Widzimy bohatera, który na pierwszy rzut oka wydaje się człowiekiem spełnionym.
Pieniądze, kobiety, alkohol, imprezy. Jednakże dla mnie jest to najsmutniejsze dzieło w
całej historii przemysłu filmowo telewizyjnego. Pod tą powłoką zbereźnej komedii kryje
coś tak nieszczęsnego i dołującego, a jednocześnie niepokojąco bliskiego, że po
każdym odcinku ciężko mi było zebrać myśli do kupy. Mimo natłoku scen czysto
komediowych, czy nawet całych odcinków o takim charakterze, nic nigdy nie jest nie
obarczone tym wewnętrznym smutkiem Moodyego, który dla mnie osobiście jest wręcz
namacalny i bardzo efektywnie przelewa się na widza. Jeszcze nigdy nie miałem tak skrajnych uczuć do jednego bohatera. Jednocześnie go pokochałem i znienawidziłem. Jednocześnie chcę być nim i modlę się o to by nigdy nie znaleźć się w jego skórze. Jest
to serial, który wywarł na moją psychikę wpływ większy, niż jakiekolwiek dzieło wcześniej.
Teraz, kiedy minęło już sporo czasu od zakończenia jego oglądania (i jeszcze sporo
zostało do kolejnego sezonu) lubię czasem spojrzeć choćby na okładkę wydania dvd,
gdyż wtedy te wszystkie skrajne uczucia powracają i znów czuję się ofiarą Kalifornizacji.
Oglądając to człowiek sam zaczyna się zastanawiać jakie błędy popełnił we własnym
życiu, zastanawia się czy gdyby można było przywrócić zmarnowane dni to czy postąpił by
inaczej czy je powielał. Zastanawiamy się, czy stare błędy czegoś nas nauczyły i kiedy
zdajemy sobie sprawę, że nie, że znów je popełniliśmy, dopiero wtedy widzimy jak
ogromną dawkę smutku niesie Californication. I za to wszystko, bez wahania wystawiam
10. Dodaje do ulubionych. A jednocześnie znienawidzonych.
jedną z rzeczy których można się z tego serialu, nauczyć jest właśnie to o czym napisałeś, bo z tego co mi wiadomo człowiek uczy się na błędach najlepiej. więc wyjaśnij mi dlaczego ten obraz jest odbierany źle?
bo ludzie są nauczeni odbierania prostych komunikatów. a szczególnie, jeśli chodzi o seriale. z filmami jest lepiej, z książkami jeszcze lepiej. im nowsze osiągnięcie tym mniej myślenia wymaga. a tu psikus, bo serial ma drugie dno, które trzeba zauważyć, by cieszyć się z oglądania perypetii Hanka.
większość prostego społeczeństwa chce heppy end.. ..i na końcu żeby żyli długo i szczęśliwe..prawdę powiedziawszy w głębi każdy z nas mu kibicuje ale nie oszukujmy się życie pisze najgorsze i najlepsze scenariusze.. wszyscy popełniamy błędy i będziemy popełniać..w moim przypadku są żałosne :)
za dużo jest komedii romantycznych wszędzie, przez co faktycznie jesteśmy przyzwyczajeni do szczęśliwych zakończeń. Ale to jest komedio dramat, o czym większość ludzi zapomina i tu (na całe szczęście) nie może już być wszystko tak cukierkowo.
"Because now I know what it's about. And it sure the f*ck isn't about warm, wet p*ssy. It's about a guy trying to keep it together while falling apart. It's about life, love, sex, and the ever-lurking presence of the grim f*cking reaper. It's about men... Husbands, wives... Daughters, and fathers. It's Cassavetes meets Judy Blume! It's about the motherf*cking dark side. "
Ale i tak większość myśli że ten serial jest tylko i wyłącznie o sexie.
10/10
bo jeszcze zaczniesz płakać na tym serialu. Wyluzuj, otwórz sobie piwo, usiądź ze znajomymi i pośmiej się, a nie szukasz dziury w całym.
Dokładnie, sam mam niezły roz*ierdol w głowie po każdym odcinku, piękny serial.
Dokładnie. Daje do myślenia, chociaż przekaz jest dość trudny dla niektórych widzów.
A dla mnie to nie jest najsmutniejsze dzieło w całej historii przemysłu filmowo telewizyjnego. Facet żyje tak jak mu się podoba, jego czyny nie mają żadnych poważnych konsekwencji. Dla mnie on nie jest smutny tylko znudzony.
Zgadzam się z autorem tematu w całej rozciągłości. Często spierałem się z ludźmi, którzy widzieli w tym serialu tylko rozpustę Hanka i nic więcej. Ja dostrzegałem właśnie ten ból i smutek, który tak często mu towarzyszył. W całym tym komizmie można jednak dostrzec dramat głównego bohatera, który nigdy nie osiągnie spokoju i szczęścia.
Tak jego dramat polega na tym że jest rozkapryszony, sam nie wie czego chce a jego apetyt nigdy nie zostanie zaspokojony. Straszny dramat. Biedaczek... Ludzie lubią się nas sobą rozczulać.
Moim zdaniem on chce wieść ustatkowane życie, wrócić do żony i córki tylko nie potrafi. Żałuje konsekwensji swoich czynów - tak było gdy dowiedział się, że Mia była niepełnoletnia.
Pewnie większość z was to wie, ale główny bohater jest wzorowany na postaci Henryka Chinaskiego, czyli alter ego i główny bohater powieści Charlsa Bukowskiego. Tamta postać jest identyczna (a raczej Moody jest identyczny do tamtej). Przez cały czas poszukuje szczęścia, ale gdy tylko je znajdzie rezygnuje z niego w taki lub inny sposób. To jest trochę jak kot biegający za kłębkiem nici. Jak już go złapie to nie wie co z nim zrobić i szuka innego za którym może gonić. I tak w kółko. Tak samo ma Hank (Chinaski), jak tylko znajdzie szczęście nie wie co ma zrobić. Zauważcie że zawsze jak mu się udaje odzyskać Karen robi coś co go u niej przekreśla (zdradza ją, albo coś równie głupiego).
P.S. gdyby po pierwszym sezonie Karen wskoczyła do samochodu Hanka, i twórcy dali napis "Żyli długo i szczęśliwie" nie było by pozostałych 4 sezonów tego serialu:P
hmm nie powiedział bym że Chinaski szukał szczęścia, powiedział bym że ma wszystko gdzieś. Wyznaczał sobie tylko czasem jakieś cele, często absurdalne. Co nie zmienia faktu że faktycznie na nim wzoruje się postać Hanka, co jest w serialu kilka razy podkreślone.
Chinaski był cynikiem (w tym pierwotnym starożytnym znaczeniu). Może faktycznie nie szukał szczęścia, ale jak przypadkiem je znalazł, to szybko od niego uciekał. Np. w Barfly zamieszkał z tą kobietą, wydali jego książkę (albo opowiadanie, już nie pamiętam:P) i on poszedł do baru, wydał całą kasę stawiając wszystkim, a następnie zostawił kobietę i dalej mieszkał jak żul. Taki miał styl życia, i Hank ma podobnie, z tym że ma dużo więcej kasy i żyje ok 40-50 lat później i świat wygląda całkiem inaczej.
No waśnie tutaj jest ta zasadnicza różnica, że Chinaski po prostu nie chciał być szczęśliwy, a przynajmniej nie za długo, bo taki stan mu nie odpowiadał, najzwyczajniej w świecie sam je odrzucał. Hanka też czasem przerastały sytuacje kiedy wszystko się układało, ale on jednak dąży do tego żeby znaleźć szczęście, z tym że to ono omija go szerokim łukiem :) Która z książek Bukowskiego najbardziej przypadła Ci do gustu? Jak dla mnie jest to Faktotum, jest świetna. Bez względu na upodobania, każdy komu pożyczyłem tą książkę jest pod wrażeniem.
Masz rację.xd Może dlatego bardziej lubię Hanka, on przynajmniej się stara. Jak już napisali wyżej czasem mu zazdroszczę że ma takie "świetne" życie, a innym razem mu współczuję że mu się nie układa. W każdym bądź razie lubię mu dopingować. Jeszcze ktoś pisał że to bardziej komedia. Jest tutaj też dużo dramatu, np. kiedy umarł jego ojciec i nie chciał jechać na pogrzeb. Jak na końcu odcinka czytał jego list, to szczerze się wzruszyłem. Bywa.xd Mój ulubiony serial:)
A co do Bukowskiego. Zdecydowanie Szmira, ale Factotum też jest dobre. Dużą wadą jego twórczości jest to że ciężko jest go dostać w bibliotekach. Z drugiej strony fajnie by było mieć jego oryginalne pozycje na półce, może kiedyś.xd