści, sezonu nie ratują ani Manson, ani Atticus, próbuje Faith ale scenarzyści jej ostatecznie nie pomagają. Na domiar złego Karen czy bezbarwna Smerfetka ciągną Californation w dół na czele z najsłabszym w historii Hankiem Moodym - żałosnym pijako-ćpuno-maniakiem seksualnym, który zawsze był kontrowersyjną postacią ale w tym sezonie nawet mu się nie kibicuje jak zawsze.
Ocena serialu z 10-tki spada na "9" - tylko z wielkiej sympatii sezonów poprzedzających obecny, zakończony kilka dni temu.
To w gruncie rzeczy byłoby najlepsze wyjście gdyby zakończyli serial na tym sezonie. No ale cóż.. Nie sprzedaje się kury, która znosi złote jajca ;)
Ze wszystkim się zgadzam, prócz jednego. Według mnie Tim Minchin w roli Atticusa był bardzo ciekawą, dużo wnoszącą postacią i uratował serial na tyle, że dotrwałam do końca sezonu. Z tego co się orientuje to nie będzie go w siódmym sezonie, także jeśli nie zastąpią go równie niezwykłą postacią to czarno to widzę. Ogólnie wątpię żebym ruszyła siódmy sezon...
będzie mi brakować Atticusa :( a Fatih będzie w kolejnym sezonie, coś wiadomo?
Podejrzewam, że ugnie się pod ciężarem swojego uczucia i wróci szybko do LA aby próbować związać się z Hankiem.
Cieszę się że to już koniec sezonu, marnego sezonu. Myślałem że poprzedni był słaby, ale tu było jeszcze gorzej. Jedyne dobre akcenty to Ashby i Manson. Do postaci Faith nie potrafiłem się przekonać, mimo że lubię tą aktorkę. Karen tułająca się gdzieś na 3 planie jest już męcząca. Widać że scenarzyści nie mają pomysłów na to co dalej. Nawet szalone przygody Runkle'a nie cieszą jak dawniej. Szkoda, kiedyś to byłą świetna produkcja, teraz to odcinanie kuponów.
wg mnie ten sezon w całości był słaby. Miał może momenty, ale tylko tyle. Nie polubiłem Faith ani Atticusa. Tylko Kroll trzymał poziom. Ciekawe co wymyślą w sezonie 7. Nic specjalnego nie przewiduję.
Definitywnie nie powinni robić następnych sezonów, lepszej okazji na zakończenie serialu jak aktualnie już ie będzie, sezon 6 miał idealne zakończenie i tyle.
W końcu obejrzałem sezon 6 w całości, i niestety ostatni odcinek poraził mnie głupotą tych, którzy pisali scenariusz. O ile 11 odcinków jakoś dało sie obejrzeć (lepsze od 5 serii) o tyle 12 odcinek srogo mnie rozczarował. Jak już ktoś napisał gdzieś, serial oglądam chyba tylko z sentymentu. Choć nie powiedziałbym, żeby sezon 6 był całkiem zły. Niestety nie jest to zasługa ciekawego scenariusza, ale genialnego Tim Minchina w roli Atticusa, i może nie genialnej, ale bardzo dobrej i świeżej postaci Faith.
Trzeba przyznać, że w serialu coraz więcej niedorzecznych i beznadziejnie głupich wątków lub scen nic nie wnoszących tzw. zapchajdziur. Przykłady:
- cały wątek z Ophelią ... WTF?? po co i czemu to miało służyć?
- wdowa po rockmanie obciąga Hankowi na cmentarzu. Ogólnie to Hank ostatnio jakoś trzymał na wodzy swoje żądze, i nagle na pogrzebie robi to z żoną nieboszczka, żałosne,
- Faith i Atticus w roli Jezusa ....
- Karen i Eddie Nero, zrównoważona wydawałoby się kobieta idzie do łóżka z kolesiem, który sra na twarz laskom,
- w ogóle cały wątek i postać Karen, od 3 sezonów błąka się w tym serialu, miota i bidulka nie wie co począć, a w zasadzie to scenarzyści nie wiedzą co z nią zrobić. Mogliby ją uśmiercić w końcu, to może Hank by sobie kobietę znalazł ;)
- ostatni odcinek, w którym autobus zatrzymuje się na środku pustyni, Hank wysiada, następuje pożegnanie i odjazd w stronę zachodzącego słońca, To już było żałosne, jak z romansideł.
To tylko przykłady, a było tego więcej. Z każdą kolejną serią coraz więcej.
Generalnie to można było zakończenie zrobić zupełnie inaczej. Świetny moment na zakończenie wątku wracam-odchodzę z Karen. Becca wyjeżdża, Hanka nic nie trzyma przy Karen i wyjeżdża z Faith i Atticusem w trasę. W sezonie 7 można byłoby pociągnąć temat trasy, rock opery i przynajmniej czekałbym z niecierpliwością na 7 serię. Oczywiście menedżer Runkle powinien się znaleźć w tej trasie. Tymczasem pewnie znowu będziemy mieli to samo - Runkle znajduje robotę dla Hanka, tym razem napisanie baletu (książka, biografia, scenariusz do filmu, opera już były przecież) Hank puka jakąś dziewkę, i chce wrócić do Karen, Karen nie wie czego chce.
Ewentualnie bardzo ucieszylbym się ze spin-offu, w którym pociągnięte byłby losy Faith i Atticusa w trasie. Ewentualnie losy Faith lub Atticus odrębnie. Moim zdaniem z Hankiem nic już scenarzyści nie wymyślą i niczym nas nie zaskoczą.
Swoją drogą Showtime planował spin-off z Faith (losy grupy grouppies) ale zrezygnowano niestety. Może dlatego, że większość widzów przerzuciłaby się na świeży serial o Faith, co zabiłoby Californication.
Dziękuję za przeczytanie;)
i ty też masz rację, nie jestem w stanie dooglądać ostatniego odcinka 6 sezony dokońca. KOSZMAR!!!!!!!!!!!!
Nie ma co narzekać ostatni odcinek bardzo dobry w przyszłym roku sezon 7 i co dalej ?
Również wielkie rozczarowanie na temat Faith, myslałem, że odpuści sobie już tą Karen i będzie z jedyną kobietą wartą Moodiego, w sumie chyba najlepsza postać w flmie po za Moodim ;p
Ale nie mniej jednak wierzę, że później i tak będzie z Faith ;p
Sezon dobry ale końcówka koszmarna, to wieczne wracanie do Karen, żygać się chce.
Ponieważ ten serial był zrobiony z myślą o "miłość przetrwa wszystko" jednak mogliby porzucić już tę myśl na poczet lepszości serialu ;)
nie powiedziałbym, że ten serial robiono z myślą o "miłość przetrwa wszystko". Ja to raczej widzę jako serial o podążaniu za miłością która nie może mieć "happy endu". Przeciąganie wątku Hank-Karen jest dla mnie bardzo zrozumiałe i ma swój urok, przekaz, itp. Oczywiście nie jestem obiektywny, ale bardzo mocno się utożsamiam z tą relacją i postacią Hanka (także jego słabościami do wszelkiego rodzaju używek i "swobodnego życia" przez które ciągle ma kłopoty). Serial przedstawia pewien konkretny przekaz który bardzo chciałem zobaczyć na ekranie. Nie dla każdego zrozumiały i wart zastanowienia, ale dla mnie osobiście daje mi w pewnym sensie nadzieję i inspiruje do działania. To bardzo dużo jak na jeden serial. We wszystkich 6 sezonach nie zmieniłbym ani jednej sceny, gdyż to zwyczajnie tworzy bardzo spójną i piękną całość.
Pozdrawiam Wojtek.
Może stwierzdenie, że miłosc przetrwa wszystko troche nie trafiona, bardziej by pasowała "jedyna osoba na ziemi, z którą mogę być na stałe i którą mogę kochać". Mi pasowały wszystkie odcinki, lecz ostatni tylko pod sam koniec mnie zawiódł tym powrotem do Karen, gdy jechał z Faith. Ale każdy ma swoje gusta, ja może zawiodłem się braku wyboru Faith ponieważ taka kobieta mi osobiście bardziej by odpowiadała :P
Zastanawiam się po przeczytaniu waszych wypowiedzi czego naprawdę oczekujecie. Możliwe że popchnięci owczym pędem wyrzucacie te same minusy, ale proszę was, tyle ograniczen w ocenie?
Widzę nagminny hejt na ten nasz ostatni odcinek. Ale litości, Karen i Hank to bohaterowie tragiczni, którzy w rzeczywistym świecie nigdy nie osiągną szczęścia. Dlatego ich związki jak pięknie by nie wyglądały , muszą się zakończyć, dlatego Hank pozostawia Faith, jedyną godną kandydatkę 6 sezonów na pokochanie.
Dochodzimy do pierwszego z plusików, Faith bardzo pozytywna postać:).
Ok, lecimy dalej, tym razem cofnijmy się trochę w czasie. Nie wierzę teraz że Wy, wszechwiedzący hejterzy naprawdę z umiłowaniem oglądaliście 4 i 5 sezon (troszkę tutaj skoczę z offtopem numer 1 -> odjazd w kierunku zachodzącego słońca, jeszcze bardziej tragiczny już był, więc nie wiem jak ktoś może się do tego przyczepiać teraz, 2 sezony spóźniony) uważacie że ten jest bez sensu. Runkle skaczący pod kule, murzynka wybaczająca czarnuchowi za próbe zastrzelenia -> granice absurdu przekroczone zostały w sezonie 5, który mimo tragicznego poziomu i tak bił 4 na głowę. Nie mamy co narzekać na obecny sezon -> postacie wykreowane były całkiem całkiem w porównaniu do poprzednich dwóch.
Drugi offtop - marudzicie że to melodramat -> A CZYM NIBY CALIFORNICATION JEST?, cała powieść bukowskiego przedstawia mroczną rzeczywistość sprzed 60 lat w stanach, telewizyjna wersja musi być zabarwiona jakąś miłościa aby znaleźć coś dla wspólnego mianownika oglądających, ale ten serial na tym właśnie ma polegać. Więc litośći z takimi hejtami.
Co do szalonego Runkla - > gejowski motyw jeden z lepszych w całej serii ;).
Podsumowując, nie jest dobrze, ale tendencja wzrostowa od 4 zauważalna cały czas. Ja przygody hanka oglądam z wielką przyjemnością wciąż, więc marudzenie nagminne KOLEJNY SEZON DLA $$$, jest denerwujące. Przecież poprzednie też powstał w tym celu ;>.
Tyle jak narazie, pozdrawiam. ;>
Nie wiem czemu odpisujesz mi "hejterze" skoro ja nie hejtuje tego serialu, a oglądam i z dumą czekam na nowe odcinki bo jest świetny. Pisze jedynie, że szkoda, że nie wyszo mu z Faith bo ogólnie mi ona się bardziej podobala i nie tylko pod względem optycznym, ale i dystansowym do siebie i Hanka. :)
Każdy ma prawo mieć swoje zdanie i przepychanki na tym czy innym forum nie mają większego sensu.
Ja pozwolę sobie wyrazić swoje zdanie na temat ostatniego sezonu.
Wiadomo, że upływ czasu powoduje że starsze sezony pamięta się słabiej, ale dla mnie sezony 1-4 były naprawdę bardzo dobre.
Sezon 5 był niestety słaby, z wyjątkiem ciekawego wątku z Tylerem (niewykorzystanego w pełni) i absolutnie GENIALNEJ sceny w barze na początku ostatniego odcinka (mógłbym ją oglądać bez końca). W mojej opinii tej sceny nie przebiło nic w całym serialu.
Sezon 6 jest bardzo nierówny, czasem dobry czasem nijaki. Moim zdaniem Tim Minchin wypada słabo jako aktor i zupełnie tu nie pasuje. Ale przyznaję, że w scenie "Jesus vs. Faith" wypada nieźle ;) Ophelia - ciekawa rola. Faith - bardzo ciekawa postać sporo wnosi do historii.
A co do głównego wątku Hank-Karen. Hank nie moze sie pogodzić z tym co mówi mu Ashby w jednej z końcowych scen s6e12. Z tym jaki jest, i że życie w stałym związku nie jest mu pisane. On mimo to nie może sobie odpuścić Karen i to jest powód dla którego tkwi w miejscu. To jest nieustająca szamotanina i na ten temat można zrobić wiele odcinków okraszając je lepszymi lub gorszymi wątkami pobocznymi. Ktoś kto nigdy nie miał w życiu podobnej sytuacji rozdarcia nie bedzie w stanie całkiem się wczuć w problem.
W sezonach 5 i 6 wątki poboczne stały się ważniejsze od głównego i dlatego oceniam te sezony słabiej. Ale rozumiem że trudno ciągnąć ten sam temat tak długo bez ubarwiania go.
Dla mnie s6 lepszy od s5, czekam na kolejne :)
pozdrowionka