No co tu dużo mówić. Jednym słowem festiwal lewackiej, żenującej propagandy. A szkoda, bo były momenty naprawdę fajnej magicznej fabuły.

Pierwsze odcinki to zalew feministycznych bzdur i miliona sloganów o wyimaginowanej dyskryminacji, rasizmie, szowinizmie i tym podobnych. Jeśli ktoś da radę to przetrwać, to w drugiej części pierwszego sezonu mamy całkiem fajną magiczną fabułę. Na początku drugiego sezonu jeszcze jakoś się trzyma, ale później już tylko równia pochyła. Brakło pomysłu na fabułę to znowu wracamy do śpiewki z dyskryminacją i dokładamy kilka lesbijek i dwa transy, w okół których balujemy łącznie z kilkanaście odcinków. Natomiast końcówka trzeciego serialu już tak nie trzyma się kupy, że do końca nie wiadomo o co w tym wszystkim chodzi.

Postaci zbudowane dramatycznie.
Macy zapowiadała się fajnie jako naukowiec łączący swoją wiedzę z magią, ale później te eksperymenty ograniczono do minimum, a główną cechą postaci stały się wieczne fochy i nieporozumienia.
Maggie jako rzekoma empatka zupełnie nie trzyma się kupy. Co z niej za empatka, skoro jest rozchwiana emocjonalnie i kompletnie nie rozumie ani swoich emocji, ani emocji innych ludzi. Cały dar sprowadzono do tego, że może wysłać mgiełkę i zmienić komuś humor.
Na koniec Mel. Na początku była potwornie irytująca przez te feministyczny śpiewki i szukanie wszędzie dyskryminacji, mimo, że nikt jej jako lesbijce przez cały serial złego słowa nie powiedział. Wręcz przeciwnie cackali się z nią na tej uczelni, bo przecież jest z mniejszości, więc musi mieć zawsze racje. Ale koniec końców jak przestała rzucać frazesami to dało się ją polubić. Chyba jako jedyna była spójna, ponieważ zrobili z niej taką najstarszą (mimo, że była środkowa) siostrę, która martwi się o pozostałe i dba przede wszystkim o siostrzaną więź.

Reasumując, nie umywa się to do pierwotnej serii, ale pierwszy sezon można obejrzeć, bo było kilka fajnych zwrotów akcji i magicznych zagadek.